Śródziemnomorskie Tahiti
Djerba leży u wschodnio-południowych wybrzeży Tunezji w pobliżu granicy z Libią. Od kontynentu dzielą ją zaledwie 2 km. Niektórzy mówią, że to śródziemnomorskie Tahiti, ze względu na jej wspaniałe warunki klimatyczne i możliwość wypoczynku także zimą. Wyspa znajduje się w śródziemnomorskiej strefie podzwrotnikowej, co oprócz 340 słonecznych dni w roku gwarantuje bajkowo kolorową roślinność i krzewy kwitnące przez cały rok. Temperatura stycznia to ok. 20-22 st. C. Krajobrazy typowe dla wyspy to ciągnące się na ogromnych przestrzeniach gaje oliwkowe oraz rosnące wszędzie palmy daktylowe i opuncje - kaktusy o spłaszczonych pędach, z pękami cierni.
Tunezyjczycy - jak wszyscy Arabowie - uwielbiają się targować. Handlowanie to rozbudowany ceremoniał. Zaczyna się od wyznaczenia ceny przez kupca, zwykle trzy lub czterokrotnie przekraczającej realną wartość towaru. Polak najczęściej reaguje wtedy okrzykiem „Jezus, Maria!”, co powtarzają kupcy w stosunku do nas po wypowiedzeniu ceny, nie rozumiejąc znaczenia słów. Brzmi to komicznie. Następnie wręcza się klientowi kartkę i długopis, aby napisał swoją cenę. Gdy ta zostanie uwidoczniona, kupiec krzyczy: „Bankrut!”. Oznacza to oczywiście, że gdyby sprzedał tak tanio, zbankrutowałby. Targowanie się trwa nieraz i pół godziny i obejmuje wybieganie zniechęconego klienta ze sklepu i pościg za nim handlarza. Nieodłącznym elementem ceremonii jest gestykulacja i ożywiona mimika twarzy. Wreszcie targ zostaje dobity zazwyczaj niewiele powyżej ceny, którą na początku proponował klient.
Po uroczystej kolacji sylwestrowej, na którą podawano owoce morza i dużo warzyw będących podstawą jadłospisu, oraz zabawie, następnego dnia wybrałam się na zwiedzanie wyspy. Na targowisku w Midoun kobiety ubrane były w kreacje przypominające indyjskie sari, na głowach zaś miały słomkowe kapelusze. Całość wyglądała nieco groteskowo, na dodatek niektóre czarnoskóre mieszkanki Djerby mają twarz niezwykle kontrastującą z jasnym kolorem odzienia. To potomkowie niewolników, których kilka wieków temu sprzedawano na targowiskach. W styczniu sprzedaje się na bazarze koper, zielony groszek, sałatę, pomidory, daktyle, świeże pomarańcze i mandarynki, marchew, granaty - wszystko olbrzymich rozmiarów.
Na wyspie jest też - to ciekawostka - najstarsza w Afryce północnej synagoga El Griba, wybudowana w VI wieku n.e. Zwiedzałam wytwórnię ceramiki pięknie zdobionej, najczęściej w kolorach żółtym, pomarańczowym, granatowym i niebieskim w stolicy garncarstwa - wiosce Guellala. Jest wykonywana ręcznie. Ciekawostką była figurka wielbłąda. Można było wlać jeden napój z góry, odwrócić figurkę i wlać drugi z dołu, mieszankę napojów wylewało się z pyska figurki. Wieczór spędziłam na souku, czyli tradycyjnym, wielokolorowym, gwarnym targowisku w stolicy wyspy Houmt-Souk. Koloryt takiego miejsca jest niepowtarzalny, a zapachy orientalnych przypraw mieszają się z zapachami perfum i kadzideł. Kupić można dosłownie wszystko: wyroby ze skóry, dywany, muszle, afrykańskie maski i wiele innych orientalnych pamiątek. Na stoisku mięsnym nawet głowę wielbłąda i krowy.
