Pacjencie miej cierpliwość
Raciborski szpital odzyskuje rentowność, ale pojawił się nowy, niespodziewany problem. Chce się w nim leczyć coraz więcej pacjentów, ale nie ma na to pieniędzy. Powód? Zbyt mały kontrakt, który niemiłosiernie zaczyna wydłużać kolejki do szpitalnego łóżka i lekarskiej porady. Jak temu zaradzić?
W poprzednich latach raciborska lecznica trzymała się kontraktu, przez co nie został on znacząco zwiększony. Sąsiednie szpitale, np. w Wodzisławiu czy Rydułtowach, kontrakt znacząco przekraczały, przez co Narodowy Fundusz Zdrowia zwiększał im pulę możliwych do wykonania świadczeń. Problem jednak w tym, że w Raciborzu, w nowym nieźle wyposażonym obiekcie przy ul. Gamowskiej, chce się leczyć coraz więcej ludzi, ale nie ma na to pieniędzy. Sąsiedzi je mają, ale zaczyna im brakować chorych. Według szacunków dyrekcji, 30 proc. wszystkich pacjentów to mieszkańcy Opolszczyzny, głównie powiatu głubczyckiego. Na oddział ginekologiczno-położniczy przyjeżdżają już pacjentki nie tylko z Rybnika czy Wodzisławia, ale ostatnio nawet z Cieszyna. Cóż jednak z tego, że nasz szpital jest na topie, skoro kontrakt wystarcza nam już tylko na ratowanie życia. To sprzeczne z celem naszej pracy, której istotą jest przecież leczenie - mówił na sesji szef Komisji Zdrowia, dr Marian Ciszek, na co dzień ordynator ginekologii. Jego zdaniem, władze powiatu powinny podjąć polityczną decyzję i zgodzić się na przekraczanie kontraktu. To jedyna szansa, by przyszłoroczny kontrakt był większy o te ponadplanowe procedury - dodał. Inaczej powstanie paradoksalna sytuacja, że na oddziałach będą wolne łóżka, ale nie będzie można położyć na nich ludzi. Trzeba się zadłużać, by jasno pokazać, że ten kontrakt nam nie wystarcza - apelował radny Marceli Klimanek, pracujący w szpitalu ginekolog.
Zbyt niski kontrakt to duże zagrożenie - przyznał na sesji zarząd powiatu, który przygotował obszerny materiał o zabezpieczeniu usług medycznych w Raciborskiem. Za to stwierdzenie zebrał jednak cięgi od radnych opozycji z Forum Samorządowego i SLD. Przyznać, że są trudności to każdy potrafi, niech Pan jednak znajdzie rozwiązanie tego problemu - grzmiał radny Franciszek Waniek, którego zdaniem starosta Henryk Siedlaczek przestał być gospodarzem powiatu, a stał się urzędnikiem widywanym na różnych uroczystościach i festynach. Z pańskiego sprawozdania wynika, że przez dwa ostatnie miesiące nic innego Pan nie robił - dodał. Starosty bronił Leonard Malcharczyk, członek zarządu powiatu. Zapewniał, że władze powiatu robią wszystko, by wyeliminować zagrożenia.
Jak na razie jednak inicjatywa wyszła tylko ze strony Komisji Zdrowia. Jej członkowie zaproponowali, by wszystkie pieniądze na zakup sprzętu dla oddziałów przeznaczono na warte 100 tys. zł urządzenie Kriostat potrzebne do uruchomienia pracowni histopatologii. Jej brak powoduje obecnie, że lekarze muszą przerywać operacje i na jeden lub dwa dni zaszywać chorych, do czasu otrzymania wyniku badań pobranych tkanek. Pracownia na miejscu nie tylko oszczędziłaby chorym niepotrzebnych stresów, ale umożliwiłaby otrzymanie przez szpital wyższego stopnia referencyjności. A to oznacza większy kontrakt.
Kłopoty szpitala już zaczynają odczuwać pacjenci. Zapisy do poradni kardiologicznej czy z zakresu gastroenterologii dokonywane są już na przyszły rok. W niektórych przypadkach może dojść do zawieszenia działalności poszczególnych poradni - napisał zarząd powiatu w swoim materiale. Nie można wykluczyć, że przyjmowanie pacjentów ograniczą oddziały.
Grzegorz Wawoczny