Foto Tkacz w obiektywie czasu [REPORTAŻ]
Na czerwonym krześle w zakładzie fotograficznym Tadeusza Tkacza, a później jego wnuka Macieja Kuski, siedziało przynajmniej pięć pokoleń raciborzan. Dziś jest ono symbolem łączącym 90 lat rodzinnego fotografowania, podobnie jak archiwalne zdjęcia, które tworzą historię odrodzonego państwa polskiego, jego losy podczas II wojny światowej, w czasach PRL-u i obecnie.
Pamiętnik pisany na froncie
Tadeusz Tkacz nie był zwyczajnym fotografem, choć w tym rzemiośle uczył się od trzynastego roku życia i do wszystkiego doszedł sam. Dziś, oglądając jego albumy ze zdjęciami widzę w nim przede wszystkim sprawnego reportera, który potrafił uchwycić każdy szczegół frontowego, a potem wojskowego życia nie zapominając w tym wszystkim o człowieku. Zanim jednak wyruszył ze swoim pierwszym aparatem na wojenną tułaczkę, przez 10 lat terminował u mistrza Zalegi w Sosnowcu. Robił tam właściwie wszystko, od bawienia dzieci, po sprzątanie, a skończywszy na nauce zawodu. Dla małego chłopca, który miał dziesięcioro rodzeństwa w domu, nie była to jednak nowość, a praca w zakładzie fotograficznym od początku wydawała się bardzo ciekawa. Choć rodzice przestrzegali, że z „robienia obrazków” trudno się będzie utrzymać, młody Tadek konsekwentnie uczył się fotografii i uwieczniał na niej wszystkie najważniejsze miejsca i wydarzenia. Dzięki tej pasji oglądamy dziś zdjęcia domu w Zagórzu, w którym przyszedł na świat, całej wielopokoleniowej rodziny Tkaczów, pierwszego zakładu, w którym terminował a nawet szklaku, który przebył podczas I wojny światowej w pruskim wojsku. Jest też inna pamiątka z tego okresu – frontowy pamiętnik. Okazuje się, że 18-letni chłopak ma nie tylko dobre oko do zdjęć, ale i świetne pióro. Poznajemy jego wojenną tułaczkę od Katowic przez Berlin, Francję, Rumunię, Jugosławię, Bułgarię, Turcję, aż po Krym. Wspomnieniami wraca też do czasów szkolnych, gdy mimo kar dokuczał najładniejszym koleżankom, bo jak pisze „zawsze był do kobiet uległym”. Mimo skończonych tylko kilku klas szkoły powszechnej posługuje się piękną polszczyzną. – Dziadek znał język rosyjski, niemiecki i trochę francuskiego. Miał słabość do polskich patriotycznych pieśni i nigdy nie rozstawał się z „Panem Tadeuszem”. Po mickiewiczowskim bohaterze dostał imię mój wujek, a jego pierworodny syn, zaś moja mama miała być Zosią, w końcu stanęło jednak na Krystynie – tłumaczy ze śmiechem Maciej Kuska.
W 1919 roku Tadeusz Tkacz trafił do pułku lotniczego Wojska Polskiego w Przemyślu gdzie latał w stopniu kaprala jako obserwator robiąc zdjęcia. – Dostał swój barakowóz i aparat fotograficzny do sporządzania map lotniczych. Brał go ze sobą do samolotu i robił zdjęcia dwoma obiektywami na płycie, żeby wychodziły bardziej plastycznie – wspomina jego wnuk. Po powrocie w 1921 roku do Sosnowca, pan Tkacz zaczął pracę w zakładzie portretowym Stanisława Lazara. Tam poznał przyszła żonę Marię, a cztery lata później założył swój pierwszy zakład fotograficzny. Rodzina spędziła w nim całą II wojnę światową, choć pan Tadeusz już nie jako właściciel tylko pracownik. – Niemcy bardzo lubili robić zdjęcia z egzekucji. Kiedy przynosili filmy do wywołania, jeden z nich zawsze towarzyszył dziadkowi w ciemni, by nie trafiły w niepowołane ręce. Dziadek miał jednak swoje sposoby, by ich wyprowadzić w pole. Dzięki temu mamy dziś w rodzinnych zbiorach mnóstwo historycznych zdjęć z tamtych czasów – wyjaśnia pan Kuska.
Pocztówki z Raciborzem
Z ziemiami odzyskanymi wielu Polaków wiązało nadzieję na lepszą przyszłość. Był wśród nich Tadeusz Tkacz, który przyjechał do Raciborza, jako jeden z pierwszych, w kwietniu 1945 roku. Na dobry początek zajął lokal przy ul. Daszyńskiego 3, w kamienicy, na miejscu której postawiono potem restaurację „Wiedeńską”. – To były piękne czasy. Wszyscy musieli mieć zdjęcia do nowych dowodów osobistych, było też mnóstwo ślubów, więc interes kwitł – opowiada Maciej Kuska. Pan Tadeusz miał jednak w sobie nadal żyłkę reportera, więc zdjęcia studyjne nie zaspakajały jego fotograficznego głodu. Ze swoim nieodłącznym aparatem towarzyszył więc raciborzanom w ich codziennym życiu: odbudowie zniszczonego miasta, uroczystościach państwowych i rodzinnych. Na jego zdjęciach oglądamy pierwszego prezydenta Pawła Lelonka przemawiającego podczas uroczystości przy ul. Szczęśliwej, otwarcie mostu na Odrze, zniszczony rynek i majową akademię w Raciborskim Domu Kultury, pełnym radzieckich żołnierzy. Niektóre z nich są zarazem pocztówkami. Za osiem lat pracy, jak to w Polsce ludowej bywało, podziękowano mu odbierając lokal. Na jakiś czas przeniósł więc swój zakład do Pietrowic Wielkich i dopiero po interwencji u Aleksandra Zawadzkiego mógł powrócić ze swoją działalnością do Raciborza. W 1962 roku Foto Tkacz zagościł przy ul. Mickiewicza i choć w innym lokalu, jest tu do dziś.
