Miliony odpłynęły
Błędy magistrackich urzędników spowodowały, że plany budowy pod Oborą dużego centrum handlowego trzeba będzie odłożyć przynajmniej na kilka miesięcy. Miasto najprawdopodobniej nie zarobi w tym roku kilkunastu milionów złotych, co znacznie pogorszy i tak nie najlepszą już sytuację finansową magistrackiej kasy.
Błędy w procedurze zmiany planu zagospodarowania przestrzennego (dokument określa co i gdzie może być budowane), która miała umożliwić lokalizację pod Oborą, na tzw. Kamienioku, dużego centrum handlowego, sprawiły, że wojewoda śląski zamierza zaskarżyć uchwałę Rady Miasta do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jak dowiedzieliśmy się w piątek 29 sierpnia, wydział prawny przygotowuje już skargę. O co chodzi w tej bulwersującej sprawie?Zdaniem wojewody zbyt krótki był czas wyłożenia projektu zmiany planu do publicznego wglądu. Urząd Miasta dał na to 21 dni kalendarzowych. Tymczasem, jak twierdzą prawnicy Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego oraz co wynika z linii orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego, powinno to być 21 dni efektywnych, czyli bez sobót i niedziel. Urząd Miasta tłumaczy co prawda, że pracownicy dyżurowali w dwa weekendy, ale nie przekonuje to prawników wojewody. Ich zdaniem sobota i niedziela to nie są dni, w które obywatel zwyczajowo zagląda do magistratu. Ponadto tłumaczenie ratusza, przygotowane już po wyjściu na jaw całej sprawy, jest pokrętne. Po co było wprowadzać dyżury w weekendy, płacić ludziom podwyższone stawki za pracę w dni wolne, skoro wystarczyło przedłużyć o cztery dni okres wglądu do zmian w tygodniu.
Sprawa ujrzała światło dzienne w korespondencji jednego z członków Stowarzyszenia Kupiec Śląski, które od samego początku było przeciwne lokalizacji pod Oborą hipermarketu. W listach do Urzędu Wojewódzkiego poddawał on w wątpliwość zgodność z prawem przeprowadzonej procedury zmiany planu. Prawnicy postanowili się im przyjrzeć i tak dopatrzyli się uchybienia. Gdyby zostało wychwycone szybciej, wówczas wojewoda stwierdziłby nieważność uchwały. Teraz pozostaje mu jedynie skierowanie sprawy do NSA.
Dla miasta to fatalne rozwiązanie. Działki nie można sprzedać, bo żaden inwestor jej po prostu nie kupi. Tymczasem wpływy ze sprzedaży miały dać od 12 do 20 mln zł i sfinansować udział gminy w budowie obwodnicy centrum, na którą 2 mln euro dała Bruksela. Tych pieniędzy magistrat na razie nie dostanie, przez co musi zaciągnąć kredyt (projekt uchwały w tej sprawie prezydent skierował już do radnych). To z kolei wpędza miasto w ogromne długi, ogranicza możliwości inwestowania w kolejnych latach i wpędza lokalny rynek budowlany, na którym gmina jest jednym z głównym kontrahentów, w głębszą stagnację.
Działkę będzie można wystawić na sprzedaż najszybciej w roku przyszłym, o ile NSA szybko wyda orzeczenie w tej sprawie. Wiadomo jednak, że na ustalenie terminu pierwszej rozprawy trzeba nieraz czekać pół roku. Jeśli orzeczenie będzie dla miasta niekorzystne, wówczas cała procedura zmiany plany od momentu wyłożenia projektu do wglądu publicznego i to w myśl nowych przepisów będzie się musiała zacząć od nowa. Wszystko może więc trwać blisko rok. Poza straconym czasem dojdą jeszcze dodatkowe koszty, które będzie musiał ponieść magistrat.
Pomysł budowy pod Oborą hipermarketu zgłosiła poprzednia ekipa. Nadzór nad procedurą sprawował już jednak obecny prezydent Jan Osuchowski. U progu jego kadencji z pracy w magistracie zrezygnował poprzedni naczelnik Wydziału Inwestycji i wiceprezydent Wojciech Krzyżek. Na jego miejsce przyjęto Alinę Pająk. To błąd kierowanego przez nią wydziału spowodował obecne kłopoty. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, złożyła ona rezygnację z zajmowanego stanowiska, ale wiceprezydent Andrzej Bartela jej nie przyjął.
