Co ma Lizbona do Gorzyczek
Pierwsze wrażenie z lektury założeń Strategii Lizbońskiej może być takie, że jest to dokument tak odległy od naszych lokalnych problemów, jak dystans dzielący nas od Lizbony, w której akt ten został przyjęty, w marcu 2000 roku na posiedzeniu Rady Europejskiej.
Z drugiej strony, uznani ekonomiści i politycy, jak na przykład ostatnio prof. Dariusz Rosati alarmują: Strategia Lizbońska to „być albo nie być dla Europy!”. A my przecież - choć żyjemy w Raciborzu, Wodzisławiu, Pszowie, Rudyszwałdzie, Gorzyczkach - już w tej Europie od paru miesięcy jesteśmy na dobre i usiłujemy jak najlepiej się w niej znaleźć. O „Strategii” mało wiemy z wielu powodów. Po pierwsze dotyczy nas ona bezpośrednio od niedawna czyli odkąd należymy do UE. Po drugie, rządy europejskie nie były dotąd zbyt konsekwentne we wdrażaniu jej postanowień, co określano czasem brakiem woli politycznej czyli mówiąc wprost asekuranctwem niektórych krajów, sprzecznościami interesów, skupianiem się na analizowaniu biurokratycznych wskaźników, a nie na skutecznym działaniu. Na dodatek gospodarka USA, którą Europa miała zacząć ścigać (a do 2010 roku nawet przegonić) jakoś nic sobie nie robi z lizbońskich zaklęć i wciąż powiększa przewagę nad Unią, co dodatkowo deprecjonuje „Strategię” jako ważne i skuteczne narzędzie rozwoju. Po trzecie wreszcie, lizboński dokument funkcjonuje (o ile w ogóle) w świadomości wielu ludzi tylko i wyłącznie jako nieco abstrakcyjny, życzeniowo-ideologiczny zapis zaleceń skierowany li tylko do rządów, a zatem nie dotyczący wprost obywateli. To w dużej mierze prawda, ale - jak to ostatnio w modzie jest zaznaczać - „nie do końca”. Truizmem będzie, kiedy powiem że rządy krajów powstają w wyniku wyborów, a w nich głosują zwykli ludzie. Im są bardziej świadomi europejskich problemów i wyzwań tym (przynajmniej teoretycznie) lepiej powinni wybierać swoich przedstawicieli. Ale już kiedy zes-tawimy np. zawarte w SL dążenie do konkurencyjności europejskiej gospodarki z zakazem podejmowania pracy przez naszych naukowców w niektórych unijnych krajach (w trakcie tzw. okresów przejściowych), gdy tymczasem zachęca się do pracy w Europie Hindusów, Amerykanów, Chińczyków - widzimy praktyczne aspekty „Strategii”. W tym wypadku oczywiście jej niedostatki, a więc pole do działania. Tak samo zresztą, kiedy rząd zgodnie z lizbońskimi wytycznymi, wprowadza podatkowe ulgi dla firm, wprowadzających innowacje technologiczne, albo liberalizuje prawo pracy, co zresztą dotyczy zarówno pracodawców, jak i pracowników. Podkreśla się przy tym, że głos przedsiębiorców coraz bardziej będzie się liczył w ewoluujących systematycznie rozwiązaniach SL, jeśli ma ona wyrwać Europę z letargu.
I tak powoli doszliśmy do konkluzji, że jednak nas ta sprawa dotyczy...