Kulturowa pamiątka
Krowiarki to z pewnością jedna z tych miejscowości, gdzie mieszkańcy czują wciąż sentyment do własnej historii, śląskiej tradycji - i dzięki temu trzymają się razem. Świadczy o tym olbrzymie zainteresowanie, jakim cieszyła się niedawna uroczystość poświęcona Dziedzictwu Kulturowemu. Zorganizowana w miejscowej szkole, przy współudziale nauczycieli i uczniów podstawówki i gimnazjum, miała formę zbioru pieśni ludowych i przedstawień z życia śląskiej wsi.
Łączyła je w jedno stara tradycja, dziś już nieco mniej widoczna, ale wciąż żywa. Pieśni „Świeć, miesiączku”, „Głęboka studzienka” i „Zachodzi słoneczko” oraz melodie „Trojoka” czy „Grozika” budziły aplauz, a tańce ludowe, wykonane przez dzieci przystrojone w śląskie stroje, przypominały przedwojenne jeszcze czasy. A skecze po śląsku, o księżniczce na ziarnku grochu, motocyklistach, czy o reklamie lekarstwa nie tylko zaraziły wesołością, ale przypominały żywą gwarę miejscową i wiele zapominanych już słów, wychodzących z użycia, a niegdyś powszechnych na wsi.
Sporym zainteresowaniem cieszyły się również wystawy dokumentów, książek i starych fotografii, współczesnych zdjęć zabytków Krowiarek - z obowiązkowym pałacem von Gaschinów na czele - a także prezentacja multimedialna historii drugiej co do wielkości obecnie miejscowości w gminie Pietrowice Wlk. Można było się z niej dowiedzieć między innymi, gdzie mieściła się niegdyś Kopanina, jak przedstawiał się rodowód właścicieli pałacu, gdzie w czasie wojny ulokowane były na krótko lotniska zwiadowcze Niemców, a później i Rosjan...
Starszych gości interesowała równie mocno wystawa przedmiotów i dzieł ludowych. Można było się dzięki temu dowiedzieć, jak kiedyś nazywano przedmioty domowego użytku w gospodarstwie - na przykład że piły do drewna to „szrajtcogi”, małe piłki „sztichcojgi”, świdry to „borery”, cążki „szrigcange”, a hebel to „landhoubel”. Nie zabrakło na widoku takich skarbów jak stare gwoździe (zwane „hufnalami”), szpila do chlyba, krajalnia do kapusty, prasa do bułek, mała młockarnia („fachel”), noży do strugania końskich kopyt („kowole hokery”), podków zimowych i letnich i homontów dla krów i rumaków. A podobnych staroci, często zużytych przez czas i nadżartych przez rdzę, pewnie w niejednym gospodarstwie wciąż pełno się wala. Jak mówili organizatorzy wystawy, może lepiej nie wyrzucać ich na złom, ale przynieść choćby do szkoły - żeby dzieci mogły pamiętać, jak oma „warzyła”, a opa „strugoł”...
(sem)