Zakuty w kajdanki
Czy obserwowanie ptaków i to na zlecenie instytucji naukowych może być niebezpieczne? Okazuje się, że tak. Na terenie Wielikąta jednego z raciborskich ornitologów zakuto w kajdanki. Osoby odpowiedzialne za zajście twierdzą, że mieli do czynienia ze znanym od dawna wandalem.
Poszkodowanym jest Mariusz Majewski, który oburzony zwrócił się do naszej redakcji. Jak twierdzi pod koniec maja wybrał się jak zwykle na teren „Wielikąta” obserwować ptaki, gdy nagle zaatakowała go straż rybacka, obezwładniła, a rower którym się poruszał strażnicy wrzucili do stawu. Oczywiście wszędzie widnieją znaki informujące o zakazie wejścia na teren stawów, jednak wszyscy dobrze mnie tu znają i wiedzą kim jestem. Przez dwanaście lat nikt nie utrudniał mi wstępu, natomiast dzisiaj, oprócz konieczności posiadania pisma zezwalającego, za każdym razem należy wpisywać się do specjalnego zeszytu. Te ograniczenia są również uciążliwe dla dzieci i miłośników czterech kółek, którzy chcą tutaj spędzić czas wolny. Nie wiem dlaczego się ich stąd przegania - tłumaczy M. Majewski. Oczywiście wstęp na teren bez zezwolenia jest zabroniony, jednak czy zasługuje to na taką karę? Zostałem potraktowany jak przestępca. Najpierw mnie skuto, a następnie zniszczono rower o wartości przekraczającej 2 tys. zł - dodaje rozżalony. Większość informacji na temat samego zajścia potwierdza Sławomir Grabowski, ichtiolog pracujący na terenie wspomnianego gospodarstwa, który w awanturze brał udział i do którego M. Majewski nie ukrywa dużego żalu. S. Grabowski zdecydowanie zaprzecza jednak jakoby „drogocenny” rower został wrzucony do stawu i tłumaczy powody zdecydowanego działania względem ornitologa. Rzeczywiście osoba ta dała się nam poznać bardzo dobrze, ale z innych powodów. Dysponujemy dowodami na to, że to właśnie rozżalony mężczyzna zniszczył tablice informacyjne ustawione tutaj przez Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody oraz pomalował farbą domek myśliwski. Stąd nasza reakcja - tłumaczy S. Grabowski. Dodaje również, że mężczyzna był w ostatnim czasie dwukrotnie ostrzegany, a samo zatrzymanie miało nieco inny przebieg. Jego zdaniem również i za trzecim razem strażnicy ostrzegli go przed ewentualnymi sankcjami, jednak gdy zaczął uciekać i obrażać pracowników, ci ruszyli w pościg. Zatrzymaliśmy go na grobli pomiędzy stawami i dopiero wówczas spuściliśmy z roweru powietrze. Twierdzenie, że wrzuciliśmy go do wody jest nieprawdą. Podczas szamotaniny rower osunął się ze skarpy i jedną częścią zanurzył się w wodzie. Rzeczywiście zakuliśmy mężczyznę w kajdanki, ale nie jest to powód by określać nasze zachowanie jako brutalne - tłumaczy S. Grabowski. Ostatecznie poszkodowany mężczyzna natychmiast poinformował policję. W Komendzie Powiatowej Policji poinformowano nas, że w sprawie nielegalnego przebywania na terenie gospodarstwa rybnego prowadzone jest postępowanie o wykroczenie.
(raj)