Przedszkole moim drugim domem
Jak powiedziała, czuje się dzieckiem reformy oświaty. Związana z wychowaniem, szkołą, pedagogiką, chyba od zawsze. Urodziła się w podczęstochowskich Pankach. W klasie piątej jej klasa otrzymała nowe podręczniki do biologii z pięknymi ilustracjami na ostatnich stronach. Z czcią i zachwytem odnosiło się wtedy do wiedzy, a nauka w podstawówce trwała po raz pierwszy osiem lat. Wcześniej istniał siedmioklasowy system. Zachwyt przyrodą sprawił, że chciała zostać nauczycielką biologii, ale sugestia pedagogów okazała się trafna. Pracę z dziećmi czuła od zawsze. To było jej powołanie.
Młoda i pełna ambicji Irena, zdała do Liceum Pedagogicznego. Wymagano zdolności muzycznych i plastycznych nie bez powodu. Tam otrzymała rzetelne i również praktyczne wykształcenie do tego, aby pracować z małymi przedszkolakami. Trzeba było w końcu zdać maturę próbną, a potem tę prawdziwą z trzech obowiązkowych przedmiotów: języka polskiego, matematyki i przedmiotów pedagogicznych.
Zaczęło się bardzo szybko poważne życie. Trudności z pracą na Śląsku sprawiły, że Irena Kublin pojechała do Wisły - Malinki. Tam nie tylko otrzymała pracę w szkole podstawowej, ale również mieszkanie. Jednak tęsknota za rodziną sprawiła, że po roku wróciła do rodzinnych stron - już do Gliwic. Zaczęła pracę w przedszkolu w Sośnicowicach. Tam zastała ją reforma wprowadzająca do „zerówki” elementy nauki pisania i czytania. Jako, że opracowała swoje lekcje pokazowe, została skierowana na studia wyższe bez egzaminów. I już w wieku 26 lat była młodą panią magister wśród przedszkolanek - jak na owe czasy, sytuacja wyjątkowa. Ale jaka osoba takie życie. Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Częstochowie, którą ukończyła, tylko poukładała jej wiedzę i praktykę. Dzisiaj wspomina, że szkoły dały jej wszechstronne przygotowanie.
Zanim Irena Kublin trafiła do Kuźni Raciborskiej, pracowała w Gliwicach - Łabędach przez 15 lat jako dyrektor przedszkola. Tę samą funkcję pełni od 1991 r. w kuźnickim Przedszkolu nr 2. Wychowała dwóch synów: Tomasza i Sławomira. Między nią a dziećmi istniało zaufanie i szacunek. Tyle wystarczyło, aby im przekazać wszystkie najcenniejsze wartości.
Przeszłość jest ważna o tyle, o ile rzutuje na przyszłość. Teraźniejszość liczy się najbardziej. To, co jest tu i teraz. A jest przede wszystkim praca z dzieckiem, jednostkowym i tym, które dzięki przedszkolu po raz pierwszy zaistniało w grupie społecznej. Nie da się ukryć, że placówka działa pod okiem pani Ireny na czysto demokratycznych zasadach, a więc każdy ma głos w sprawach dotyczących funkcjonowania instytucji. Działalność mojego 15-osobowego personelu ma wymiar społecznej służby, a nauczyciele pracują całą swoją osobowością, która styka się z żywą reakcją wychowanków - powiedziała Irena Kublin.
Nie można sobie pozwolić na flegmatyzm. Wymogi są takie same: trzeba być stanowczym, cierpliwym i szczerym. Chociaż, jak zauważyła dyplomowana już dyrektorka, dzieci się zmieniły. Są inne niż kiedyś, bardziej nerwowe, zapewne z powodu telewizji i braku spędzania czasu z rodzicami. Zbyt mało czyta się na głos współ-czesnemu maluchowi bajek. To one uspokajają, wyrabiają skupienie uwagi i wyobraźnię, w końcu to bajki uczą - wyznała wychowawczyni.
Wszystko, co osiągnęła zawdzięcza swej pracy. Kocha być z ludźmi, ale tak samo lubi przebywać samotnie, żeby się z pewnych spraw rozliczyć przed sobą. Najważniejsze jest poczucie szczęścia, które jej towarzyszy. Spotkała w życiu wielu mądrych i dobrych ludzi. Dlatego wspaniale współpracuje się jej z władzami gminy i rodzicami. Irena Kublin nie uznaje przedszkola jako przechowalni. Cały czas pracuje nad tym, aby polepszać warunki zabawy, snu, spożywania posiłków, aby uatrakcyjnić dzieciom czas.
Od syna kiedyś usłyszała: Mamo, ty więcej masz niż marzysz. Wielość koncepcji i braki w funduszach sprawiają, że jednak stoi mocno na ziemi. Pozyskuje sponsorów i prezentuje dzieci na zewnątrz. Dlatego podobno jej dzieciaki z osiedlowego przedszkola są najbardziej otwarte, nie boją się obcych. Napisała pięcioczęściową broszurę dla rodziców pt. „Czas na wychowanie szczęśliwego człowieka”. Teraz trwa jej skład w gliwickim Nowatorze. Wiele w niej praktycznych i życiowych wskazówek, jak wychowywać. Porównywała sytuacje przedszkoli na Zachodzie, w Niemczech i Włoszech. Nie mamy się czego wstydzić. Mogą nawet od nas czerpać - wyznała. Nagroda, zachęta i humor to dewizy Ireny Kublin w życiu i podejściu do dziecka. A jej niedawnym odkryciem stało się twierdzenie, iż dziecko najlepiej czuje się w bałaganie - to on daje mu poczucie bezpieczeństwa. Sama chodzi prostymi drogami i może dlatego trafiła do szczęścia i wielkiej satysfakcji. Dzięki prawdzie jest kobietą sukcesu, na który składa się praca wielu bliskich jej ludzi - męża, rodziny, współpracowników, a przede wszystkim dzieci, którym oddaje siebie codziennie.
A. Zimoń