- Gdybym mógł ułożyć te wszystkie zdjęcia, które zrobił mój dziadek, moja mama, a potem ja, to pewnie wyszłoby tych kilometrów tyle co z Raciborza do Warszawy – mówi pan Maciej, który towarzyszył dziadkowi w ostatnich latach życia. Gdy tylko dowiedział się o jego chorobie, zaczął pomagać w rodzinnej firmie. – Byłem młodym i upartym chłopakiem, tak jak mój syn dziś, więc wydawało mi się, że do wszystkiego dojdę sam. Teraz żałuję, że o wiele rzeczy go nie spytałem, że go zbyt mało słuchałem, ale to jest cecha młodości – podsumowuje pan Maciej, który ucząc się przy dziadku zdał egzamin czeladniczy, a potem mistrzowski. Oglądamy wyretuszowaną kliszę, którą około dwóch godzin cieniowało się ołówkiem i kolorowane fotografie pani Krystyny, którą na zdjęciach uwieczniał jej ojciec. Retusz i kolorowanie starych zdjęć pan Maciej ma w jednym palcu, choć teraz takich zamówień jest coraz mniej. Powraca za to moda na fotografię czarno-białą, której mistrzem był Tadeusz Tkacz. Mimo upływu lat, wiedza, którą przekazał wnukowi wciąż okazuje się przydatna. Dziś pan Maciej sprawdza ją również u innych, zasiadając od 16 lat w komisji egzaminacyjnej w Katowicach. Od śmierci dziadka w 1976 roku prowadzi też zakład, w którym wyszkolił już 52 uczniów, na czeladników, w tym 5 mistrzów, z których dwóch zostało w Raciborzu.
Fotografia nie zna tabu
Oglądamy zdjęcia ślubne, bardzo charakterystyczne dla Tadeusza Tkacza, który młode pary ustawiał z profilu. W tej rodzinie ślubne fotografie to kolejna tradycja, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Pan Tadeusz fotografował swoją córkę z nowo poślubionym mężem, ta z kolei zrobiła zdjęcia ślubne swojemu synowi Maciejowi, a on córce Annie. Kiedyś to były wyłącznie fotografie studyjne, dziś młodzi wolą zdjęcia plenerowe i prześcigają się w oryginalnych pomysłach. – Fotografowałem pary w kopalni soli, w górach czy na lotnisku. Byli i tacy, którzy zażyczyli sobie zdjęcia w żwirowni. Ich kulminacyjnym momentem było pocięcie ślubnej sukni i wytarzanie się w piasku. Fotografia, na której pan młody wylewa na swoją żonę wodę przyniesioną ze studni jest jedną z moich ulubionych. Dodam tylko, że na dworze było około 35 st. C, a woda miała temperaturę zaledwie 4 st. – opowiada pan Kuska. Pomysły młodych par realizuje wszystkie, choć oczywiście nie jest to jedyna dziedzina, którą się zajmuje.
Jako pierwszy w Raciborzu zaczął robić fotografie kolorowe na papierze Agfa. Zajmował się fotografią medyczną i sportową. Od 15 lat współpracuje z Ludowym Klubem Sportowym Dąb Brzeźnica, w którym do dziś robi zdjęcia zapaśnikom. – Ćwiczę refleks, bo tam znaleźć dobrą pozycję to jest ułamek sekundy – tłumaczy. Fotografia sportowa to jego konik. Ponad 5 lat fotografował zawody żużlowe w Rybniku, których jest zagorzałym fanem, a w latach 60. robił zdjęcia kierowcom rajdowym, uzupełniając swoją kolekcję o zdjęcia Sobiesława Zasady i Andrzeja Jaroszewicza. Dla pana Macieja w fotografii nie ma tematów tabu. Od 30 lat robi zdjęcia niepełnosprawnym dzieciom w domu pomocy społecznej w Kietrzu, obsługiwał studniówki głuchoniemych i śluby niewidomych par. Największą frajdę sprawiają mu jednak wyjazdy w plener. Fotografuje wtedy dla przyjemności przyrodę, architekturę i życie zwykłych ludzi. Tak jak niegdyś dziadek, nie rozstaje się ze swoim aparatem. Dziś jest to Canon, ale przed nim było około 40 innych, które razem z tymi dziadkowymi tworzą pokaźna kolekcję historii raciborskiej fotografii. Podobnie jak zakład Foto Tkacz, który już na stałe wpisał się w krajobraz Raciborza.
Tekst Katarzyna Gruchot
Zdjęcia Paweł Okulowski
U Pana Tkacza byłem raz, polecam, bardzo miły Pan, za wszelką cenę starał się pomóc, przemiła osoba, przy najbliższej potrzebie zrobienia zdjęć wpadnę do jego salonu fotograficznego ;)