Tu nie trzeba robić porządku - wywiad z ks. dr Jerzym Palińskim
ŚWIERKLANY. Od połowy sierpnia nowym proboszczem parafii pw. Św. Anny jest ks. dr Jerzy Paliński. Wcześniej pełnił funkcję rektora seminarium, a teraz jako duszpasterz będzie prowadził życie religijne parafii. Jak twierdzą mieszkańcy Świerklan, ich parafia zawsze miała szczęście do proboszczów. Czy tak będzie i tym razem?
Szymon Kamczyk. Czy już się ksiądz zaaklimatyzował w Świerklanach?
Ks. dr Jerzy Paliński. Zawsze chciałem być duszpasterzem. Chyba po to każdy kleryk idzie do seminarium, aby zostać księdzem, czyli właśnie duszpasterzem. Moje losy potoczyły się nieco inaczej, bo pojawiły się studia, a później różnego rodzaju praca w diecezji. Ciągle jednak pozostało we mnie to pragnienie duszpasterstwa. Co prawda bardzo późno, bo mam 9 lat do emerytury, ale cieszę się, że mogę prowadzić parafię. Dodatkowo pozytywnie nastraja mnie fakt, że jestem proboszczem parafii tradycyjnej i mam nadzieję, że nikt nie obrazi się, że tak ją nazwałem. Tutaj jest dużo roboty, bo ludzie przychodzą do kościoła i jest to duża satysfakcja.
Studiował ksiądz na Uniwersytecie Wiedeńskim. Jakie są różnice między kościołem w Austrii i w Polsce?
Austria to kraj bardzo katolicki, natomiast problem w tym, że oni wierzą w Boga, kochają go, ale niekoniecznie wierzą w prawdę wiary: „wierzę w jeden święty, powszechny i apostolski Kościół”. Mówię tutaj o sytuacji we Wiedniu, z czym zetknąłem się osobiście, choć wiadomo, że obraz stolicy to nie zawsze obraz całego kraju. W każdym razie nie ma tam więzi pomiędzy biskupem a wiernymi, nawet czasem pomiędzy proboszczem a wiernymi. Ja tu w Świerklanach od początku zostałem zaakceptowany jako ksiądz, a we Wiedniu ksiądz, nawet jako rodowity Austriak nie zawsze jest zaakceptowany. Jest to Kościół, który ma też swoje plusy, bo świeccy są mocno zaangażowani, jednak nie czują więzi z Kościołem. W Austrii pojawił się np. pomysł referendum na temat bożych przykazań. Jest to kompletnie niekatolickie. Nie możemy dyskutować na tematy dogmatyczne.
Jako rektor zrobił ksiądz porządek w seminarium duchownym, a teraz będzie robić porządek w Świerklanach?
Nie zrobiłem porządku w seminarium i zdecydowanie nie mam zamiaru robić żadnego porządku na parafii. Jestem raczej takim, który zmiany, jeśli są konieczne, wprowadza bardzo powoli. Być może nawet zbyt powoli. Mam zasadę, że jeśli coś dobrze funkcjonuje, to po co to zmieniać. Seminarium funkcjonuje już 450 lat, więc tam nie dało się zrobić wielkich zmian i reform, tylko klerycy są inni. Świerklańska parafia, natomiast, dzięki moim poprzednikom, ma wysoki poziom duszpasterstwa. Po co więc robić tu zmiany, czy wręcz porządki.
Podczas naszego spotkania przy okazji jubileuszu par z 50-letnim stażem małżeńskim, duży nacisk kładł ksiądz na samorząd. Dlaczego?
Jest to moje oczko w głowie, bardzo mi się to podoba. W wielkich miastach niestety nie wygląda to tak jak w małych miejscowościach. Samorząd w mieście to większa anonimowość. Tutaj natomiast wszyscy ludzie się znają, a władze znają się z obywatelami. To jest dla mnie piękna idea samorządu, że my sami rządzimy sobą. Nasi przedstawiciele są stąd, znają tutejsze problemy ludzi i nie ma miejsca na anonimowość. Może się narażę, ale uważam, że polityka może być w Warszawie, ale na dole niech jest samorząd. Nikt w Warszawie nie może mówić jak władze w Świerklanach mają rządzić. To są ludzie stąd. To mi się właśnie podoba, że trafiłem do parafii, gdzie to wszystko jest normalnie. Gdy proboszcz na dożynkach jedzie bryczką razem z wójtem, albo gdy gmina organizuje wspomniany jubileusz cywilnego zawarcia związku małżeńskiego i zaprasza również proboszczów miejscowych parafii, to nikogo nie dziwi. To mnie bardzo cieszy.
W Świerklanach wielu ludzi czuje się Ślązakami, gmina przodowała nawet w spisie powszechnym pod względem ilości osób deklarujących narodowość śląską. Jak ksiądz do tego podchodzi?
Moje nazwisko wprawdzie kończy się na „ski”, ale mogę zagwarantować wszystkim, że mój dziadek urodził się w Łagiewnikach. Jestem z krwi i kości Ślązakiem i tego się nie wstydzę. Kocham swój region, tę ziemię. To jest moja ziemia, parafrazując słowa piosenki, to jest moje miejsce. Jestem Ślązakiem, kocham Śląsk, ale nie upolityczniam tego. Jestem za tym, aby funkcjonował język śląski, choć wiem, że jest tyle odmian naszego dialektu , że nie da się stworzyć jednego spójnego języka. Jestem za śląską kulturą, śląskimi piosenkami, zwyczajami, tradycjami. Nie wstydźmy powiedzieć się, że jesteśmy Ślązakami. Żaden Austriak nie odpowie na pytanie „kim jesteś?” - „jestem Austriakiem”. On odpowie „jestem wiedeńczykiem”, „jestem Tyrolczykiem”, „jestem z Karyntii”. Sprawą drugorzędną jest to, że on pochodzi z Austrii, z Europy. Liczy się region. Dlatego tak bardzo popieram naszą Małą Ojczyznę.
Czy ksiądz jako liturgista będzie specjalny nacisk kładł w tutejszej parafii na liturgię?
Tak. Rzeczywiście z wykształcenia jestem liturgistą, ale także osobiście kocham liturgię. Miałem to szczęście, że posłano mnie na studia, na przedmiot, który bardzo lubiłem. Chciałbym kłaść akcent na mszę świętą i owocny w niej udział. Pragnę swoją wiedzę liturgiczną przekuwać na konkretne zastosowanie w praktyce duszpasterskiej parafii. Nie muszę tutaj ludzi uczyć, że mają chodzić do kościoła, ale, że można lepiej i piękniej uczestniczyć we mszy świętej, tego można uczyć wszędzie.
Proszę powiedzieć jeszcze na koniec kilka słów o swojej pasji.
Nie ukrywam, że moją pasją są góry. Może nie wyglądam na sportowca, ale jeszcze potrafię na góry wchodzić. Nie chciałbym się chwalić, ale równo 3 lata temu byłem na najwyższym szczycie Kaukazu - Elbrusie, wznoszącym się na 5642 m. Ten rok, ze względu na przeprowadzkę, jest jednym z nielicznych, kiedy nie byłem na wysokości powyżej 3 tys. metrów. Nie jestem zwolennikiem zwiedzania gór za pomocą kolejek, tylko na własnych nogach. Wejście na 3 tys. metrów w Austrii może zająć nawet 10 godzin, ale warto. Podsumowując, moją pasją są właśnie góry i od wielu lat swój urlop spędzam w austriackim Tyrolu.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.