Siostry Elżbietanki na Starej Wsi - najbardziej śląski z zakonów żeńskich
Obok kościoła św. Mikołaja, na Starej Wsi, jest mały klasztorek Sióstr Elżbietanek. Kiedyś ich własnością był wielki i piękny budynek przy ul. Solnej 18, tam gdzie dziś jest archiwum miejskie. Pozostała tam po siostrach figura św. Elżbiety na frontowej ścianie.
Zgromadzenie Szarych Sióstr Elżbietanek – taka ich pełna nazwa – jest może najbardziej śląskim zakonem żeńskim. Założone przez Marię Luizę Merkert w Nysie, rozwijał się głównie na Śląsku. W trwającym Roku Życia Konsekrowanego poprosiłem o rozmowę s. M. Stellę, przełożoną małej wspólnoty na Starej Wsi.
– Wielu ludzi sądzi, że początek siostrom elżbietankom dała św. Elżbieta z Turyngii. Przedstawiona jest jako księżna spiesząca do biednych, a fartuch ma pełen róż.
– Św. Elżbieta jest naszą patronką. Wspólny jest ideał: zajęcie się chorymi i biednymi, ale naszą założycielką jest Maria Luiza Merkert, od 2010 r. z tytułem błogosławiona.
– Proszę kilka zdań o początkach zgromadzenia.
– Cztery dziewczyny w Nysie Klara Werner, rodzeństwo Matylda i Maria Merkert oraz Franciszka Wolf z własnej woli zajmowały się chorymi. Chodziło im o tych leżących w domach. Nie wszyscy w XIX w. znajdowali miejsce w szpitalach i nie wszystkich też było stać na opłaty; większość chorych leżała w domach. Nimi zajmowały się owe dziewczyny. A że miały spadek po rodzicach, były w stanie kupować lekarstwa i inne potrzebne rzeczy. Także swe zarobki – pracowały bowiem – przeznaczały na ten cel. Zamieszkały razem przy katedrze św. Jakuba w opuszczonym domu altarzystów. Wskazał im to miejsce ich ojciec duchowny ks. Fischer. Akceptował i błogosławił ich szlachetnej pracy. On też posłał je do Pragi, do nowicjatu sióstr Boromeuszek. Tam pracowały w szpitalu, ale czuły, że nie to jest ich celem, lecz bezinteresowna pielęgnacja chorych w domach. Wróciły więc do Nysy. Matylda i Franciszka pracując następnie w Prudniku zaraziły się tyfusem. Matylda zmarła, Franciszka wróciła do Nysy. Wkrótce potem w wypadku zaś zginęła Klara. Pozostały: dwie Maria-Luiza Merkert i Franciszka Werner.
Rok 1842 jest uważany za początek nowego zgromadzenia. Nazywano je szarymi siostrami, albo elżbietankami. Papież Leon XIII w r. 1887 zatwierdził ich zgromadzenie na prawach papieskich.
Maria Luiza Merkert zmarła w 1872 r. mając 55 lat. Zgromadzenie wtedy już liczyło 440 sióstr, rozmieszczonych w 87 klasztorach. Funkcję Matki generalnej objęła s. Franciszka, uchodząca za współzałożycielkę.
Abp Alfons Nossol zainaugurował 30 marca 1964 r. proces beatyfikacyjny dla naszej założycielki. 30 września 2007 r. M. Luiza Merkert została ogłoszona błogosławioną, dla s. Franciszki proces trwa.
– Kiedy przyszły siostry do Raciborza?
– Do Raciborza sprowadził je w 1867 r. ks. prałat Herman Schaffer, proboszcz Wniebowzięcia NMP. Sam dopiero co przybył do Raciborza, ale znał błogosławioną działalność naszych sióstr z rodzinnej Świdnicy. Trzy miesiące po swoim wprowadzeniu poprosił o trzy siostry, które wysłała żyjąca jeszcze wtedy M. L. Merkert. Zamieszkały z początku w wynajętym mieszkaniu, potem zamieniły je na większe przy ul. Solnej 18. Szybko zdobyły zaufanie ludzi i władz miejscowych, zaś pracy było tyle, że przybyły trzy dalsze siostry. W myśl konstytucji zakonnej, oddały się służbie potrzebującym bez względu na ich stan i wyznanie. Podczas wojny francusko-pruskiej pielęgnowały rannych w lazarecie; podobnie było potem w czasie I wojny światowej.
