Ochrzczony „Frederic”
Pogranicznicy z Raciborza już dawno podejrzewają, że część alkoholu sprzedawanego w Czechach, jak i po polskiej stronie w pobliżu przejść granicznych wcale nie jest produktem legalnych gorzelni. Na rynku operują bowiem dzikie rozlewnie, które rozprowadzają trefny towar za pośrednictwem bezrobotnych dorabiających w ten sposób na utrzymanie.
Tego typu przypadek ujawniła, 7 września, Śląska Straż Graniczna z Raciborza. W trakcie patrolu na jednym z osiedli w Jastrzębiu Zdroju funkcjonariusze zauważyli młodego mężczyznę wkładającego do samochodu mercedes karton, z którego wydobywał się charakterystyczny brzęk szkła. W trakcie legitymowania okazało się, że było w nim 15 litrowych butelek wódki czeskich marek. Alkohol nie posiadał polskich znaków akcyzy. Zatrzymany 22-letni mężczyzna, mieszkaniec Jastrzębia Zdroju, okazał się jedynie pośrednikiem. Na co dzień bezrobotny, w ten sposób sobie dorabiał.
Samochód i alkohol okazał się własnością 54-letniej mieszkanki Jastrzębia. Podczas kontroli w jej mieszkaniu znaleziono butelki napełnione wódką oraz puste, przygotowane do rozlewu. Ujawniono także oryginalne etykiety czeskich marek: „Silber”, „Kreuz” i „Fredeic” oraz zakrętki. W sumie zabezpieczono 100 butelek wódki. Mamy podejrzenia, że alkohol rozlewany w tym mieszkaniu może być wytwarzany ze skażonego metanolem spirytusu - powiedział nam kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy ŚOSG. Właścicielka mieszkania przyznała się do nielegalnej działalności. Obecnie Straż Graniczna wyjaśnia wszelkie okoliczności sprawy. Sprawdza, skąd pochodził rozlewany alkohol.
(waw)