Lubieżnik w potrzasku
5 listopada Sąd aresztował 27-letniego mieszkańca Raciborza, który próbował zgwałcić 12-letnią dziewczynkę.
Do przestępstwa doszło 25 września w godzinach popołudniowych przy nasypie kolejowym w okolicach ul. Marii Curie-Skłodowskiej. Sprawca powalił dziewczynkę na ziemię, bił ją rękoma po głowie i spowodował inne lekkie obrażenia ciała w postaci otarcia naskórka, siniaków i stłuczeń. To nie pierwsza próba usiłowania gwałtu przez tego mężczyznę. Policji udało się ustalić, że już wcześniej, 2 sierpnia, w tym samym miejscu usiłował zgwałcić 25-letnią kobietę. Celu nie osiągnął, ponieważ ofiara uciekła.
Sprawca przyznał się do popeł-nienia obydwu czynów. Ujawnił także kolejne zdarzenie z udziałem nastolatki. Odczuwa - jak wyjaśnił - pociąg do nastolatek, bo odczuwa strach przed dorosłymi kobietami. Gdyby nie areszt, mógłby podejmować próby gwałtu dalej. Jego zachowanie wskazuje na to, że nie do końca odróżnia dobro od zła - mówi Joanna Rudnicka, rzecznik prasowy raciborskiej policji.
Podejrzany jest kawalerem. Mieszka z bratem w dzielnicy Nowe Zagrody. Do dnia aresztowania pracował jako sprzedawca w jednym z raciborskich marketów. Za popełnione przestępstwo grozi mu kara pozbawienia wolności od roku do 10 lat.
Jan Weselak, mieszkaniec ul. Marii Curie-Skłodowskiej, był 25 września świadkiem zdarzenia: Była sobota, godzina 13.00-13.30. Usłyszeliśmy i zobaczyliśmy dziewczynkę, która biegła i krzyczała, że gwałcą jej koleżankę. Była w szoku. Natychmiast ruszyliśmy we wskazanym przez nią kierunku: moi dwaj synowie, czterech kierowców z mojej firmy i ja. Zaczęliśmy gonić po polach jak wściekli, syn wezwał przez komórkę policję. Jako, że było tam więcej ludzi, goniliśmy kogo się dało, wszyscy tłumaczyli, że to nie oni. Cały czas biegnąc zobaczyliśmy tę dziewczynkę - była zabłocona, zakrwawiona. Nagle z krzaków wyskoczył młody, silny, dobrze zbudowany facet. Jeszcze się zapinał. Udawał głupka. Miał na sobie biały sweter, a z wypowiedzi dziewczynki wynikało, że gwałtu usiłował dokonać mężczyzna w czarnej kurtce. Jak się wkrótce okazało, przezornie schował ją do reklamówki, gdyby ktoś go szukał według rysopisu, jak był ubrany. Podjechały cztery radiowozy i karetka, która zabrała dziewczynkę do szpitala. Policja spisała tego mężczyznę. Potwierdziło się, że to on był sprawcą zajścia.To miejsce koło i pod wiaduktem jest niebezpieczne. Cały czas kręci się tam naćpana młodzież z wieżowców. To ich ulubione miejsce, bo nikt ich tam nie widzi. Ta 12-latka i jej koleżanka to były porządne, skromne dziewczynki, mieszkały na pobliskim osiedlu. Poszły w pola do nasypu kolejowego na spacer.
Słyszeliśmy, że ten facet jest lekko ograniczony. Gonił też wcześniej jakąś 25-latkę. Jego ojciec umarł, matka pracuje w Niemczech, a on mieszka z bratem, któremu wbił nóż w nogę, a sąsiada „poczęstował” cegłą.
Młodzież z osiedla, gdzie mieszka aresztowany dodaje: „Ten facet jest tu znany. Jest wysoki, chodzi taki trochę przygarbiony. Siedzi w areszcie? Nareszcie! Wyczyniał różne dziwne rzeczy. Zachowywał się agresywnie. Strzelał z procy z zakrętek ze śruby. Rozwalił 10-letniemu chłopakowi nos. Pobił też 14-latka. Jeździł na takim małym śmiesznym rowerku. Do kolegi na nim podjechał, dał mu z kolana w twarz i dwa razy z pięści. Chodził do kościoła na mszę i podczas niej pokazywał koledze, że go zabije. Własnemu bratu wbił nóż w nogę”.
E.H.