Projekt (za)targu
Ucywilizować centrum
Projekt przewiduje podział targowiska na dwie części. W jednej powstanie 68 zamkniętych boksów, wielkości 6-13 m2, z doprowadzoną instalacją wodną i elektryczną. Będą one przypominały bardziej sklepy niż bazarowe stoiska. W drugiej części znajdzie się ciąg zadaszonych lad, tworzących ok. 40 miejsc. Polepszy to komfort pracy handlującym, a klientom - warunki zakupu. W boksach nie trzeba będzie martwić się o towar, niszczony przez deszcz czy słońce. Poprawi się też estetyka tego miejsca. To, co jest w tej chwili to chałtura. Tak nie może być, bo to jest centrum miasta i ono musi zostać ucywilizowane - twierdzi wiceprezydent Szypowski.
Zgodnie z projektem sprzedawać będzie można tylko w wyznaczonych do tego miejscach. Znikną wszelkiego rodzaju namioty, stoliki i łóżka. Z handlu zostanie wyłączona też część ul. Batorego, na której powstanie parking.
Komu i za ile?
Zatwierdzony przez magistrat projekt został zaprezentowany kupcom 20 kwietnia na spotkaniu, zorganizowanym w Urzędzie Miasta. Przyszło na nie ponad 100 osób, związanych z targowiskiem. Spotkanie miało dać im odpowiedź na nurtujące ich pytania a doprowadziło do konfliktu, powodując niedomówienia i protesty. Urząd Miasta nie przewidział społecznych skutków ograniczenia liczby straganów. Zaprojektowano ok. 100 stanowisk, a tymczasem w dni targowe handluje tu ponad 200 osób. Wielu z tych ludzi straci przez to pracę - ostrzega Robert Myśliwy, reprezentujący część handlujących na targu.
Projekt jest jedną wielką niewiadomą. Nie powiedziano nam nic o cenie wynajęcia boksu ani o zasadach, na jakich się to będzie odbywać. Co z tego, że ludzie są zainteresowani boksami i się na nie zapiszą, skoro po fakcie może się okazać, że ich na to nie stać - twierdzi Krzysztof Trybus, obecny na spotkaniu. Wśród handlowców istnieje obawa, że z powodu większej liczby chętnych na budki może zostać ogłoszony przetarg. W takim wypadku o boks będą mogli ubiegać się też ludzie spoza Raciborza, wypierając rodzimych przedsiębiorców.
Wiceprezydent Szypowski twierdzi, że kryteria te kupcy mają ustalić sobie sami. Mogą w nich uwzględnić m.in. miejsce zamieszkania i staż pracy na targu. Wielu kupców chce jedynie wybrukowania placu, na którym mogliby ustawić swoje przernośne stragany.
Już za późno
Część handlowców, którzy nie zgadzają się z projektem zawiązała Komitet Protestacyjny. Tydzień później jego przedstawiciele udali się do wiceprezydenta Andrzeja Barteli. Wręczyli mu pismo z protestem, pod którym podpisało się 181 osób. Prace nad projektem trwały dwa lata. W tym czasie był wielokrotnie konsultowany z przedstawicielami targujących. Dlaczego reagujecie dopiero teraz, gdy jest już za późno? - pytał przybyłych na kolejne spotkanie. Skoro pan twierdzi, że odbywały się konsultacje społeczne, to proszę powiedzieć, w jaki sposób pominięto 181 osób, mających zupełnie inne zdanie? A jeżeli już takie rozmowy się toczyły, to na pewno nie z ludźmi, którzy faktycznie nas reprezentowali - odpowiedział Robert Myśliwy.
W konsultacjach nad projektem brali udział przedstawiciele Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców „Kupiec Śląski”. Protestujący działania te w piśmie przekazanym wiceprezydentowi określili jako „skierowane przeciwko osobom dziś utrzymującym się i swoje rodziny z handlu na targu. Organizacja ta bowiem zrzesza głównie właścicieli sklepów, dla których targowisko jest poważną konkurencją. Przymierze Urzędu Miasta z „Kupcem Śląskim” postrzegamy jako próbę likwidacji konkurencji i przejęcia targowiska pod nowe sklepy, a nie stragany”.
