Istniało między nami pokrewieństwo dusz... Ksiądz Szywalski wspomina śp. ks. Mariana Żagana
- Mogę go nawet nazwać przyjacielem, ale takim, na którego patrzy się jakby z dołu i to nie tylko dlatego, że był wyższy wzrostem, ale dlatego, że jego osoba budziła respekt - pisze ks. Jan Szywalski o zmarłym niedawno wieloletnim proboszczu parafii w Raciborzu-Markowicach.
„Sługo wierny i roztropny, wejdź do wesela Pana swego”.
Byliśmy sobie bliscy, istniało między nami pewne pokrewieństwo dusz, mogę go nawet nazwać przyjacielem, ale takim, na którego patrzy się jakby z dołu i to nie tylko dlatego, że był wyższy wzrostem, ale dlatego, że jego osoba budziła respekt. To mówią wszyscy. Były ministrant Damian Machaj wspomina: „Trzeba przyznać, że Ksiądz onieśmielał nas bardzo. Samo jego pojawienie się w salce czy zakrystii kończyło błyskawicznie nawet największy rozgardiasz. Również jego powierzchowność sugerowała, że nie ma żartów – wysoki wzrost, wyprostowana postawa, sprężysty krok, a przede wszystkim ten mocny zdecydowany głos. Wiedzieliśmy również, że pod tymi zewnętrznymi atrybutami surowości kryła się prawdziwa serdeczność i troska o nas i o nasze wzrastanie w wierze”.
Przebieg życia
Urodził się 24 stycznia 1935 r. w Zebrzydowicach, na Ziemi Cieszyńskiej. Rodzina Żaganów jest tam poważana i rozgałęziona, ich domostwa zajmują w Zebrzydowicach bodajże całą jedną ulicę.
Normalny ciąg kształcenia pomieszała księdzu wojna, ale nie stracił żadnego roku: zdał maturę w Cieszynie w 1952 r., w tymże roku wstąpił do seminarium duchownego w Nysie i nie miał nawet 23 lat, gdy był przygotowany do święceń kapłańskich. Musiał jednak czekać aż osiągnie minimum wymaganego do święceń wieku i dopiero w lutym 1958 r. otrzymał z drugim kolegą, podobnie jak on zbyt młodym, świecenia kapłańskie w Zabrzu w kościele św. Jadwigi.
Po nich był 4 lata wikariuszem w kościele św. Mikołaja w Raciborzu. Było to jeszcze za czasów ks. proboszcza Poloczka. Jeszcze dziś, po 55 latach, dawni uczniowie ks. Żagana, wspominają jego wysoką postawę, długie kroki, za którymi trudno było nadążyć i stanowczy ton.
Następnie był krótko w Zabrzu wikarym u swego przyjaciela ks. Pyrchały, aby w 1965 r. zostać proboszczem w Bierdzanach k. Opola. Jego ekologiczna dusza niewątpliwie czuła się tu dobrze wśród lasów i blisko jeziora turawskiego. Tam odkrył, że w drewnianym parafialnym kościele pw. św. Jadwigi, pod warstwami farby kryją się cenne polichromie. W żmudnej pracy, centymetr po centymetrze, zaczęto je odsłaniać. M.in. pojawiła się tzw. „śmierć bierdzańska”, obraz kościotrupa – śmierci, którą nadaremno chce przekupić bogacz podając sakiewkę pełną pieniędzy. Zdążył dokończyć pracę, gdy ks. biskup zaproponował mu w 1980 r. parafię św. Jadwigi w Markowicach po ks. Chodurze, który pojechał na misje do Togo. Tu ks. Żagan miał przeżyć 30 lat jako proboszcz oraz 7 lat na emeryturze.