Michał Woś: z młodzieżowej rady do prawdziwej władzy
Rozmowa z najmłodszym założycielem komitetu wyborczego w wyborach samorządowych 2014 w Raciborzu. Michał Woś przez wiele lat działał na rzecz Młodzieżowej Rady Miasta, był organizatorem powiatowego konkursu Wiedzy o Społeczeństwie w I LO. Aktualnie studiuje prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Dlaczego już w tak młodym wieku zdecydował się pan na start w tegorocznych wyborach?
Zdecydowała o tym milość do Raciborza. Kocham to miasto, jego historię, tu się urodziłem, wychowałem i z tym miastem wiążą się jedne z najlepszych moich wspomnień. Ale gdy się kogoś (coś) kocha, to nie można bezczynie patrzeć jak to co kochamy upada. A Racibórz ogarnięty różnymi układami wymiera! Teraz mamy ostatnią szansę na zatrzymanie tego procesu.
Co szczególnie przeszkadza panu jako miłośnikowi Raciborza?
Miasto jest zarządzane niespójnie, bez wizji. Władza działa tak, że skacze od pomysłu do pomysłu, często popadając w sprzeczność. Jedynym elementem łączącym te działania jest chęć przypodobania się wyborcom, myśląc przy tym raczej o kolejnej kadencji. To prosta droga do upadku: zadowalać ludzi ochłap-projektami, zamiast realizować cele wielkie i ambitne. Wiem, że miałbym wyrzuty sumienia, jeśli bezczynnie bym na upadek Raciborza patrzył.
Z reguły ludzie młodzi nie wiążą przyszłości z Raciborzem, po studiach osiedlają się w ośrodkach gdzie zdobyli wykształcenie lub wyjeżdżają za granicę. Pana to nie kusi?
Start w wyborach, poza chęcią realizacji mojego programu, jest swego rodzaju manifestem, że nie wszyscy młodzi z miasta uciekają, że można stworzyć w naszym mieście takie warunki, by chciało się tu wracać. Przede wszystkim likwidując niepotrzebne bariery, które leżą w gestii samorządu - jak np. zdecydowanie za wysoki podatek od nieruchomości duszący przedsiębiorców.
Jest pan aktualnie studentem na uczelni w Krakowie. Jak pan sobie wyobraża wypełnianie mandatu radnego, który musi być na dyżurach, w komisjach i na sesjach?
Niezależnie od tego, czy pyta pan o czas, odległość czy wiedzę o tym, co w mieście się dzieje, nie mam żadnych obaw. Naprawdę poświęcenie trzech dni w miesiącu na sesje rady i posiedzenia komisji nie jest wielkim wyczynem - w Raciborzu bywam zdecydowanie częściej, w końcu Kraków nie leży na drugiej półkuli. A w dobie tak rozwiniętej komunikacji - mój mail czy telefon bez problemu w sieci można znaleźć - nie obawiam się o brak kontaktu z mieszkańcami czy o brak czasu dla nich.
Nie obawia się pan, że wyborcy potraktują pański start jako próbę zdobycia pewnych pieniędzy z miejskiej kasy na końcowe miesiące studiowania?
Piąty rok studiów będę miał znacznie luźniejszy, bo w poprzednich latach zdołałem nadrobić program. Ten fakt zresztą podkreśla bardzo ideowe podstawy mojego kandydowania, bo student piątego roku prawa, któremu do skończenia studiów pozostała do napisania tylko magisterka, bez problemu znajdzie pracę i to z pensją zdecydowanie wyższą, niż dieta radnego. Ja postanowiłem z tego - dla Raciborza- zrezygnować. Będę obowiązki radnego wykonywał jak należy - rzetelnie i sumiennie.
Którego z kandydatów na prezydenta miasta zamierza pan poprzeć w wyborach?
Korzystając z dobrodziejstwa jednomandatowych okręgów wyborczych powołałem własny komitet wyborczy i cenię sobie tą niezależność, ale też nie jest tajemnicą, że różni kandydaci na prezydenta o poparcie się ubiegają - rozmowy trwają, a ja nie wykluczam, że któregoś z kandydatów poprę. W każdym razie interesuje mnie tylko ciężka praca dla Raciborza przy współpracy z osobami, które też będą zajmować się miastem i dobrem wspólnym jego mieszkańców, a nie dbaniem o własny interes.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Ludzie
Poseł na Sejm RP