Priorytet kadencji
Ze starostą raciborskim Henrykiem Siedlaczkiem rozmawiał Mariusz Weidner.
- W ubiegłym tygodniu nie doszło do skutku ważne dla przyszłości raciborskiego szpitala spotkanie przedstawicieli władz powiatu raciborskiego z wojewodą śląskim. Tematem rozmów miały być kwoty przeznaczone na inwestycję w przyszłym roku. O kwotach pieniężnych, jakiego rzędu chcieliście rozmawiać w Katowicach?- Minimalną kwotą, o którą czynimy starania już teraz, są pieniądze na dokończenie bloku operacyjnego. Taka ich ilość pozwoliłaby mówić o prawidłowym funkcjonowaniu całego obiektu. Najlepiej byłoby oczywiście, gdyby pieniędzy było jeszcze więcej. Mówiliśmy już o tym w czasie spotkania z sejmową podkomisją finansów publicznych, która wizytowała realizację inwestycji budowy szpitala w Raciborzu w maju br. Wówczas zapytano nas, czy jesteśmy w stanie „przerobić” pieniądze docelowo przeznaczone na zakończenie budowy całego szpitala, czyli około 90 mln zł, my odpowiedzieliśmy twierdząco. Trzeba jednak pamiętać, że szpital w swoim kształcie przy ul. Gamowskiej to już nie jest tylko sama „budowlanka”, lecz dodatkowo pieniądze potrzebne na wyposażenie. Jeżeli pieniądze rzeczywiście by się pojawiły - wcześniej naturalnie trzeba spełnić wiele warunków, w tym dotrzymać procedur i terminów przetargów - ale załóżmy, tak „wirtualnie”, że ktoś nam te pieniądze da i one do marca 2004 będą, to my szpital ukończymy.
- Do spotkania z wojewodą prędzej czy później musi jednak dojść. Kiedy to może nastąpić?
- To spotkanie przesunięto, z uwagi na urlop wojewody. Liczymy, że pojedziemy do Katowic w sierpniu - na taki termin wyznaczono nam wstępnie kontakt z szefem województwa.
- Po okresie zastoju ruszyła budowa szpitala i jest realizowana na dobrym poziomie. Co będzie jeśli jednak nie uda się pozyskać odpowiednich środków na dokończenie bloku operacyjnego?
- Maksymalnie mamy na to dwa lata, choć liczymy na rok przyszły. Gdyby tych środków zabrakło, funkcjonowanie szpitala będzie zagrożone. On może istnieć bez kuchni czy sprzątaczek, ale bez bloku operacyjnego - nie da rady. Zrobimy wszystko, co tylko możliwe, by pieniądze się znalazły.
- Pod koniec poprzedniej kadencji Zarządu Powiatu wysunął Pan pomysł, by skonfrontować działalność raciborskiego szpitala z innymi podobnymi mu jednostkami w Polsce. Aby podpatrzeć lepszych i ich naśladować. Wtedy pomysł nie chwycił.
- Tak rzeczywiście było. Tym wzorem był i jest Szpital Wojewódzki w Elblągu, który radzi sobie z funkcjonowaniem i obsługą finansową swojego budżetu. Tam kontrakt jest co prawda wyższy, ale i zadania w skali województwa inne. Jesteśmy przed spotkaniem na temat tej porównawczej wizyty w szpitalach oraz wniosków po niej. Pomysł wyjazdu był inicjatywą Przewodniczącego Rady Powiatu Franciszka Wańka. Pojechali: przedstawiciel Rady Społecznej Szpitala, pracownik i dyrektor tej jednostki oraz Franciszek Waniek. „Zwiedzili” szpitale w Elblągu i Lęborku. W tym drugim mieście chodziło o szpital powiatowy z podobnymi problemami, co nasze. Zebrano dużo materiałów, będzie się nad czym zastanowić.
- Zastaliście jednostkę w ogromnych długach, sytuacja jest dokładnie zdiagnozowana, a więc jaki jest jej obraz?
- Mam żal o zaniechanie pewnych niezbędnych działań tu na miejscu i o nierozsądną politykę naszego państwa, w tym wyrok Trybunału Konstytucyjnego w kwestii artykułu 203 (chodziło o artykuł zaskarżonej ustawy gwarantującej wypłaty dla personelu medycznego, na które kasom chorych zabrakło pieniędzy, a TK uznał, że zadania sfinansują m.in. powiaty i samorządy województwa), dzięki któremu szpitale poniosły ogromne straty. Szpital ma zły kontrakt, choć nie jest to akurat wina poprzedniej czy obecnej jego dyrekcji. Robi tu swoje specyfika Śląska, gdzie jest stosunkowo dużo szpitali i równocześnie więcej chętnych do podziału środków. Gros z tych jednostek to obiekty zespolone, specjalistyczne, wojewódzkie - one „wyciągają potężną kasę” z NFZ. Kontrakty z np. Lęborka i Raciborza - niemal identycznych szpitali różnią się o 6 mln zł! Szpital w Lęborku zakwalifikowany jest jako specjalistyczny. Jest to istotna różnica przy kontraktowaniu usług medycznych z NFZ.
- Trwa wdrażanie programu restrukturyzacji szpitala, który zaa-probowała Rada Powiatu. Co robi w tej materii Zarząd Powiatu?
