W środku szwedzkiej zimy
Szóstka nauczycieli i uczniów miejscowej szkoły spędziła prawie tydzień w szwedzkiej Umei. To kolejna wizyta w ramach programu europejskiego Socrates - Comenius, którego uczestnikiem jest kuźniańska placówka.
Nauczyciele oraz trójka uczniów wyjechała w lutym do Szwecji, by spędzić kilka dni w Umei, mieście liczącym sto tysięcy mieszkańców. Grupa kuźniańskiej szkoły - Alicja Kołtoń, Agnieszka Ochalska, Anna Mościcka oraz Karolina Tokarska, Irena Maron i Piotr Parczewski - spotkała się tam z uczniami jednej ze szkół w Umei oraz uczestnikami programu z innych krajów. Skandynawia była więc w ostatnim czasie ich głównym punktem docelowym - poprzednia wizyta miała miejsce na Islandii. A następna tym razem zaplanowana została w Polsce - właśnie w Kuźni Raciborskiej. Kraj krótkiego dnia
Do Umei grupa z Kuźni dotarła samolotem z Krakowa, przesiadając się jeszcze w Kopenhadze (podobnie przebiegała trasa powrotu). W Szwecji przywitała ich prawdziwa zima - mroźna, ale bardzo śnieżna. Miasto, leżące w środkowej Szwecji, kilkanaście kilometrów od zachodniego wybrzeża Bałtyku, o tej porze roku cieszy się dziennym światłem zaledwie pięć do sześciu godzin na dobę. Dzień zaczynał się około dziewiątej rano, a kończył już przed trzecią. Mieszkańcy regionu są jednak przyzwyczajeni do takich warunków życia. Samo miasto nie oferowało zbyt wiele do zwiedzania, bo liczy sobie niewiele ponad sto lat. Jednym z najstarszych budynków był tam ratusz miejski. W ratuszu mieliśmy spotkanie z wiceburmistrzem oraz osobą zajmującą się miejscową oświatą, opowiedziano nam o szwedzkim modelu edukacji i trochę o historii regionu - powiedzieli uczestnicy wyprawy.
Lekcje bez dzwonka
Kuźniańska grupa została zakwaterowana w jednej z dzielnic willowych miasta, u rodzin uczniów szkoły. Pierwszego dnia miała spotkanie w szkole, zapoznając się z jej pracą i organizacją zajęć. Szwecja ma jedne z najwyższych podatków w Europie, ale na przykładzie wyposażenia szkoły w której byliśmy widać, że pieniądze są przeznaczane na konkretne cele. Oświata nie narzeka na brak funduszy, to jeden z priorytetów społeczeństwa - powiedziały nauczycielki. Każdy uczeń ma prawo do jednego posiłku dziennie, posiada dostęp do sprzętu komputerowego, który jest zresztą nowoczesny i podłączony do internetu. Na korytarzu szkolnym znajdują się niewielkie boksy, w każdym z nich komputer - uczniowie mogą wejść do sieci i łączyć się z całym światem, szukać potrzebnych informacji lub wymieniać wiadomościami. Wyposażenia i książek nikt nie musi nosić ze sobą do domu, przed lekcjami i po zakończeniu zajęć zostawia w szkole na własnych półkach. Podobnie nauczyciele dysponują materiałami na miejscu i nie taszczą grubych programów ze sobą do domów. Ciekawe, że szwedzka szkoła nie zna czegoś takiego, jak dzwonek na lekcje. Każdy nauczyciel ma ustalony plan zajęć, lekcje mogą być dwudziestominutowe, pięćdziesięciominutowe lub godzinne. Każdy wie, kiedy i gdzie się odbywają - objaśniła Agnieszka Ochalska. Praca placówki odbywa się przez to płynnie - nie ma nagłego ruchu na korytarzu, każda grupa po zajęciach bierze z półek inne książki i spotyka się z innym nauczycielem.
Zespół szkolny w Umei to placówka o trzech oddziałach - szkole podstawowej, gimnazjum i dodatkowo szkole integracyjnej dla dzieci niepełnosprawnych. Sposób pracy nauczycieli z uczniami także odbiega w nich od naszych wzorców - bardzo dużo czasu poświęca się na praktyczne ćwiczenia. W szwedzkiej szkole nauczyciele odpowiadają cały czas na pytania uczniów, gdy pracuje się nad jakimś tematem. U nas jest na odwrót - to nauczyciel pyta. Na lekcjach angielskiego, które wszyscy Szwedzi mają obowiązkowo od pierwszej klasy, pracuje się nad konkretnymi tematami w grupach. Na przykład współpracując z historykiem. Jedna z lekcji, na której byłam, polegała na omawianiu amerykańskiej deklaracji niepodległości i pisaniu prac na jej temat - wyjaśniła Agnieszka Ochalska. Każda szkoła musi w ciągu roku przeznaczyć na dane zajęcia określoną pulę godzin. Najwięcej na języki obce, szwedzki i matematykę. Z nich też uczniowie zdają egzaminy po zakończeniu podstawówki i gimnazjum. W Umei większość młodzieży może pójść po szkole średniej od razu na uniwersytet - miasto posiada go bowiem u siebie - może też uczęszczać do innych placówek.
Towarzyskie łosie
Umea, choć młoda i nie mająca zbyt wiele zabytków, nadających się do zwiedzania, bardzo się uczestnikom wyprawy podobała. Miasto jest przestronne, zorganizowane, sporo w nim terenów zalesionych. W większości dzielnic dominują domki jednorodzinne. Dużo jest tam obiektów rekreacyjnych. Byliśmy raz na trasie narciarskiej, gdzie na oświetlonym terenie można do woli biegać na nartach - powiedziała Alicja Kołtoń. Zaś zima, choć mroźna i charakteryzująca się sporymi wahaniami temperatury, bywa tam ładniejsza od naszej. Wszędzie leży gruba warstwa śnieżnego puchu - a na drogach, wysypywanych specjalnym drobnym żwirem, nie widać żadnego ciemnoszarego brudu. Pewnego dnia grupa wybrała się na wycieczkę do lasu - na skuterach - i przekonała się, że jazda na nich nie jest taka prosta i łatwo wylądować w wielkich zaspach. Innego popołudnia gospodarze zawieźli uczestniczących w programie nauczycieli na farmę renów i łosi, jednej z wielu w okolicy. Zwierzęta te, o charakterystycznym wielkim porożu i długim pysku, są dla Szwedów tym, czym dla nas krowy i stanowią podstawę gospodarki hodowlanej kraju. Same łosie i renifery na farmie okazały się nad wyraz towarzyskie. Ich mięso serwuje się we wszystkich restauracjach. Smakiem jednak się niczym nie wyróżnia. Gdyby nie powiedziano nam, że jemy mięso renifera, pomyślałybyśmy, że to jakaś zwyczajna pieczeń wołowa - stwierdziła A. Kołtoń. Szwedzi w swym menu mają poza tym kilka innych specjałów - oprócz szerokiego zestawu serów choćby ciasto przekładane mięsem i warzywami.
W tygodniowej wyprawie do Umei uczestniczyła nie tylko polska grupa z Kuźni, ale także uczniowie i opiekunowie grup z Czech, Danii, Bułgarii i Islandii. Wszyscy spotkają się ponownie, tym razem w Kuźni Raciborskiej za niespełna dwa miesiące.
(sem)