Przed sąd za burdę
Prokuratura Rejonowa w Raciborzu skierowała już do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Proces lada dzień ruszy na dobre. Sprawa odbiła się głośnym echem w całym kraju. Napaści na komisariaty nie są przecież notowanie codziennie. Przypadek z Kuźni Raciborskiej spowodował nawet zmianę szefa raciborskiego garnizonu.
Wszystko działo się w nocy z 30 na 31 sierpnia 2002 r. Zaczęło się w dyskotece, gdzie wraz z chłopakiem postanowiła bawić się mieszkanka jednego z sołectw w gminie Kuźnia Raciborska. Kiedy wchodziła do lokalu zobaczyła, że jacyś mężczyźni zaczepiają jej kuzyna. Prosiła, by pozostawili go w spokoju. Po jakimś czasie jeden z agresorów poprosił o wyjście na zewnątrz jej chłopaka. Dziewczyna wiedziała, że nie zapowiada to nic dobrego, więc zadzwoniła do ojca, by ten odebrał ich z dyskoteki.
Ojciec pojawił się po kilkunastu minutach. Wyszedł z samochodu z kijem bejsbolowym. Do napastnika, oskarżonego dziś Mariana G., rzucił kilka obraźliwych słów pod adresem jego zmarłej matki. Zagroził też, że przyjedzie z 60-osobową grupą i „wszystko rozpie...”. Od tego momentu wypadki potoczyły z szybkością błyskawicy. Urażony Marian G. uderzył pięścią w maskę samochodu ojca dziewczyny. Ten ruszył wozem wprost na niego. Chłopak odskoczył. Zaraz potem wraz z kompanami zaczął kopać w samochód. Ktoś rozbił na szybie kufel piwa.
Atakowany z córką, jej chłopakiem i kuzynem zdołali odjechać. Pojechali na policję. Tu opowiedzieli o zdarzeniu, opisali dwóch najbardziej aktywnych ich zdaniem sprawców. Dyżurny wysłał do dyskoteki patrol. Funkcjonariusze zatrzymali wskazane dwie osoby i przewieźli na Komisariat. Zatrzymani najpierw czekali w hollu, potem trafili do izby zatrzymań. Jeden z policjantów pojechał radiowozem po dyżurnego referenta. Zatrzymanych pilnowało dwóch jego kolegów.
Pierwszy raz w Komisariacie zrobiło się gorąco, kiedy ponownie przyszli poszkodowani w awanturze pod dyskoteką. Poleciało kilka wyzwisk. Jeden z zatrzymanych miał komórkę. Dzwonił, że „trzeba montować grupę na komisariat”. Do zatrzymanych policjanci wpuścili też trzy dziewczyny. Dwie z nich mogły z nimi swobodnie rozmawiać.
Niedługo potem pod budynkiem policji zjawiła się „zmontowana” grupa. „Podpalimy tę budę”, Rozpier... komisariat” - krzyczeli. Wdarli się na holl, po czym zaczęli napierać na kratę izby zatrzymań. Opór policjantów na nic się zdał. Magnetyczny zamek nie wytrzymał naporu i puścił. Cała grupa zwiała z dwójką odbitych kolegów. Potem przez całą noc zatrzymywały ich sprowadzone policyjne posiłki.
Oskarżeni mają od 18 do 33 lat. Tylko jeden z nich był już karany. Część z nich w chwili popełnienia czynu była nieletnia. Zajmie się nimi sąd rodzinny i nieletnich. Reszta stanie przed sądem, na razie z wyjątkiem Mariana G., który przebywa za granicą. Istnieje też konieczność przebadania go przez biegłych psychiatrów. Od lutego tego roku leczy się bowiem w poradni psychiatrycznej w Zabrzu.
Właściciel uszkodzonego samochodu, jak stwierdził przed prokuratorem, z obawy przed sprawcami nie zgłosił sprawy policji.
(waw)