Wyspa bezludna
Na raciborskich wsiach trudno było przekroczyć 50-proc. frekwencję w referendum, bo znaczna część mieszkańców przebywa na robotach w Unii Europejskiej. Porównując liczbę gimnazjalistów i urodzeń w ich roczniku widać, że oficjalne dane na temat ludności powiatu raciborskiego niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Jest nas znacznie mniej niż sądzimy, a skutki te są wielorakie.
Brutalną prawdę pokazało referendum i przeprowadzony w minionym roku Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań. Znacząco zweryfikował on liczbę mieszkańców powiatu raciborskiego. Według zameldowań powinno nas być blisko 120 tys., a jest o ponad 15 tys. mniej, czyli około 12,5 proc. W głosowaniu za czy przeciw UE jedynie w Raciborzu i Kornowacu frekwencja przekroczyła 50 proc. W gminach ościennych, gdzie mieszka ludność z pochodzeniem niemieckim mająca podwójne paszporty, oscylowała średnio wokół 45 proc. Różnica również wynosi blisko 12 proc. Spis prawdy
Wstępne dane Narodowego Spisu są zaskakujące - pisaliśmy już w minionym roku. W latach 80. i 90. wyemigrowało, przede wszystkim do Niemiec, 15.316 osób. Jedni na stałe, inni w celach zarobkowych pozostawiając w rodzinnych stronach jedynie żony i dzieci. Średnio dla całego powiatu korekta stanu osobowego wynosi 12,5 proc. Najmniejsza jest w Raciborzu i Kornowacu - gminach, w których jest jednocześnie najmniej ludności pochodzenia niemieckiego (Kornowac do 1939 r. był w granicach Polski, reszta powiatu w III Rzeszy). Najwięcej w pozostałych samorządach, gdzie większość obywateli ma niemiecki paszport.
Dane ze spisu są jednak obarczone błędem. Pokazują co prawda skalę migracji, jak można się domyślać ostatnich dwóch dekad, ale do grona nieobecnych zaliczają również tych, którzy wyjechali kilkadziesiąt lat temu, a nadal są zameldowani w Polsce. Trudno przez to powiedzieć, ile rzeczywiście ludzi liczy powiat np. z osobami, które wyjechały tylko za pracą, a nie na stałe z rodzinami. Dane o frekwencji z referendum nie wnoszą nic nowego. Na listach uprawnionych do głosowania są bowiem osoby od dawna zamieszkałe w Niemczech, czyli wyborcze martwe dusze.
Młodzi utraceni
Znacznie więcej mówi nam porównanie liczby uczniów w gimnazjach powiatu z liczbą dzieci z ich rocznika. Po pierwsze, dane obejmują drugą połowę lat 80., kiedy rozpoczęła się duża fala emigracji spowodowana niepewnością co do zmian w Polsce i lata 90., które charakteryzowały wyjazdy w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. Po drugie, brak dziecka z danego rocznika w szkole oznacza wprost, iż wyemigrowała cała rodzina.
W 1986 r. w powiecie przyszło na świat 1840 dzieci. Obecnie do gimnazjów uczęszcza 1525. Różnica niebagatelna - 17,2 proc. W 1989 r. urodziło się 1794 dzieci, a chodzi do polskich szkół 1616. Tu różnica wynosi 10 proc. Widać więc (patrz tabelka obok), że z roku na rok ubytek się zmniejsza. W latach 90. spadek został jeszcze bardziej wyhamowany, co przekonuje, że emigrację na stałe zastąpiły wyjazdy zarobkowe. Dzieci pozostały w rodzinnych domach i są wychowywane przez dziadków lub jednego z rodziców.
Skutki demografii
Sytuacja społeczno-gospodarcza ziemi raciborskiej nie może być dziś analizowana bez uwzględnienia zmian w demografii. Te zaś mają pozytywne i negatywne skutki, przy czym trudno dziś ocenić, które przeważają.
Spadek stanu ludności wpłynął kojąco na rynek pracy. Gdyby nie zatrudnienie w Niemczech, stopa bezrobocia byłaby większa niż obecne 14-15 proc. i to przynajmniej o kilka punktów procentowych, które zbliżyłyby powiat raciborski do średniej wojewódzkiej i ogólnopolskiej. Szacuje się, że stale zarobkuje w Niemczech i Holandii około 5 tys. mieszkańców powiatu mających podwójne obywatelstwo. Doraźnie uspokaja to nastroje, ale i podraża koszty pracy. Bezrobocie na Raciborszczyźnie jest mniejsze niż w innych regionach, ale poza miastem trudno znaleźć fachowców w niektórych zawodach.
