Jerzy Młynek: Zachęcajmy dzieci do robienia latawców [WYWIAD]
Z Jerzym Młynkiem - pasjonatem modelarstwa, twórcą koła modelarskiego dla dzieci w wodzisławskiej Zawadzie oraz pomysłodawcą zawodów latawców rozmawiamy o zapomnianej sztuce składania latawców i budowania modeli.
Fryderyk Kamczyk. - Od kiedy interesuje się Pan modelarstwem?
Jerzy Młynek. - Gdzieś w okolicach drugiej klasy szkoły podstawowej zacząłem interesować się tym tematem. Wtedy była ogromna trudność w zdobyciu materiałów. Chodziłem do zakładu rzeźniczego po szpilki, które były przez nich wykorzystywane. Aby je dostać musiałem zamiatać plac, w taki sam sposób zdobywałem też materiały w stolarni. Do budowania latawców wykorzystywana była gazeta robotnicza, a klej zastępowała mąka zmieszana z wodą. Tak w okresie mojego dzieciństwa zdobywało się i wykonywało latawce. Uczęszczałem też do modelarni w Pszowie. Jednak z uwagi na zainteresowanie piłką nożną zacząłem grać i nie kontynuowałem pasji modelarskiej. Całe życie myślałem o powrocie do tego zamiłowania i chciałem zacząć coś robić w tym kierunku. Niestety pracując jako strażak zawodowy i prowadząc swój zakład nie miałem czasu. Dopiero na emeryturze mogłem się temu poświęcić. W 2004 roku założyłem koło modelarskie działające przy parafii Podwyższenia Krzyża Św. w Zawadzie.
- Jak wyglądała działalność takiego koła?
- Początkowo uczestniczyło ok 10-12 dzieci. Każdy uczestnik dostał do złożenia konkretny model według planu oraz szczegółowej instrukcji. Dzieci musiały wykazać się swoją pracą, często bardzo dokładną. Listewki trzeba było precyzyjnie przygotować i posklejać. We wrześniu organizowaliśmy też święto latawca. Z tej okazji od 2006 roku odbywały się zawody latawców, które były skierowane dla dzieci nie tylko z koła modelarskiego. W pierwszym roku wysłałem zaproszenia do 11 szkół. Zawody zabezpieczała OSP Zawada. W całym okresie mojej działalności przez zawody przewinęło się ok. 250 dzieci. Skutkowało to tym, że część z nich zaczęła uczęszczać do mojej modelarni, do której przez te wszystkie lata uczęszczało ok 150 zainteresowanych. Modele wykonane na miejscu można było zabrać do domu. Braliśmy też udział w różnego rodzaju zawodach modelarskich np. w Gotartowicach. Startowaliśmy w różnych kategoriach: jaskółkach, modelach, rakietach itd. Takie zawody to zawsze bardzo fajne i ciekawe wydarzenie. Wśród moich wychowanków zdarzali się zwycięzcy takich nietypowych i rzadkich rywalizacji. Niestety modelarnie upadają, wiąże się to z brakiem zainteresowania. Mam jednak nadzieję, że się to zmieni.
- Jak zachęcić dzieci do takiej już dzisiaj nietypowej pasji?
- Kupiłem trochę modeli, które zamierzam rozdać dzieciom w szkole , może spróbuję ich jakoś zainteresować. Jest to jednak trudny temat. Kiedyś nabyłem 40 modeli, które wystarczyło poskładać i wystartować w zawodach. Poszedłem do szkoły i przekazałem je dzieciom z myślą, że przyjdą na zawody. Proszę sobie wyobrazić, że nikt z nich nie przyszedł. Jest to smutne. Może gdyby tablety i telefony umiały latać, to by się zjawili (śmiech). Za to przyszły osoby, które wykonały latawce z gałązek i innych pozyskanych części. To mnie ucieszyło i podbudowało, że warto coś robić. Muszę jednak powiedzieć, że kluczowym elementem w życiu młodego modelarza jest udział w zawodach. Tam widzi się radość i emocje. Mogę się pochwalić, że osiągaliśmy sukcesy i wielu moich wychowanków stawało na podium.
Jaką Pan widzi przyszłość dla młodych modelarzy?
Niestety w ostatnim czasie modelarnie zostały zamknięte ze względu na covid, część dzieci już nie powróci, ale mam nadzieję, że znajdą się chętni do rozwijania tej pasji. Od przyszłego roku planuję w Zawadzie reaktywować takie miejsce, w którym młodzi ludzi będą składali latawce i modele. Będę też organizował zawody latawców w Zawadzie. Zachęcam dzieci, ale też rodziców, aby próbować powrócić do tej formy aktywności, bo naprawdę warto. U mnie zajęcia są bardzo luźne. Ktoś buduje model, inny przegląda telefon, lecz każdy ma do wykonania swoje zadanie i musi zdążyć z pracą na zawody. Już teraz serdecznie zapraszam.