W 1901 r. zaczęto budować większy klasztor, ukończony rok później . Budynek był dwupiętrowy z bocznym skrzydłem dla osób starych obojga płci. Miejsca było dla 50 osób.
Zajmowano się też małymi dziećmi: siostry prowadziły w Raciborzu aż dwa przedszkola dla kilkuset dzieciaków. Liczba sióstr sięgnęła 21. Pod koniec lat trzydziestych ub. wieku władze faszystowskie odebrały siostrom przedszkola. Ludzie jednak dalej posyłali dzieci do sióstr.
Potem, wiosną 1945 r., przyszedł front. Klasztor przy ul. Solnej spłonął. Zaczęła się tułaczka. Siostry słabsze i starsze wiekiem umierały. Gdy wróciły do Raciborza, korzystały z gościnności różnych ludzi. Wnet jednak, przy wsparciu wielu dobrodziejów, potrafiły odbudować swój dom przy ulicy Solnej. Wprowadziły się tam na nowo w 1947 r.
W 1954 r. nasze siostry zostały wygnane przez władze komunistyczne, podobnie jak większość zakonnic. Pracowały jako szwaczki w Gostyniu Wielkopolskim. Wróciły w 1956 r., ale budynku przy ul. Solnej im nie oddano. W latach ich nieobecności urządzono tu przedszkole i tak miało pozostać. Do dyspozycji dano im kilka pokoi na piętrze z osobnym wejściem.
W 1973 r. siostry musiały ostatecznie opuścić siedzibę przy ul. Solnej; dano im w zamian opuszczony przez właścicieli dom przy kościele św. Mikołaja. Pozostały tylko trzy siostry. Tu mieszkają już ponad 40 lat. Przez długie lata ich praca była jeszcze związana z parafią na Rynku, dopiero w 1983 r. z ciężkim sercem ks. St. Pieczka zwolnił zakrystiankę s. Kamilę. Odtąd siostry przystały do kościoła św. Mikołaja.
Obecnie jesteśmy tu cztery siostry: s. M. Alfonsa, która gra na organach, s. M. Michaela – zakrystianka, s. M. Emanuela – katechetka i ja, s. M. Stella, ich przełożona. Nie zapominamy naturalnie o naszym głównym zadaniu, jakim jest zajmowanie się chorymi w domu, jeżeli nas ktoś potrzebuje. Współpracujemy z parafialnym Caritas.
– Można postawić osobiste pytanie? Jakie były początki powołania u siostry?
– Od dzieciństwa marzyłam, by być zakonnicą. Jestem daleko stąd, góralka z Limanowej. Stamtąd były rodem pewne siostry, elżbietanki nyskie. Zapoznałam się z nimi, gdy były w domu, nawiązałam kontakty. Namówiłam jeszcze kuzynkę, a gdy one wróciły do Nysy, to my z nimi. I tak zostałyśmy w Nysie: kuzynka i ja. Śluby zakonne złożyłyśmy w 1964 r. W ubiegłym roku obchodziłyśmy obydwie złoty jubileusz zakonny.
Pracowałam na początku jako katechetka w Nasiedlu, potem w szpitalu w Nysie. Byłam przez 20 lat w Raciborzu, potem jeszcze w Krzanowicach i na innych miejscach, teraz znów wylądowałam w Raciborzu.
– Zadowolona? Szczęśliwa?
– Bardzo, choć wszędzie są krzyże; mówią „kogo Bóg miłuje, tego i krzyżuje”. Teraz chcę tylko wytrwać do końca.
– Dokąd mają się zwrócić dziewczyny chętne dzielić z wami życie?
– Nasz dom macierzysty znajduje się w Nysie.