List ro redakcji
Szanowni Państwo,
Z dużym zainteresowaniem wczytuję się w zamieszczane na Waszych łamach informacje i komentarze na temat funkcjonowania naszego raciborskiego samorządu. Nie zawsze zgadzam się z ferowanymi ocenami, ale nie podejmuję polemiki, bo mam świadomość, że każdy także dziennikarz ma prawo do własnego punktu widzenia, a również zdaję sobie sprawę, iż z oczywistych względów trudno mi być w peł-ni obiektywnym w kwestiach, którymi jeszcze stosunkowo niedawno zajmowałem się osobiście.
Ostatnio jednak w numerze NR z 23 lipca br. redaktor Grzegorz Wawoczny w artykule „Walka o władzę” postawił na wstępie tezę, z którą należy podjąć polemikę. Stwierdza Pan redaktor, że: „Kryzys władzy samorządowej w Raciborzu wynika w dużej mierze z ułomności polskich przepisów. Kiedyś prezydenta wybierali radni dając mu zaplecze uchwałodawcze. Teraz wybierają wyborcy, kierujący się bardziej swoimi opiniami o ludziach a nie o ugrupowaniach.” Tak więc wszystko jest w porządku, winne jest polskie prawo a my jesteśmy rozgrzeszeni. Nic bardziej błędnego!
Wprowadzając ustawą prawo bezpośredniego wyboru wójta, burmistrza i prezydenta miasta, Sejm RP stworzył warunki, w których tę, fundamentalną w znaczeniu dla lokalnej społeczności samorządowej, decyzję mogą podejmować wszyscy dorośli mieszkańcy gminy, a nie jedynie niewielka grupa radnych. I to nie wina polskich przepisów, że raciborzanie postanowili jak postanowili. Po pierwsze prawie 72% wyborców zdecydowało suwerennie, że w głosowaniu w drugiej turze udziału nie weźmie. Czy polskie przepisy skłoniły ich do tego? Po drugie, głosując w drugiej turze wyborów na obecnego prezydenta wiedzieliśmy, że jego tzw. „zaplecze uchwałodawcze” będzie w Radzie Miasta w mniejszości. Czy polskie przepisy zmuszały kogokolwiek do takiego głosowania?
Tak więc, oceniając rzetelnie ten stan rzeczy, powinniśmy uczciwie powiedzieć, bez podlizywania się naszym obywatelom, że nie ułomność polskiego prawa, ale wyłącznie nasza ułomność doprowadziła do tego co teraz mamy i mieć będziemy prawdopodobnie jeszcze przez trzy lata do końca obecnej kadencji samorządu. A jeżeli nie wyciągniemy właściwych wniosków z tej przykrej w skutkach dla nas wszystkich lekcji, to za te trzy lata znów możemy obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku i tkwić z nią tam przez kolejne czterolecie.
A co do sprawy wygaśnięcia mandatu niektórych radnych o czym redaktor Wawoczny pisze w dalszej części artykułu, twierdząc, że efektem ewentualnego działania wojewody, „byłoby na pewno wprowadzenie do miasta komisarza, to pragnę wyjaśnić przy okazji, że o rozwiązaniu rady miasta decyduje w takich przypadkach Sejm RP w stosownej uchwale. Przy sporej zawiłości całego problemu należy wątpić czy w naszym przypadku taka uchwała byłaby podjęta.
Z poważaniem
Andrzej Markowiak
Z dużym zainteresowaniem wczytuję się w zamieszczane na Waszych łamach informacje i komentarze na temat funkcjonowania naszego raciborskiego samorządu. Nie zawsze zgadzam się z ferowanymi ocenami, ale nie podejmuję polemiki, bo mam świadomość, że każdy także dziennikarz ma prawo do własnego punktu widzenia, a również zdaję sobie sprawę, iż z oczywistych względów trudno mi być w peł-ni obiektywnym w kwestiach, którymi jeszcze stosunkowo niedawno zajmowałem się osobiście.
Ostatnio jednak w numerze NR z 23 lipca br. redaktor Grzegorz Wawoczny w artykule „Walka o władzę” postawił na wstępie tezę, z którą należy podjąć polemikę. Stwierdza Pan redaktor, że: „Kryzys władzy samorządowej w Raciborzu wynika w dużej mierze z ułomności polskich przepisów. Kiedyś prezydenta wybierali radni dając mu zaplecze uchwałodawcze. Teraz wybierają wyborcy, kierujący się bardziej swoimi opiniami o ludziach a nie o ugrupowaniach.” Tak więc wszystko jest w porządku, winne jest polskie prawo a my jesteśmy rozgrzeszeni. Nic bardziej błędnego!
Wprowadzając ustawą prawo bezpośredniego wyboru wójta, burmistrza i prezydenta miasta, Sejm RP stworzył warunki, w których tę, fundamentalną w znaczeniu dla lokalnej społeczności samorządowej, decyzję mogą podejmować wszyscy dorośli mieszkańcy gminy, a nie jedynie niewielka grupa radnych. I to nie wina polskich przepisów, że raciborzanie postanowili jak postanowili. Po pierwsze prawie 72% wyborców zdecydowało suwerennie, że w głosowaniu w drugiej turze udziału nie weźmie. Czy polskie przepisy skłoniły ich do tego? Po drugie, głosując w drugiej turze wyborów na obecnego prezydenta wiedzieliśmy, że jego tzw. „zaplecze uchwałodawcze” będzie w Radzie Miasta w mniejszości. Czy polskie przepisy zmuszały kogokolwiek do takiego głosowania?
Tak więc, oceniając rzetelnie ten stan rzeczy, powinniśmy uczciwie powiedzieć, bez podlizywania się naszym obywatelom, że nie ułomność polskiego prawa, ale wyłącznie nasza ułomność doprowadziła do tego co teraz mamy i mieć będziemy prawdopodobnie jeszcze przez trzy lata do końca obecnej kadencji samorządu. A jeżeli nie wyciągniemy właściwych wniosków z tej przykrej w skutkach dla nas wszystkich lekcji, to za te trzy lata znów możemy obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku i tkwić z nią tam przez kolejne czterolecie.
A co do sprawy wygaśnięcia mandatu niektórych radnych o czym redaktor Wawoczny pisze w dalszej części artykułu, twierdząc, że efektem ewentualnego działania wojewody, „byłoby na pewno wprowadzenie do miasta komisarza, to pragnę wyjaśnić przy okazji, że o rozwiązaniu rady miasta decyduje w takich przypadkach Sejm RP w stosownej uchwale. Przy sporej zawiłości całego problemu należy wątpić czy w naszym przypadku taka uchwała byłaby podjęta.
Z poważaniem
Andrzej Markowiak