- Działamy przy otwartej kurtynie. Wszystko, co wypracowujemy, jest opiniowane przez Radę i jej komisje. To, co wdraża dyrekcja, odbywa się przy pełnej aprobacie samorządu powiatowego, o ile oczywiście to działanie mieści się w ramach przyjętego programu. Zarząd Powiatu zaproponował ponadto, aby na każdej sesji Rady Powiatu w porządku obrad były 2 punkty - jeden poświęcony budowie szpitala oraz drugi dotyczący realizacji programu naprawczego lecznicy. Członek Zarządu, Jerzy Wziontek, dodatkowo co tydzień monitoruje kwestie związane z wdrażaniem programu naprawczego jednostki, a Zarząd co dwa tygodnie ocenia sytuację finansową i organizacyjną szpitala. Jak widać, to nasz priorytet w tej kadencji. W poprzedniej tego zabrakło. Co prawda, pewne zaniechania były błędami wielu powiatów w całej Polsce. Ci, którym nie brakło odwagi przy podejmowaniu decyzji o restrukturyzacji, mają dziś ustabilizowaną, choć nie idealną sy-tuację.
- Program naprawczy przewiduje zwolnienie około 30% załogi. Choć to nie zahamuje zadłużania się szpitala, to właśnie sprawy pracownicze wywołują największe emocje.
- Chcemy, aby pracownicy szpitala mieli świadomość, że negując program naprawczy sami doprowadzą do likwidacji swoich stanowisk pracy - i wtedy już wszystkich, a nie jednej trzeciej. Odrzucanie wszelkich zmian do niczego dobrego nie doprowadzi. Nasz program jest drastyczny, jest niemal rewolucją. Chcemy wyegzekwować całkowity czas pracy wszystkich pracowników szpitala. Oczekujemy, że przynajmniej niektóre rozwiązania zostaną przyjęte ze zrozumieniem. Przypomnę, że były dwie opcje naprawiania. Pierwsza: „wyciąć” referencyjność i specjalistyki szpitala i zostawić tylko podstawowe cztery, pięć oddziałów albo zmniejszyć powierzchnię świadczenia usług w poszczególnych specjalistykach przy zachowaniu poziomu referencyjności. Szkoda by było pójść na te drastyczniejsze rozwiązanie, choć zdrowie i życie mieszkańców powiatu byłoby zabezpieczone. Specjalistyczne zabiegi wykonywałyby inne, większe jednostki. Kadra szpitala jest niezła i warto ją zatrzymać. Całość robimy dla mieszkańców i nie dziwi nas postawa lekarzy, którzy po prostu bronią swoich miejsc pracy.
- Trudna jest rola samorządu, który musi podejmować niepopularne programy naprawcze. Politycy muszą dbać o interesy swoich wyborców, popleczników, a niektóre wasze decyzje w stosunku do szpitala nie spotykają się z powszechnym poparciem.
- Konia z rzędem temu, kto pogodzi te decyzje z interesami obywateli, w imieniu których sprawujemy władzę. Scedowanie kompetencji związanych z prowadzeniem tego typu jednostek na barki samorządów było ogromnym błędem. Żaden z lokalnych polityków nigdy nie zdecyduje się na zamknięcie szpitala.
- A co będzie jeśli plan naprawczy szpitala - mimo wytężonego wysił-ku władz powiatu - jednak się nie powiedzie?
- Szczerze mówiąc, nie ma alternatywy. Plan naprawczy jest ściśle powiązany z budową szpitala i jej harmonogramem. Te dwie sprawy należy rozpatrywać razem. Błędem było rozdzielanie tych dwóch kwestii. Specyfika naszego szpitala polega na tym, że znajduje się on w dwóch miejscach. Robimy wszystko, by stan ten trwał jak najkrócej. Zmieniliśmy harmonogram budowy szpitala, który wcześniej przewidywał powstanie wielu obiektów, z których zrezygnowaliśmy. Chodzi nam obecnie o zbudowanie odpowiedniej infrastruktury przy ul. Gamowskiej, w jak najszybszym czasie - może do końca roku - i przeniesienie tam wszystkich funkcji szpitala z ul. Bema. Poprzedzone to będzie decyzjami m.in. Sanepidu czy konsultantów wojewódzkich. Taką operację jesteśmy w stanie sfinansować - zważywszy na wielkość przyznanych środków na budowę szpitala w tym roku.
- Czego się obawiacie podczas tej niełatwej drogi wyprowadzania szpitala na przysłowiową „prostą”?
- Wielu rzeczy, na czele z kłopotami finansowymi naszego państwa. Już wiadomo, że brakuje środków na zamknięcie budżetu na rok przyszły NFZ. Nasz program naprawczy jest dostosowany do finansów systemu, który już ściął kontrakty, a mają być kolejne jego korekty w dół. Po drugie, jeśli nie zahamujemy zadłużania szpitala, ten nie będzie mógł dalej funkcjonować. Kiedy kwota zadłużenia osiągnie wysokość budżetu, jakim dysponuje szpital - szpitala po prostu nie ma. I to jest główny problem, który spędza nam sen z powiek.
- Poprzednie władze powiatu i dyrekcja szpitala zapłaciły za swoją politykę wobec szpitala utratą zau-fania wyborców i stanowisk. Jeśli wam się nie uda, sytuacja się powtórzy, tyle że z waszym udziałem.
- Nieważne, że poleci ta czy tamta głowa starosty, bądź dyrektora. Nieważne, jaka będzie następna opcja polityczna. Pozostanie problem szpitala. Problem jego długów, które są niczym pędząca kula śniegowa - wciąż większe i większe. Nic innego więc nie robimy tylko staramy się ten problem rozwiązać - w sposób szybki, może bolesny, ale przemyślany.