Słonko z onko
Od nieco ponad tygodnia trwa akcja zbierania pieniędzy na leczenie chorej na neuroblastomę Martynki Kaczmarek z Rybnika-Chwałowic. Niestety brakuje jeszcze dużo…
Znam się z Michałem od dziecka. Był pierwszy, który przywitał mnie po mojej przeprowadzce z jednego osiedla we Chwałowicach na inne. Zainteresował go motorower marki "Komar" od mojego taty. On raczej tego nie pamięta, miał trzy lata, czyli o dwa mniej niż ja. Zakumplowaliśmy się. Wszyscy na niego gadali "Bucek", do teraz nie wiem dlaczego, nie wiem czy on sam wie. Byli tacy "na placu", którzy nie wiedzieli, jak Bucek na serio ma na imię. Mieszkaliśmy 50 metrów od siebie, połączyło nas wspólne hobby – sport. Jeździliśmy na mecze żużla, piłki nożnej, czy koszykówki. Graliśmy w piłkę, w kosza i inne wymyślone przez nas „dyscypliny sportu”. Robiliśmy żużel na rowerach, budowaliśmy „obozy” w lesie, w wakacje spaliśmy w namiotach, chodziliśmy „na rapsa”. „Odwalaliśmy” też inne „numery", które nie nadają się do publikacji. Mieliśmy po prostu zwykłe dzieciństwo, standardową paczkę kumpli. Paczkę, która przetrwała lata. Zdarzały wspólne wypady w wakacje, gdzie na przykład zafarbowaliśmy sobie włosy na zielono, ale tylko na jasnowłosym Bucku było to poznać. Michał był lubiany przez kumpli i przez dziewczyny. W końcu zaczął chodzić z jedną z najładniejszych dziewczyn z górnych Chwałowic – Emilką, która okazała się także fajną, miłą koleżanką. Dorośliśmy. Ja wyjechałem na studia do innego miasta, ale dalej w weekendy się spotykaliśmy i chodziliśmy np. do knajpy na piwo (i nie tylko). Zaczęliśmy pracować. W końcu się wyprowadziłem. Bucek został i ładnie wyremontował stare mieszkanie babci, gdzie zamieszkał z Emilką. Urodziło im się dziecko. Martynce urządzili super gniazdko rodzinne. Nie spotykaliśmy się już tak często, ale kontakt zawsze był, choćby dzięki internetowi. W lutym z inicjatywy Bucka spotkaliśmy się starą paczką we Chwałowicach. Umawialiśmy się na wspólny wiosenny spływ kajakowy. Niestety nie udało się, bo...
Pewnego dnia Bucek przestał odbierać ode mnie wiadomości na WhatsAppie. Miałem obawy, że coś się stało, niestety miałem rację. Gdy w końcu się z nim skontaktowałem, to powiedział tylko tyle, że życie mu się zawaliło. Martynka ma raka… Zadzwoniłem do innego kumpla z tą wiadomością. Dwa stare konie płakaliśmy sobie do telefonu, jak małe dzieci. Zgodnie stwierdziliśmy, że musieliby mieć teraz drugie dziecko, bo inaczej dostana świra. Nie wiedzieliśmy, że Emilka jest w ciąży… Oboje byli zmuszeni zawiesić pracę. Bucek praktycznie zamieszkał w szpitalu. Były ponoć sytuacje, gdy Emilka z powodu ciąży nie mogła odwiedzać naświetlanej Martynki. Dramat… Lekarze mówili im, że mają się modlić o cud. Tak też robili i robią dalej. Któryś z lekarzy dał im namiar na niemiecką klinikę, jako ostatnią deskę ratunku. Tam życie Martynki wycenili na ponad półtora miliona złotych. Kwota kosmiczna, nie do uzbierania nawet przez całe życie przez zwykłego, szarego człowieka. Mimo to Bucek i Emilka zaczęli zbiórkę. Klinika chwali się 70-procentową skutecznością leczenia, jakie oferują Martynce. Każdy, kto ma dziecko wie, że nawet jakby dawało to tylko 1 % szans, to by walczył.
Rozpoczęła się akcja, głównie w Internecie. Każdy każdego namawia na wpłaty. Organizowane są aukcje przedmiotów i usług podarowanych przez znajomych i nieznajomych, przez firmy, a także przez małe dzieci, które oddają dla Martynki swoje zabawki… Akcję wsparły znane osoby: władze miasta Rybnika, przedstawiciele rozrywki (aktorzy, kabareciarze), sportu. 9 listopada w Domu Kultury we Chwałowicach odbędzie się charytatywny koncert. Na chwilę obecną zebrane zostało około 200 tysięcy złotych. To nadal o dużo za mało. Wiele osób mnie pyta, jak może pomóc. Odpowiedź jest prosta i niestety brutalna – pieniądze. Bucek mi powiedział, że chciałby, żeby półtora miliona ludzi wpłaciło po 1 złotówce. Niestety o to będzie ciężko. Na Facebooku pojawiła się grafika, żeby 32 tysiące ludzi wpłaciło po 50 złotych. O to też może nie być łatwo. Tutaj potrzebna jest jakaś „bomba”. Przyjaciele próbują dotrzeć do ludzi znanych, których odezwa mogłaby poruszyć lawinę. Z różnym skutkiem. Niestety czas leci nieubłaganie. Martynka póki co walczy, choć cierpi, to biega i skacze. Do zdjęć, choć wychudzona i łysa, pozuje z uśmiechem. Ma cztery lata, jest świadomym człowiekiem, który chce żyć. Nie pozwólmy, aby zgasła… Dla prawie wszystkich 1,6 miliona to kwota nieosiągalna, ale są tacy, którzy taką kwotą dysponują. Może wśród czytelników znajdzie się ktoś taki? Zapytacie dlaczego akurat miałby pomóc Martynce, skoro tyle innych dzieci jest chorych. A dlaczego nie? Ile razy zadawaliście sobie takie pytanie? Wszystkich nie uratujemy, ale spróbujmy uratować Martynkę. Czeka na nią młodszy brat – Maksymilian, który jeszcze niczego nie jest świadomy. Pozwólmy mu dorastać u boku starszej siostry.
W takich sytuacjach zdajemy sobie sprawę z tego, że „problemy” jakie mamy na co dzień, to żadne problemy. Że sprawami, jakimi zaprzątamy sobie głowę, typu modne w ostatnich dniach przepychanki wyborcze, to nic nie znaczące pierdoły. Niestety jednak żyjemy w świecie, gdzie wszystko kosztuje, nie ma refundacji takich lekarstw, które uratowałyby życie Martynki. Dlatego każdy, kto chce pomóc uratować tą ładną, małą dziewczynkę, proszony jest o wpłaty na podane tutaj konto:
www.kawalek-nieba.pl/martynka-kaczmarek/
Albo za pomocą tego portalu:
www.siepomaga.pl/walka-martynki
Udział w aukcjach (oddawać rzeczy, czy usługi oraz licytować to, co ktoś oddał) można wziąć tutaj:
www.facebook.com/MartynkaKaczmarekRybnik/
Łukasz Kozik