Posłowie w Kuźni Raciborskiej
Debata o Zbiorniku Racibórz... bez Raciborza
Rozbiórka części zapór bocznych, kolejne opóźnienia, rosnące lawinowo koszty inwestycji i ost atecznie wyrzucenie z placu budowy Zbiornika Racibórz firmy Dragados – to wszystko zaważyło na decyzji posłów, aby przyjechać do Raciborza i zobaczyć na własne oczy, co tu się wyprawia. Szukano winnych, padły konkretne zapowiedzi, nie obyło się też bez politykowania...
Cała okolica Raciborza wyglądała, jak jedno wielkie jezioro. Wspaniały to był, ale zarazem głębokim smutkiem przejmujący widok (...) Ile zaś woda wyrządziła straty w około Raciborza, ile łes ludzkich popłynęło i (...) rozpaczy nad poniszczonym plonem i dobytkiem, któż to zliczy? (pisownia oryginalna – red.)
Tak o powodzi z 1902 roku pisała ówczesna redakcja „Nowin Raciborskich”. Rok później miasto nawiedziła kolejna wielka powódź. Wówczas zaczęły rodzić się plany budowy zbiornika przeciwpowodziowego, który zabezpieczyłby ludność zamieszkującą tereny dorzecza górnej Odry. Niestety, w kolejnych dziesięcioleciach nie przystąpiono do ich realizacji, co dotkliwie odczuliśmy w 1997 roku. Od tej ostatniej, wielkiej powodzi minęło już 19 lat. W tym czasie powstał polder w Bukowie (sprawdził się w 2012 roku). Rozpoczęto też prace przy budowie Zbiornika Racibórz, które według pierwotnych zamierzeń miano zakończyć za... trzy miesiące – w styczniu 2017 roku. Tak się jednak nie stanie i właśnie dlatego posłowie przyjechali w minionym tygodniu do Raciborza i Kuźni Raciborskiej.
Sejmową komisję ochrony środowiska ściągnął na Raciborszczyznę poseł Czesław Sobierajski (PiS). We wtorek 25 października parlamentarzyści zwiedzali tereny Nadleśnictwa Rudy Raciborskie oraz plac budowy Zbiornika Racibórz (czytaj więcej na str. 13). W środę zawitali do Kuźni Raciborskiej, gdzie odbyło się posiedzenie komisji.
Posłowie pytają...
Początek obrad był dość nerwowy. Gabriela Lenartowicz (PO) pytała o terminy podpisania umów z Bankiem Światowym oraz Bankiem Odbudowy i Rozwoju na współfinansowanie zbiornika, przewidzianą w projekcie możliwość wykorzystania łupka o odpowiednim stopniu granulacji do budowy zapór bocznych i czy niedotrzymanie tego warunku było przyczyną zerwania umowy z wykonawcą zbiornika – firmą Dragados.
Poseł Czesław Sobierajski (PiS) pytał o nieodpowiedni jego zdaniem nadzór inwestorski. – Kto za to odpowiada? – zwrócił się do wiceministra Mariusza Gajdy (PiS), próbując dowiedzieć się, dlaczego wykorzystanie nieodpowiedniego materiału przez Dragadosa zostało wychwycone tak późno i trzeba było rozbierać gotowe wały. Nie krył również oburzenia faktem, że zbiornik, który pierwotnie był pomyślany jako „mokry”, zaczęto budować jako „suchy”, o co obwinił rządy Platformy Obywatelskiej.
Poseł Ryszard Wilczyński (PO) chciał z kolei wiedzieć, czy ministerstwo ochrony środowiska uzgodniło już z ministerstwem gospodarki morskiej plan przebudowy zbiornika na mokry i jakie będą koszty realizacji tego przedsięwzięcia.
Wiceminister odpowiada
– W tej chwili musimy kontynuować zbiornik suchy – odpowiedział wiceminister Mariusz Gajda, wskazując, że gdyby teraz zdecydowano się na nadanie zbiornikowi kolejnych funkcji, konieczne byłoby uzyskanie na nowo pozwoleń, co wstrzymałoby budowę o 5-10 lat. Rząd planuje dokończyć budowę zbiornika jako polderu, aby dopiero później rozbudować go o dodatkowe funkcje, co mogłoby kosztować nawet 800 mln zł.
Wiceminister odniósł się też do kwestii użycia łupka przy budowie zapór bocznych. Wyjaśnił, że „inżynierowie nie są zgodni”, czy materiał ten nadaje się do tego celu. Niezależnie od tego Dragados użył łupka o nieodpowiednich parametrach, dlatego też musiał rozebrać wały na własny koszt. Mariusz Gajda podkreślił, że to dzięki nadzorowi RZGW w Gliwicach udało się te nieprawidłowości wykryć, dlatego kierownictwo i pracownicy tej instytucji nie zasłużyli na naganę tylko pochwałę.