Przypomnijmy, że ankiety przeprowadzone wśród mieszkańców pokazały, że większość raciborzan jest za budową centrum handlowego. Plany poparły wszystkie ugrupowania w Radzie Miasta, w tym SLD uważające, iż należy zrobić wszystko, by to Racibórz zarobił na sprzedaży działki pod Oborą, a nie Agencja Nieruchomości Rolnych mająca grunt w Wojnowicach (na szczęście Raciborza ANR wstrzymała na razie sprzedaż swoich gruntów do czasu uchwalenia ustawy regulującej kwestie rekompensat za mienie zabużańskie). Niestety błędy kierowanego przez Jana Osuchowskiego magistratu sprawiły, że miliony najwyraźniej odpłynęły w siną dal. Pozostał tylko drogi w obsłudze kredyt.
Grzegorz Wawoczny
#nowastrona#
Fragmenty autoryzowanego wywiadu z prezydentem Janem Osuchowskim, który ukazał się na łamach Nowin Raciborskich 8 stycznia 2003 r.
- Poprzedni zarząd wpisał do pierwszego projektu budżetu 11 mln zł ze sprzedaży Kamienioka pod duży hipermarket. Pieniądze były potrzebne na udział miasta w budowie obwodnicy centrum, na którą w poprzedniej kadencji załatwiono 2 mln euro dotacji z Unii Europejskiej. W swojej autopoprawce, te 11 mln zł Pan wykreślił decydując, że lepiej zaciągnąć kredyt i spłacić go jeśli rzeczywiście uda się w tym roku sprzedać Kamieniok. O hipermarkecie mówi się ostatnio bardzo dużo. Chciałbym usłyszeć od prezydenta Jana Osuchowskiego, czy jest za jego budową, czy też przeciw?
- Osobiście jestem za sklepem wielkopowierzchniowych, bo nie jest zagrożeniem dla kupców raciborskich. Dla nich najgroźniejsze są dyskonty w centrum miasta, które nie muszą otrzymywać zgody władz miasta na działalność. Pamiętajmy, że ofertę sieciom składają również Krzanowice więc musimy zrobić wszystko, by powstał w Raciborza i to nasza kasa zarobiła na transakcji. Specjalistyczna firma będzie badać potencjalne oddziaływanie hipermarketu na miejscowy handel. Myślę, że uda nam się wyważyć interesy kupców i mieszkańców, którzy mogą na przykład oczekiwać od nas doprowadzenia do budowy sklepu.
- Wpisując jednak do tegorocznego budżetu owe 11 mln zł ze sprzedaży Kamienioka, jak chciał poprzedni zarząd, mógłby Pan rozwinąć front inwestycyjny i pokazać wyborcom, jak dużo udało się zrobić i prawdopodobnie uniknąć kredytu. Z moich informacji wynika, że działką jest zainteresowanych kilka sieci.
- Działkę przy najlepszej woli, spełniając wszelkie wymagane procedury, możemy sprzedać we wrześniu i październiku. Wydatki byłyby na bieżąco, a dochody pod koniec roku, przez co i tak musielibyśmy zaciągać kredyt.
(...)
- W trakcie kampanii wyborczej mówił Pan o „nowej koncepcji zarządzania miastem”. Czy cedowanie obowiązków na naczelników wydziału, pozbawianie się prerogatyw, które poprzednie władze zostawiały dla siebie, jest elementem tej „nowej koncepcji”?
- Tak, to jest między innymi ta koncepcja. Diabeł tkwi w szczegółach. Wszyscy naczelnicy mają wiedzę i doświadczenia więc to oni są w pełni odpowiedzialni za to, co się dzieje. To jest tak, jak w rządzie. To właściwą robotę biorą na siebie ministrowie i podległy im aparat, a nie premier Miller.
- Wyborcy będą jednak oceniać Pana działania, a nie urzędników, bo to na Panu, a nie na nich spoczywa odpowiedzialność. Czy nie tkwią w Panu obawy, że oczekiwania prezydenta przerosną możliwości szefów magistrackich wydziałów?
- Obawy mam, bo mam też pewne wątpliwości co do niektórych komórek. Czas pokaże, czy miałem rację. Zakładam, że wszystko będzie dobrze i okaże się, że racji nie miałem. Wielu z tych ludzi znam, kiedy byłem jeszcze prezydentem w latach 80. Probierzem ich skuteczności będą opinie radnych, do których trafią materiały przygotowane przez wydziały. Jestem absolutnie przekonany, że ranga naczelników musi wzrosnąć.