Strzecha w rodzinnych wspomnieniach
Mój dziadek Krystian Niewrzoł w latach 1968 - 1972 był kierownikiem Spółdzielczego Domu Kultury „Strzecha” w Raciborzu. Często opowiadał mi o historii tej placówki i jej działalności.
Dowiedziałem się od niego, iż mój prapradziadek Jan Bulenda w okresie międzywojennym był związany ze „Strzechą” jako pracownik spółki budowlanej będącej założycielem tego Ogniska Kultury Polskiej, a potem jako uczestnik III Powstania Śląskiego. Natomiast prababcia Maria Niewrzoł występowała w amatorskim teatrze „Strzechy” między innymi w głównej roli przedstawiania katolickiego „Święta Tereska”. Jak wspomina dziadek, sztukę reżyserował ówczesny działacz Związku Polaków w Niemczech p. Wiktor Jasny, stolarz z ul. Kościelnej. Najbardziej ciekawe wydają mi się jednak zdarzenia z działalności Spółdzielczego Domu Kultury w latach 1969-1970. Wtedy mój dziadek Krystian jako bardzo młody kierownik Strzechy organizował wiele interesujących i ciekawych imprez oraz widowisk folklorystycznych. Między innymi wspólnie z instruktorami zespołów: Panem Piotrem Liberą - dyrygentem chóru, Panem Jamnickim - kapelmistrzem, Panią Zofią Remszą - choreografem i Panem Jerzym Widerą przygotowali inscenizację dawnego „Wesela raciborskiego”. Słynny zbieracz i kompozytor pieśni ludowych Pan Roman Masarczyk zgodził się ułożyć scenariusz i skomponować muzykę. Mój dziadek koniecznie chciał, aby główne role, czyli rodziców pary młodych oraz starostów weselnych grali prawdziwi Ślązacy w swoich oryginalnych strojach z XIX wieku. Odwiedził wtedy wiele osób. Ale one mu odmawiały tłumacząc się: „Juje, wiycie jako to bydzie gańba? Sąsiedzi i znajomi sie zy mie wyśmieją”. W końcu zdecydowały się po długich namowach Panie: Kochanowska, Szulczyk i Kamińska oraz Panowie Kampka i Piotr Koza - rolnik z Sudołu. Grał on starostę panny młodej. W scenie ukazującej przyjazd pana młodego wraz z krewnymi do gospodarstwa swojej przyszłej żony aby ustalić warunki małżeństwa i się oświadczyć, przyszły starosta - Pan Koza stawiał coraz większe wymagania, a gdy już nie wytrzymał zaczął wypędzać gości krzycząc „Uciekejcie mi z tego placu”. Pan Koza był przyzwyczajony, tak jak większość ludzi w Raciborzu do słów: „Rauss mi z tego placu!”. Prapremiera widowiska „Wesele Raciborskie” odbyła się na estradzie pod basztą przy placu Długosza. Zgromadziły się tam tłumy raciborzan i gości. Orszak weselny wyjechał na konnych bryczkach i drabiniastych wozach spod budynku „Strzechy”. Było to wielkim przeżyciem również dla wykonawców - amatorów. Przed rozpoczęciem przedstawienia instruktorzy i członkowie zespołu przypominali Panu Kozie aby się znowu nie pomylił i swoją kwestię wypowiedział w czystej gwarze śląskiej. Ale starosta weselny tak przejął się swoją rolą i widocznie pod wpływem treny we wspomnianej scenie krzyknął głośno jak nigdy dotąd: „Rauss mi z tego placu!”. W tym momencie pozostałych wykonawców ogarnął dziki śmiech. Wtedy starosta, chcąc widocznie poprawić wypowiedź znowu zawołał „Rauss mi z tego placu!”. Publiczność nie wiedząc o co tu chodzi, również zaczęła chichotać i bić brawa. Pan Piotr po tym przedstawianiu oświadczył, iż on inakszy już nie umi godać i rezygnuje z występów. Jednak mój dziadek uparcie i z trudem każdorazowo jeżdził do jego domu bądź szukał Go na polu i przekonywał do udziału w kolejnych przedstawianiach „Wesela raciborskiego” w okolicznych miastach i na terenie przygranicznych miejscowości w Czechosłowacji, na zaproszenie Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego.
Prezentowana powyżej praca 14-letniego Szymona Pantoła z Gimnazjum nr 3 w Raciborzu wygrała konkurs pt. „Strzecha” w rodzinnych wspomnieniach”, zorganizowany przez Raciborskie Centrum Kultury w związku z jubileuszem 90-lecia DK „Strzecha”, który obchodzono we wrześniu ubiegłego roku.