Duża liczba bezrobotnych wcale nie oznacza, że łatwo znajdziesz chętnych do roboty. Z praktyki Powiatowego Urzędu Pracy wynika, że wymaga to włączenia się w krwiobieg szarej strefy. Około 5,2 tys. zarejestrowanych bezrobotnych, co przekłada się na stopę bezrobocia rzędu 13,2 proc. w 120 tys. powiecie, kreuje Raciborszczyznę na polskie eldorado. Podobnie niską liczbę osób bez pracy ma tylko Rybnickie. W Polsce tymczasem średnia stopa bezrobocia oscyluje wokół 17,4 proc. Zewsząd w powiecie słychać jednak narzekania, że brakuje pracy, a bezrobotnych jest znacznie więcej niż wynika ze statystyk, bo około 5 tys. ludzi stale zarobkuje na Zachodzie.
„Tym statystykom tak do końca nie można wierzyć” - mówi Edmund Stefaniak, szef Powiatowego Urzędu Pracy w Raciborzu. Emigranci zarobkowi mogą być traktowani jako rzesza bezrobotnych, ale i grupa dobrze zarabiających. Zarabiają duże pieniądze, które wydają w swoich rodzinnych stronach. Wystarczy spojrzeć na wioski wokół Raciborza. Są jakby trochę wyludnione, ale nikt nie powie, że mieszkańcy cierpią biedę. Jak liczny jest powiat widać w okresie świąt. Przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą sklepy przeżywają nawałnicę klientów, na parkingach brakuje miejsc. „Wielu specjalistów wyjechało, przez co dziś trudno znaleźć ludzi do pracy w niektórych zawodach” - stwierdza Stefaniak, który szuka odpowiedzi na coraz częściej stawiane dziś pytanie: dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze. Blisko 2,2 tys. bezrobotnych mężczyzn, oficjalnie jedynie 70 ofert pracy miesięcznie,
a na spotkanie z pracodawcą branży budowlanej, który potrzebuje dziesięciu ludzi przychodzi tylko trzech. „Zaproszenia wysłaliśmy do ponad dwudziestu osób, co do których byliśmy przekonani,
że się ucieszą” - słyszymy w PUP-ie.
Odpowiedź na postawione wyżej pytanie tkwi w specyfice szarej strefy. Małe i średnie przedsiębiorstwa potrzebują siły roboczej, ale nie przy takich kosztach pracy (ZUS, podatki, inne składki), jakie rodzą przepisy. Poza statystykami PUP-u funkcjonuje rozwinięty rynek pracy, ale działający na zasadzie z rączki do rączki, ewentualnie jakaś mała oficjalna pensyjka - wyjaśnia Edmund Stefaniak. W ten to sposób jakoś sobie radzą ślusarze, tokarze, frezerzy, sprzedawcy i budowlańcy. Przy tych profesjach trudno o oficjalny, dobry angaż. Pociechy w tym niewiele, bo pracownicy i pracodawcy znaleźli tylko kompromis w sytuacji, w której prawo pracy i ubezpieczeń społecznych jednych i drugich w jakiś sposób krzywdzi. Raciborzanie, którzy mają niemiecki paszport z kompromisu tego korzystać nie muszą. Pracodawcom na Zachodzie opłaca się ich zatrudniać legalnie. Korzystają ze wszystkich uprawnień socjalnych.
Rynek wykreował też zawody cał-kowicie deficytowe. Jak dowiadujemy się w PUP-ie, chronicznie brakuje kierowców z uprawnieniami do prowadzenia autobusów i samochodów ciężarowych. Ze świeczką dziś można szukać stolarzy. Oferty pracy dla nich zdarzają się nader często.
Psikusa pracodawcom sprawili absolwenci. Ruszył program „Pierwsza praca”. Zainteresowanie wśród pracodawców jest bardzo duże. 40 młodych osób znalazło już zatrudnienie, ale następnych nie ma ... bo się nie zgłaszają - tłumaczy Stefaniak. W PUP-ie tłumaczą, że albo wyjechali na krótko do Niemiec lub Holandii, albo korzystają z wakacji. Wielu zapewne będzie się chciało dalej uczyć.
G. Wawoczny