Z psami utrapienie
Bezpańskie psy wciąż drażnią mieszkańców sołectw, szczególnie po lecie, gdy w okolicach zwiększyła się liczba porzuconych kundelków. Ograniczanie zjawiska nie jest jednak łatwe - bo łapać zwierzęta nie może byle kto, a zamówienie usługi w schronisku kosztuje.
Problem bezpańskich piesków pojawia się często przy okazji zebrań wiejskich, poruszany szczególnie przez rodziców, którzy boją się, że jakiś zwierzak w końcu pogryzie dzieci. Ustalenie właściciela i w konsekwencji faktu, czy pies był szczepiony przeciw wściekliźnie, może być bowiem trudne. O ile miejscowe pieski można by jeszcze rozpoznać i dotrzeć do właścicieli, to inaczej sprawy mają się latem - tak też było w ostatnich miesiącach. Kłopot sprawiały wtedy psy, które wyrzucali z aut przejeżdżający tędy kierowcy z sąsiedztwa. Przerażone nagłym okrucieństwem zwierzęta znajdywały się na obcym terenie, biegały zdesperowane w poszukiwaniu właściciela i jedzenia - po jakimś czasie dziczały i stawały się agresywne. Są wtedy coraz większym ryzykiem dla ludzi - a dla drobnej zwierzyny, żerującej w nielicznych na terenie gminy laskach, zaczynają stanowić jeszcze jedno zagrożenie. Niemal w każdym sołectwie kilka kundelków szwenda się po uliczkach i organizuje watahy z miejscowymi psami.Gminni samorządowcy od dłuższego czasu starają się coś przedsięwziąć. Okazuje się jednak, że nadal nie bardzo jest jak „ugryźć” sprawę. Gmina nie jest w stanie sama zużywać energii i oddelegować do tej akcji na przykład pracowników swoich służb komunalnych. Poza tym ograniczają ją koszty łapanki psów. Sytuacja wygląda tak, że możemy co najwyżej wezwać ludzi ze schroniska w Raciborzu, którzy przyjadą i złapią psa. To można zrobić, choć oznacza całkiem spory wydatek, około 400 złotych za sztukę. Wyłapanie już kilkunastu psów kosztowałoby poważne pieniądze - wyjaśnił Adam Wajda, sekretarz gminy. Mało tego, utrzymanie potem zwierzaków w schronisku odbywa się nadal na koszt zleceniodawcy, za każdego stawka wynosi około 100 złotych na miesiąc. Finanse samorządowe nie są obliczone na ograniczenie tym sposobem licznej sfory bezpańskich kundelków. W dalszym ciągu możemy apelować do mieszkańców, posiadających psy, aby pamiętali o trzymaniu ich na smyczy i nie wypuszczali z gospodarstw. Szczególnie z uwagi na dzieci, które idą do szkoły. Jeśli zdarzy się wypadek, a właściciela uda się ustalić, będzie miał kłopoty - stwierdził A. Wajda.
Kwestia zdyscyplinowania samych właścicieli, których można ukarać choćby mandatem za brak nadzoru nad zwierzakiem, rozbija się niekiedy o samo zgłoszenie faktu policji. Od kilku miesięcy działa wprawdzie w Pietrowicach nowy posterunek, ale psich zgłoszeń zwykle nie ma. Sąsiedzi potrafią poznać, czyj pies się w okolicy włóczy i warczy na przechodniów, lecz zwykle wolą, by załatwiła sprawę jakaś instytucja - sami zgłosić nie mają ochoty.
(sem)