Innego dnia wybrałam się na zwiedzanie starych spichlerzy zboża na stałym lądzie afrykańskim oraz siedziby Berberów. Ta całodniowa wyprawa jeepami zaczęła się od przeprawy promowej na kontynent. Aż trudno uwierzyć patrząc na ogromne, kamienne spichlerze (kręcono w nich film „Gwiezdne wojny”), że gromadzono tu dwa wieki temu ziarno zbóż, dlatego że teren wokoło ma charakter pół-pustynny. Teraz zostały one zajęte przez handlarzy. Jednak najciekawszym wydarzeniem całego dnia było odwiedzenie siedziby Berberów - Chenini. W tej górskiej wiosce, skąd łatwo obserwować można było nadjeżdżających, ewentualnych wrogów, drążono a czasami kuto w skałach jaskinie na mieszkanie i dla dobytku. Do dziś kilkadziesiąt rodzin mieszka w tych warunkach, śpiąc na matach na kamiennej podłodze. Patrząc na skrajnie trudne warunki ich życia nie mogłam oprzeć się wrażeniu, jaka jest niezwykła siła ludzkiego przyzwyczajenia, bo przecież proponuje się im przeniesienie do mieszkań z wszelkimi wygodami typowymi dla współczesnej cywilizacji, z bieżącą wodą i sanitariatami.
Zatrzymaliśmy się także przy meczecie, do którego niewierni, a więc również chrześcijanie, nie mogą wchodzić. Wyznawcy islamu modlą się pięć razy dziennie z twarzą zwróconą w stronę Mekki. W drodze powrotnej pokazano nam m.in. cmentarz muzułmanów. Reakcja turystów na wskazanie miejsca ich pochówku jest zawsze taka sama: „Gdzie ten cmentarz?”. Groby bowiem nie są oznaczone napisami, a jedynie kamieniami w taki sposób, że z daleka przypomina on bardzo zaniedbane rumowisko.
Niezapomnianym przeżyciem był wieczór folklorystyczny. Rozpoczęły go występy tancerek w strojach regionalnych z dzbanami, przy akompaniamencie zespołu. Występował również pogromca węży i skorpionów, tancerz mający na głowie osiem dzbanów oraz Tunezyjka, która zaprezentowała słynny taniec brzucha. Mimo, że widowisko jest stworzone z myślą o turystach, widz daje się szybko wciągnąć w atmosferę tunezyjskiej egzotyki. Sprzyja temu akompaniament zespołu, grającego na flecie i bębnach. Zaklinacz węży i skorpionów demonstrował zebranym także niezwykle miłe, pustynne zwierzątko - fenka. Poczęstowano nas winem i regionalnymi potrawami, w tym najpopularniejszą - kuskusem z mięsem i warzywami.
Podróż do Afryki dostarczyła mi wielu fantastycznych wrażeń i mnóstwa przemyśleń. Warto mieć marzenia, warto je realizować. Potrzebny jest jasno wytyczony cel, trochę konsekwencji i... kredyt z banku. Afryka fascynuje swoją różnorodnością, strojami regionalnymi, zapachami targowisk, kolorową ceramiką, tańcami i smacznymi potrawami. Podziwiałam egzotyczne dla nas zwierzęta, zbierałam muszle o przepięknych barwach i kształtach, jadłam owoce morza. Podziwiałam wschody i zachody słońca nad Afryką i martwiłam się, że to tylko niecałe... 20 stopni C w pierwszych dniach stycznia. Zapamiętałam Tunezyjczyków jako ludzi gościnnych i do Polaków bardzo przyjaźnie nastawionych. Lubią pośmiać się i pożartować. Życie na Djerbie jest sielskie dla nas Europejczyków: mało samochodów, rześkie powietrze, brak przemysłu, a więc środowisko naturalne jest nieskażone.
I już na zakończenie garść ciekawostek. Wielbłąd i kobieta - jak mówią miejscowi - kosztują po ok. 1000 dolarów. Łatwiej jest stargować cenę za kobietę; Jeden dolar równa się 1,4 dinara tunezyjskiego. Dzieli się na 1000 milimów; Napiwki daje się praktycznie za wszystko i wszędzie, np. pokojówce 5 dinarów na zakończenie turnusu; Tunezyjczycy uwielbiają słodycze. Ciastka, tradycyjna miętowa herbata czy kawa są niewyobrażalnie słodkie; Na ulicach kobiety nie są widoczne. Pozostają w domu. Natomiast mężczyźni od rana do wieczora przesiadują w kawiarenkach popijając harbatę lub kawę (alkoholu muzułmanom pić nie wolno); Tunezja odzyskała niepodległość w 1956 r., a do dziś swobodnie można porozumieć się w języku francuskim. Językiem urzędowym jest arabski; Djerbę najczęściej odwiedzają: Włosi, Niemcy, Anglicy, Francuzi i Polacy; Najpopularniejsze pieczywo przypomina kształtem i smakiem francuskie bagietki; Słynne „róże pustyni” to skrystalizowany pustynny piasek z solą.
Ewa Halewska