Formalnie ludzie są rejestrowani w pośredniaku, praktycznie zarabiają około 4 tys. zł miesięcznie w Holandii i Niemczech. Hamuje to rozwój lokalnej przedsiębiorczości, bo miejscowy pracodawca przegra więc bój o ręce do pracy z biurem pośrednictwa werbującego na Zachód. W dłuższej perspektywie też takie zarobkowanie nie wyzwala w lokalnej społeczności przedsiębiorczości, której efektem byłby rozwój sektora małych i średnich firm. Ma ona zaspokojone potrzeby i nie widzi sensu inwestowania np. w warsztat rzemieślniczy. Perspektywa otwarcia zachodnich rynków pracy dla wszystkich obywateli krajów kandydujących do UE powinna zmienić tę sytuację. Zarabiane pieniądze być może sfinansują nowe miejsca pracy, a nie remonty domów czy zakupy samochodów.
Gdyby nie wyemigrowało średnio około 12-13 proc. dzieci urodzonych w latach 80., problemu z naborem nie miałyby niektóre gimnazja wiejskie, a przez kilka lat również szkoły ponadgimnazjalne. Na rok 2003/2004 przygotowały one 2150 miejsc, podczas gdy mogą liczyć na niewiele ponad 1500 dzieci. Różnica to przynajmniej jednak duża szkoła do likwidacji. Jak ważki jest to problem i ile może wywołać niepokoju pokazuje przykład prób połączenia Zespołu Szkół Zawodowych i Budowlanych oraz mocno niepewna przyszłość ZST w Kuźni Raciborskiej.
Mniej mieszkańców to mniejsza siła nabywcza, a więc skurczony rynek konsumencki, odczuwający ożywienie dwa razy w roku - podczas świąt, na które ludzie z Zachodu ściągają do domów. Całoroczna stagnacja handlu prowadzi małymi krokami do ograniczenia zatrudnienia.
#nowastrona#
Zaniżone są też, o czym była mowa, dane na temat frekwencji wyborczych. W ostatnich wyborach parlamentarnych i samorządowych była w rzeczywistości o kilka lub kilkanaście procent większa, bo przecież kilkanaście tysięcy osób nie poszło głosować, gdyż po prostu nie było ich w kraju.
Brakujące osoby nie płacą w Polsce podatków dochodowych. A jako, że część tych podatków dostają gminy, więc spadają też ich realne wpływy. W 2002 r. było to już bardzo widoczne. Rzeczywiste wykonanie budżetów po tej stronie, w stosunku do prognoz resortu finansów, było mniejsze o kilkanaście procent, choć trzeba uczciwie dodać, iż zbiegło się również ze zubożeniem społeczeństwa.
Odleciały bociany
Gdyby nawet wszyscy emigranci wrócili, to i tak rzeczywista liczba ludności powiatu będzie spadać, a to z powodu ujemnego przyrostu naturalnego. Cmentarze zapełniają się dziś dużo szybciej niż sale porodowe. Wniosek: społeczeństwo Raciborszczyzny się starzeje, zaczyna przypominać to na Zachodzie, gdzie malejąca populacja młodych ma ogromne problemy z utrzymaniem seniorów. Skutki tego są już dziś zauważalne. Pracę tracą przedszkolanki, nauczyciele w podstawówkach i gimnazjach. Prawdziwy szok demograficzny czeka jeszcze szkoły ponadgimnazjalne. Praca na raciborskim rynku będzie droga, bo wielu młodych z podraciborskich wsi widzi swą przyszłość na zachodnich rynkach pracy. Nie osłabia się emigracja młodych z samego Raciborza, który stracił swój dobry wizerunek jeszcze z lat 80. Dobrze wykształceni chcą wyjeżdżać, szukać szans w dużych ośrodkach.
Czy coś jest w stanie odwrócić te trendy? Najprawdopodobniej wstąpienie Polski do Unii Europejskiej i otwarcie dla Polaków zachodnich rynków pracy. Mieszkańcy powiatu raciborskiego z niemieckim paszportem spotkają się z dużą konkurencją i to nie tylko z Polski, ale i np. Czech oraz Węgier. Ci, którzy dziś z żyją z pracy na Zachodzie wrócą, albo zgodzą się zarobkować za mniejsze pieniądze. Byłoby dobrze, gdyby już dziś uwzględniali ryzyko konieczności powrotu i planowali inwestowanie zarobionych pieniędzy w małą i średnią przedsiębiorczość. Jeszcze kilka lat liczba ludności powiatu będzie na pewno mniejsza od oficjalnej, ale z czasem martwe dziś dusze wrócą w rodzinne strony. Długofalowa polityka samorządów również powinna uwzględniać te prognozy.
G. Wawoczny