NIE
Ktoś, kto spróbowałby mierzyć ważność słowa jego długością, przy słowie „nie”, popełniłby straszliwą pomyłkę. To słowo, choć należy do najkrótszych, jest w przytłaczającej większości języków jednym z najważniejszych. Jest podstawowym narzędziem służącym do wyrażania odmowy, braku zgody na coś. Obok „tak”, jest jednym z dwóch słów pozwalających na krótkie i jednoznaczne, choć często bolesne dla rozmówcy, określenie swojego stanowiska.
Z technicznego punktu widzenia, umiejętność odmawiania jest niezwykle prosta. Sprowadza się ona do trzech etapów. Po pierwsze należy powiedzieć: „nie”. Po drugie, konieczne jest określenie tego, na co się nie zgadzamy. I po trzecie, przydatne jest podanie krótkiego, zwykle jednozdaniowego uzasadnienia odmowy. Proste, prawda? Znając te zasady, możemy wstąpić do ekskluzywnej restauracji, zamówić herbatę... i spokojnie odpowiadać odmownie na wszelkie sugestie kelnera dotyczące ewentualnych dalszych zamówień.
Niestety, z tym spokojem może być pewien problem. Wielu z nas, w sytuacji, kiedy trzeba komuś odmówić, czuje się bardzo źle. Niespodziewanie, bardzo ważne staje się nagle to, co on (ona) sobie pomyśli. A może lepiej, dla świętego spokoju, coś zamówić? Atmosfera zrobi się od razu mniej napięta. Kelner, widząc niezdecydowanie klienta, zacznie się starać jeszcze bardziej...
Dla dorosłego, odmawianie bywa trudną sztuką. Zastanawiające jest, że małe dzieci nie mają takich problemów. Kiedy taki maluch odkryje słowo „nie”, czerpie z jego używania autentyczną radość. Po prostu cieszy się, że może odmówić. I ćwiczy to nieustannie, tak skutecznie, że dorośli mówią o okresie przekory. Co więc takiego się dzieje, że w miarę upływu czasu, mówienie „nie”, może się stać coraz trudniejsze? Z grubsza rzecz biorąc, może się zdarzyć, że dziecko przeżyje wiele sytuacji, w których jego bunt i odmowa spotykały się z gwałtownymi, wzbudzającymi silny lęk reakcjami rodziców. Mając takie doświadczenia, trudno jest konfrontować się z innymi wprost. Aby zapobiec przykrym przeżyciom, człowiek zaczyna unikać sytuacji, w których trzeba się otwarcie komuś przeciwstawić. Zamiast powiedzieć „nie”, mówi: „nie wiem”, „zastanowię się”, „muszę jeszcze pomyśleć” - czyli, używając języka ludzi młodych, po prostu ściemnia. Oczywiście w pewnych sytuacjach, jak na przykład w rozmowie z szefem, może to być niezwykle pożyteczna umiejętność. W miarę upływu czasu, takie zachowanie nabiera cech sztywności, - niezależnie od okoliczności, przebiega według tego samego schematu. Osoba, która tak się zachowuje, zazwyczaj doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co powinna zrobić. Kiedy jednak trzeba podjąć działanie - wycofuje się, jakby z góry przyjmując, że nie ma prawa do odmowy. Za chwilę sama do siebie ma pretensję o takie zachowanie. Nie potrafi jednak inaczej, ponieważ korzenie opisanych reakcji tkwią w emocjach, a one niezwykle rzadko poddają się dyktaturze rozumu. I to one powodują, że proste rzeczy mogą się stać niewykonalne. Jeżeli ktoś nie wierzy, może się zastanowić, czy jest w stanie przejść bez zachwiania po pięciometrowej desce o szerokości 20 cm, umieszczonej pół metra nad podłogą. Jeżeli odpowiedź jest pozytywna, można przejść do drugiego etapu. Tym razem umieszczamy deskę na wysokości 30 pięter. Jedyne, co (poza krajobrazem) się zmienia, to poziom zagrożenia, - z czym wiąże się strach. Oczywiście, zmienia się też styl pokonywania deski. Na dużej wysokości, może zabraknąć gracji.
Mówienie komuś, co ma robić, by skutecznie mówić „nie”, jest równie dobrym pomysłem jak rada: „proszę się nie denerwować”.
Roman Walczak