Miłe złego początki
Choć bramek w pojedynku na szczycie niedzielnej kolejki raciborskiej klasy A padło aż pięć, kibice zespołów Kornowaca i Tworkowa z poziomu gry zadowoleni zapewne być nie mogli. Gospodarze ulegli 1:4.
Dla obu zespołów spotkanie było o tyle ważne, że mogło pozwolić każdemu umocnić się w czubie tabeli przed przerwą zimową. Sztuka udała się gościom, choć przez niemal godzinę nie wiodło im się zupełnie. Obie defensywy grały pewnie - inna sprawa, że napastnicy poczynali sobie dość ospale. Golkiperowi miejscowych goręcej zrobiło się dopiero po kwadransie, gdy Jeziorski nie wykorzystał centry Halfara. Pierwszą poważną interwencję zaliczył w 25 minucie, gdy A. Kaczor i Marko rozegrali „klepkę” przed polem karnym. Wszystko odmieniło się po bramce Gatnara. Pierwsze ostrzeżenie przyjezdnym wysłał Pytlik, uderzając z wolnego w lewe okienko ich bramki - Jędrzejczyk zdołał wyekspediować futbolówkę na róg. Po chwili jednak i on, i cała tworkowska defensywa zagapili się - Leszek Gatnar nie bawiąc się w konwenanse przystawił nogę do centry, zakręcił „rogala” i piłka ugrzęzła w siatce. Stracony gol wybił gości z rytmu, długo nie mogli się pozbierać. Po przerwie zrazu wydawało się, że sytuacja nadal sprzyja miejscowym. Śmielej nacierali, a goście szamotali się coraz bardziej. Jędrzejczyka przetestował soczystym kopem z 16 m L. Gatnar - po chwili Pytlik po klepce z Niedzielą „skołował” obrońców i mocno dośrodkował. Gatnar długo będzie rozpamiętywać, jakim cudem nie trafił głową z metra do bramki, tylko ostemplowując poprzeczkę. Goście dopiero wtedy przestali bawić się w tysiąc podań i obrona kornowacka zaczęła mieć kłopoty. W końcu jeden z graczy gości padł w polu karnym i arbiter nie miał wątpliwości - karny. Jedenastkę wykorzystał Halfar. Miejscowym szyki jeszcze bardziej popsuła druga żółta kartka dla Henryka Gatnara. Kornowacki defensor tej jesieni wspominać mile zapewne nie będzie, bo z 10 „żółtkami” na koncie jest jednym z rekordzistów w podokręgu. Osłabiona obrona gospodarzy rozsypała się jak domek z kart. Coraz częściej musiał interweniować Staniek, choć i jemu trafiały się niepewne interwencje. Goście zdobyli nawet gola, ale arbiter dopatrzył się wcześniej spalonego. Po chwili przyjezdni i tak już prowadzili, a pomógł im w tym... Kowol. Obrońca kornowacki tak pechowo próbował zablokować strzał A. Kaczora, że zrykoszetował i zaskoczył własnego bramkarza. W końcówce tworkowianie dobili rywali - najpierw Ryborz wykorzystał błąd Stańka, a tuż przed końcem w podobnej sytuacji refleksem wykazał się z kolei Wolnik, trafiając do pustej bramki. (sem)