Sam proces budowy zbiornika określił jako „zły” – ze względu na mieszanie się do niego polityków oraz przedstawicieli Banku Światowego, który udzielił Polsce pożyczki na budowę zbiornika i miał optować za wyborem firmy Dragados na wykonawcę inwestycji. Wbrew zaleceniom komisji przetargowej.
Przypomnijmy, Dragados złożył najtańszą, wartą 936 mln zł ofertę. Była ona o 60% niższa od kosztorysu inwestorskiego. – Niektóre osoby z Banku Światowego wymuszały pewne rozwiązania (...) dlatego też zostały zgłoszone wnioski do organów ścigania – mówił w Kuźni Raciborskiej minister M. Gajda.
Ponadto wyjaśnił, że proces zerwania umowy z Dragadosem trwał pół roku. Stało się tak, ponieważ kontynuowanie prac z tą firmą jako generalnym wykonawcą inwestycji nie gwarantowało zakończenia robót w 2019 roku. Teraz należy spodziewać się ogłoszenia przetargu na projekt wykonawczy, a później kolejnego – na dokończenie budowy. Zdaniem ministra, ukończenie budowy w III/IV kwartale 2019 roku jest nadal realne.
„Totalna bzdura”
– Słyszeliśmy wczoraj, że atest do wykorzystania łupka wydał jakiś instytut z Puław. No to sorry, to jest krótko mówiąc jakieś horrendum – skwitowała to wszystko wiceprzewodnicząca komisji Anna Paluch (PiS). Bzdurą określiła wybór procedur Banku Światowego do nadzoru inwestycji. – Ta firma powinna zniknąć z powierzchni Polski – mówił o Dragadosie poseł Jan Duda (PiS).
Posłanka Gabriela Lenartowicz zaapelowała, aby budowę zbiornika zostawić fachowcom, a nie politykom i „nawiedzonym hobbystom”. To ostatnie dotyczyło kapitanów żeglugi śródlądowej, którzy od lat zabiegają o to, aby zbiornik służył też do regulowania poziomu lustra wody dla potrzeb żeglugi po Odrze. – Wielka szkoda że w latach 2008-2015 zajmowali się nim politycy a nie fachowcy – odpowiedział posłance wiceminister M. Gajda. G. Lenartowicz zwraca jednak uwagę, że zbiornik był planowany jako suchy polder już w latach 2006 – 2008, gdy podpisano umowy na dofinansowanie oraz nadzór Banku Światowego nad tą inwestycją. – W czasie, gdy zapadały kluczowe decyzje determinujące przebieg procesu inwestycyjnego rządził PiS i to pełnomocnik tego rządu nadzorował program dla Odry a kluczowym nadzorującym był Mariusz Gajda – ówczesny Prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej – przypomina posłanka.
Samorządowcy mają głos
Obradom posłów przysłuchiwali się politycy samorządowi. Część z nich wykorzystała okazję, aby przedstawić posłom problemy, z którymi borykają się w swoich gminach. I tak wójt gminy Krzyżanowice Grzegorz Utracki przypomniał o drogach, które zostały zniszczone przez transport materiałów na budowę zbiornika. Wójt Bierawy upomniał się o brakujące wały przeciwpowodziowe, co przekłada się na zagrożenie powodzią również części gminy Kuźnia Raciborska. Z kolei burmistrz Paweł Macha lobbował za zbiornikiem w Kotlarni, który nie dość, że pełniłby funkcję przeciwpowodziową, to jeszcze przełożyłby się na większe zabezpieczenie przeciwpożarowe kuźniańskich lasów, w których brakuje wody.
Z okazji do przedstawienia posłom swoich racji nie skorzystały władze Raciborza – prezydent Mirosław Lenk spotkał się z posłami tylko na chwilę, przed wjazdem na teren budowy zbiornika (nie towarzyszył tam posłom, gdyż – jak powiedział – plac tej budowy widział już kilka razy), a na obrady w Kuźni Raciborskiej w ogóle nie przyjechał (przysłuchiwała się im wiceprezydent Irena Żylak). Posłowie nie usłyszeli więc o zasypanej przez Dragados ścieżce rowerowej, nie poznali również poglądu władz naszego miasta na kwestię budowy zbiornika. W tym czasie prezydent Raciborza był na Zamku Piastowskim w Raciborzu, gdzie przyjechał marszałek województwa śląskiego Wojciech Saługa. Panowie debatowali o kulturze.
Wojciech Żołneczko
W telegraficznym skrócie
• Zbiornik Racibórz nadal będzie budowany jako zbiornik suchy.
• Inwestycja zostanie zakończona w 2019 roku.
• Następnie suchy zbiornik przeciwpowodziowy zyska nowe funkcje – retencyjną oraz piętrzenia wody na potrzeby żeglugi śródlądowej.
• Szacunkowy koszt tej przebudowy to 800 mln zł.
Na podstawie wypowiedzi wiceministra ochrony środowiska Mariusza Gajdy