Sam przeciw sądom. Ciekawy przypadek Adriana Zemelki
Wyroki sądowe odebrały mu cały majątek. Prawie 7 lat spędził w więzieniu. Pochodzący z Pawłowa rolnik został w zakładzie karnym „mecenasem” aby odzyskać rodzinne dziedzictwo. Co osiągnął jako laik wśród sędziowskich tog? Czy prosty człowiek może stawić czoła światu kodeksów i paragrafów?
Przed siedmiu laty Adrian Zemelka miał w Pawłowie duże gospodarstwo rolne i śmiałe wizje przyszłości. Popełnił jednak złe czyny (nie są one bezpośrednio związane z opisywanym przez nas tematem, stąd nie poświęcamy im miejsca), trafił do więzienia na długoletnią odsiadkę i życie osobiste popadło w ruinę. – Nikt nie wierzył, że się z tego pozbieram – wspomina dzisiaj. Zanim go aresztowano popadł w długi. – Te zobowiązania w żadnym wypadku nie miały prawa zagrozić bytowi gospodarstwa. Jestem przekonany, że prowadząc gospodarkę spłaciłbym te długi, tym bardziej, że moja matka w pierwszym roku odsiadki je spłacała. Mimo spłat wierzycieli i tak do akcji wkroczył komornik, zapadła decyzja o zlicytowaniu gospodarstwa Zemelki – mówi nasz bohater. Podnosi do dziś, że wartość nieruchomości wielokrotnie przekraczała zobowiązania, a licytacja – jego zdaniem nie miała prawa dojść do skutku – odebrano mu ziemie należące przez wieki do jego przodków.
Chwycił się błędów
Pierwsza licytacja była nieskuteczna, nikt nie zgłosił się po włości Zemelki. W drugim podejściu ziemię sprzedano i nabył je znany w okolicy gospodarz. Przebywający wtedy w więzieniu właściciel znalazł w procedurze licytacyjnej wiele istotnych jego zdaniem błędów, na których wytykaniu służbom sprawiedliwości, zbudował dalsze postępowanie w tej sprawie.
Zemelka kwestionował sposób powiadomienia go o przeprowadzanej licytacji, a także wielkość wierzytelności. Korespondencję wysyłał raciborski sąd. Docierała do domu w Pawłowie, gdzie gospodarza nie było, bo przebywał wówczas w odosobnieniu. Dwukrotna zwrotka niedostarczonych Zemelce informacji pod jego domowym adresem, wystarczyła raciborskiej temidzie do uznania, że próby te były wystarczające. Tymczasem pan Adrian obstawał przy twierdzeniu, że list powinien był dotrzeć doń osobiście, wówczas przebywającemu w zakładach karnych w Katowicach i Strzelcach Opolskich.
Bez komputera, bez ksera
Kiedy nowy właściciel ziem po Zemelce zbierał plony z wielohektarowego areału, przebywający w więzieniu pawłowianin zmagał się z licznymi trudnościami, by sprawiedliwość stanęła po jego stronie. By zaskarżyć postanowienia sądowe i wytknąć błąd z adresowaniem korespondencji musiał wpierw zdobyć odpowiednie kodeksy. Tymczasem funkcjonariusze nie byli zainteresowani tym, by Zemelka pogłębiał wiedzę prawniczą. Prawniczy świat, w ogólnym zarysie był dlań czymś znanym, jednak szczegółowe obeznanie paragraf po paragrafie, dział po dziale – już nie. – W więzieniu nie miałem dostępu do internetu, ani ksera. Wszystko musiałem przepisywać odręcznie, a wysyłać za pośrednictwem więziennej administracji. Trzeba było liczyć na wyrozumiałość współwięźniów i życzliwość urzędników. Nie zawsze było z tym łatwo – przyznaje A. Zemelka.
Sąd Rejonowy odrzucił argumenty zlicytowanego gospodarza. Podobnie stało się w sądzie odwoławczym w Gliwicach. Zemelka nie dawał za wygraną. Poszedł ze sprawą do Sądu Najwyższego. Osobiście napisał doń odwołanie, prawnik jedynie je podpisał (wymóg proceduralny) i dopiero stamtąd pan Adrian wrócił z tarczą. W Warszawie przyznano mu rację w kwestii „adresowej”, co spowodowało, że decyzje, jakie zapadły przy licytacji jego własności nie były już prawomocne. Droga, którą nasz bohater podążał do tego momentu zajęła mu prawie 7 lat, z których większość spędził w odosobnieniu. Dopiero dziś staje z powrotem na nogi, wracając do momentu, od którego zaczęły się kłopoty.
Jeszcze proszę dodać iż Adrian to samotne 45-latek z poczuciem humoru pracowity skromny poszukujących drugiej połówki z którą mógłby się związać
Ale zakłamanie. Gdyby nie ten owy Gospodarz który kupił gospodarstwo Pan Adrian byłby na dnie. Szkoda ze redakacja ominęła najważniejsze czyli Mafie od której wszysko się zaczęło.