Sztuka czytania (w myślach)
Pomimo burzliwego rozwoju technologii, nie udało się dotąd skonstruować urządzenia pozwalającego na czytanie w naszych myślach. Całe szczęście. Trudno sobie wyobrazić jak wyglądałoby nasze życie, gdyby coś takiego powstało. Mogłoby się nagle okazać, że największe szanse na przetrwanie i poradzenie sobie z nową rzeczywistością mają ludzie, u których myślenie pojawia się sporadycznie. Pozostali poddani by byli pełnej kontroli. Zupełny koszmar, jak u Orwella.
Z drugiej strony można zauważyć, że pragnienie odczytania myśli innych ludzi zdaje się być dość powszechne. Trudno się temu dziwić. To co jest nieznane, zwykle budzi zaciekawienie, ale też niepokoi. Trafne odgadnięcie tego, co myśli inny człowiek pozwala na przewidywanie tego, co zrobi.
Takiego zgadywania uczymy się od dzieciństwa. Już na etapie piaskownicy, na podstawie sposobu poruszania się mamy i jej miny, maluch potrafi się zorientować, czy coś jej się podoba lub nie. Nie trzeba chyba uzasadniać, jakie znaczenie ma taka umiejętność w świecie dorosłych. Jej brak może być źródłem poważnych problemów. Jej opanowanie też. Te problemy mogą się pojawić, gdy „czytanie w myślach” wejdzie nam w nawyk do tego stopnia, że traktujemy nasze oceny jako fakty. Wyobraźmy sobie siebie w roli rodzica, który po kolejnej wywiadówce dyskutuje z nastolatkiem o przyczynach nie najlepszych ocen. Aż się prosi, by powiedzieć mu: „...Bo tobie tylko gry komputerowe w głowie”, „...Bo ty myślisz tylko o...(dziewczynach, kumplach, motocyklach)....”. Pewnie w tej sytuacji nastolatek nie pozostanie dłużny: „...Bo ty byś chciał(a), żebym ja się na samych piątkach uczył”, „...Bo ty się złościsz, gdy tylko wychodzę z domu...”. Taki koncert czytania w myślach zwykle nie przypomina muzyki kameralnej. Rodzi też zupełnie odmienne emocje.
W taki sposób nie da się osiągnąć porozumienia. Rodzic, chcąc dać upust swojej frustracji przypisuje dziecku jakieś dążenia i motywy. Dziecko, w odpowiedzi robi to samo. Nie ma chętnych, by słuchać. Wszyscy chcą mówić. Skutek jest taki, że dziecko odchodzi w głębokim poczuciu, że rodzice go nie rozumieją. Rodzic pozostaje w przekonaniu, że dziecko lekceważy jego wysiłek, by sprawy toczyły się jak najlepiej. Czy w ogóle można temu zaradzić? Ktoś musi przerwać błędne koło czytania w myślach drugiego. Teoretycznie to bardzo proste. Wystarczy zacząć mówić o sobie - o swoich emocjach. Są jednak, co najmniej dwa powody, dla których w praktyce jest to trudne. Po pierwsze - emocje. „Czytanie w myślach” zazwyczaj jest zakamuflowaną formą wyrażenia własnych emocji. Kiedy rodzic mówi: „ Bo tobie tylko gry komputerowe w głowie...” - może to na przykład znaczyć: „Niepokoję się o Ciebie, boję się, że sobie nie poradzisz w szkole”. Szkoda, że dzieci słyszą tylko to pierwsze zdanie. Drugi powód wiąże się z reakcją na „czytanie w myślach”. Taką reakcją zwykle jest poczucie, że druga osoba wcale nie słucha tego, co się do niej mówi, że ją to nie obchodzi, bo już wszystko „wie”.
Przypomina to historię młodego harcerza. Pewnego dnia przyszedł on na zbiórkę zlany potem i spóźniony kilkanaście minut. Druh drużynowy musiał na to jakoś zareagować.
- Spóźniłeś się, co się stało?
- Przeprowadzałem staruszkę przez jezdnię.
- W porządku, to bardzo szlachetne, ale wytłumacz mi, jakim cudem zajęło ci to prawie 20 minut.
- Bo, druhu drużynowy, jak byliśmy już na ulicy, okazało się, że ona wcale nie chciała przejść.
Bardzo lubię tę historię. Często do niej wracam, wtedy, gdy odkrywam, że „wiem” co dla mojego rozmówcy jest najlepsze.
Roman Walczak