W czarnej skórze na dwukołowcach
Prawie sto motorów można było oglądać na dziedzińcu raciborskiego zamku w sobotnie popołudnie. Tam też zapaleńcy jednośladów z silnikiem spotkali się o godz. 17.00, by później kawalkadą przejechać pod kościół farny, gdzie odprawiono mszę św. za żyjących motocyklistów i tych, którzy co roku giną na trasach całej Polski. Nie zawadzi poprosić „górę” o błogosławieństwo i szczególną opiekę na drodze - tłumaczy Andrzej Złoczowski. Od pięciu lat nabożeństwo o błogosławieństwo Boże na nowy sezon motocyklowy odprawia proboszcz Ginter Kurowski, za co w tym roku otrzymał w podzięce krzyż z łańcucha i zębatki, napędzającej tylne koło.
W tym roku, wespół z proboszczem poprowadził mszę w koncelebrze, zaproszony przez organizatora, ks. Sławomir Nowak z Trzcinicy. Wikariusz od lat jeździ na harleyu i jest uznany nieoficjalnym duszpasterzem dusz zbłądzonych. Po nabożeństwie poświęcono stojące przed kościołem maszyny. A było co skrapiać wodą święconą. Tłumy gapiów krzątały się wokół wypolerowanych do ostatniej śruby i lśniących w popołudniowym słońcu maszyn. Były i ścigacze, i choppery, a nawet weterani polskich dróg - jawki i cezetki. Podczas tegorocznego zlotu nie zabrakło również silnej reprezentacji rybniczan z Andrzejem Szpilą na czele, którzy od lat przyjaźnią się z raciborską grupą motocyklistów. Szczególnie dopisała również grupa młodych jeźdźców na skuterach. W zlocie wziął także udział 65-letni raciborzanin, który od lat jeździ na jawie sport i nigdy nie odpuszcza sobie przyjemności spotkania się z innymi motocyklistami.
Dużą ciekawość zwiedzających wzbudził motocykl wykonany przez mieszkańca Pietrowic Wielkich - Olgierda Grzesika o pseudonimie Dziki. Mężczyzna złożył ponad 4-metrowy motor, montując w nim silnik i skrzynię biegów z zaporożca. Maszyna Ola została uznana za najoryginalniejszy motocykl, a jego konstruktor otrzymał zań w 1999 r. puchar z rąk prezydenta Rybnika. Ciekawostką był również piękny harley davidson WLA z 1942 r. Największe rozbawienie wśród oglądających, a nawet samych członków zlotu, wzbudził kilkuletni chłopiec, który pojawił się na miniaturowym harleyu. Chłopczyk jeździł wokół zaparkowanych „olbrzymów” ze smakiem zajadając lizaka.
Raciborzanie z entuzjazmem przyjęli gości na dwóch kółkach, machając do nich, uśmiechając się i wypytując ich o motocykle. Jednak największy błysk w oku mieli chłopcy, którzy zdezorientowani nie wiedzieli, do którego motocykla podejść w pierwszej kolejności. Mimo upalnej pogody posiadacze „cacek” ubrani byli w czarne skóry. Wielu z nich przypominało ubiorem i posturą członków motorowych gangów. Nie zabrakło też kobiet, które były ozdobą niejednego motocykla.
Jednym z celów inicjatorów zlotu, obok dobrej zabawy było uzmysłowienie ludziom, że motocykliści to nie brudasy, zawadiacy i pijacy, a czas spędzony na dwóch kółkach może być przyjemny.
Organizatorem zlotu był Andrzej Złoczowski, który pięć lat temu postanowił po raz pierwszy zorganizować zlot fanów z Raciborza i okolic. Dokładnie pamięta ten dzień, kiedy to w 1998 r. do Raciborza zajechało kilkadziesiąt maszyn. Brać motocyklowa wówczas dopisała. Stawiło się ok. 50 maszyn powożonych przez ludzi z Rybnika, Raciborza i okolic. Po mszy św. odbyło się spotkanie wśród swoich, lała się grochówka i łamano się chlebem - opowiada motocyklista. Tegoroczna impreza była już piątą z kolei, zorganizowaną na tak wielką skalę. W tym roku w organizacji zlotu dopomogło motocyklistom Starostwo Powiatowe.
Ewa Wawoczny