Powinni się dowiedzieć
Zrzeszamy tych, którzy widzą potrzebę obrony swoich interesów, także sprzedających na targu. Środowisko kupieckie jest bardzo rozbite i tym bardziej powinno mieć swoich reprezentantów. Rozproszony handlowiec w dzisiejszych warunkach gospodarczych nie ma szans - tłumaczy Teresa Ziewiec, prezes „Kupca Śląskiego”. Rozmowy z magistratem w sprawie modernizacji targowiska prowadzone były od 2002 r. Zdaniem prezesa mógł w nich wziąć udział każdy zainteresowany. Teraz protestujący mówią, że o niczym nie wiedzieli. Na targu mamy swoich przedstawicieli. Można było do nich przyjść i się spytać. Trzeba być zainteresowanym własnym losem i zapewnieniem sobie warunków do pracy - twierdzi Teresa Ziewiec.
„Kupiec Śląski” w porozumieniu z Urzędem Miasta przeprowadzi ankietę wśród pracujących na targu. Do tej pory nikt nie wie, ilu jest handlujących np.: z Raciborza, przyjezdnych, sprzedających codziennie, dwa razy w tygodniu, ludzi starszych, dorabiających do emerytury, kupców sezonowych oraz ile i jakie są tu branże - przyznaje szefowa „Kupca Śląskiego”. Wyniki ankiety mają to usystematyzować. Co do kryteriów przydziału boksów, Teresa Ziewiec przypuszcza, że zależeć one będą od stawki czynszu, ustanowionej przez magistrat. Gdyby „Kupiec Śląski” był inwestorem, wtedy podjąłby się opracowania takich zasad. Ale my możemy tylko prosić i proponować. Decyduje ten, kto wykłada pieniądze - twierdzi.
Bez gwarancji
Robert Myśliwy dziwi się, że o ankiecie, której wyniki powinny być podstawą do stworzenia projektu, w magistracie pomyślano dopiero po fakcie. Wyda się 3 mln zł, a po fakcie może okazać się, że projekt nie odpowiada rzeczywistości - argumentuje handlowiec. Nie zgadza się też z tym, że protestujący nie interesowali się wcześniej losami targowiska. Skoro na wiadomość, że w sprawie projektu odbędzie się spotkanie przyszło ponad 100 osób, a wcześniej niby nikt się tym nie interesował, to chyba coś tu jest nie tak - uważa Myśliwy.
Wiceprezydent Andrzej Bartela zapewnia, że magistrat posiada informacje o skali handlu na targu z pobieranych opłat za stoiska. Natomiast projektu nie zmieni, bo oznaczałoby to wyrzucenie do kosza wydanych już pieniędzy. Nie ma gwarancji, że za chwilę przyjdą kolejne osoby, które powiedzą, że reprezentują jakąś grupę i chcą czegoś jeszcze innego - przekonuje wiceprezydent.
Miejsce zastępcze
Wśród handlujących na targu panuje jednomyślność co do potrzeby remontu. Chcieliby też znać wcześniej warunki, na jakich będą ubiegać się o stoiska. Jednak nie każdy negatywnie ocenia działania „Kupca Śląskiego” w rozmowach z Urzędem Miasta i nie wszyscy obawiają się o utratę swoich miejsc. Wiele osób jest zadowolonych z boksów, w których nie będzie im kapać na głowę, inni - obawiają się, że nie będzie ich na nie stać.
Prace remontowe mają ruszyć jeszcze w tym roku. Ich realizacja ma przebiegać etapami i planowana jest na dwa lata. Przez ten czas magistrat zapewni handlującym miejsce zastępcze.
Aleksandra Dik
Projekt przewiduje podział targowiska na dwie części. W jednej powstanie 68 zamkniętych boksów, wielkości 6-13 m2, z doprowadzoną instalacją wodną i elektryczną. Będą one przypominały bardziej sklepy niż bazarowe stoiska. W drugiej części znajdzie się ciąg zadaszonych lad, tworzących ok. 40 miejsc. Polepszy to komfort pracy handlującym, a klientom - warunki zakupu. W boksach nie trzeba będzie martwić się o towar, niszczony przez deszcz czy słońce. Poprawi się też estetyka tego miejsca. To, co jest w tej chwili to chałtura. Tak nie może być, bo to jest centrum miasta i ono musi zostać ucywilizowane - twierdzi wiceprezydent Szypowski.
Zgodnie z projektem sprzedawać będzie można tylko w wyznaczonych do tego miejscach. Znikną wszelkiego rodzaju namioty, stoliki i łóżka. Z handlu zostanie wyłączona też część ul. Batorego, na której powstanie parking.
Komu i za ile?
Zatwierdzony przez magistrat projekt został zaprezentowany kupcom 20 kwietnia na spotkaniu, zorganizowanym w Urzędzie Miasta. Przyszło na nie ponad 100 osób, związanych z targowiskiem. Spotkanie miało dać im odpowiedź na nurtujące ich pytania a doprowadziło do konfliktu, powodując niedomówienia i protesty. Urząd Miasta nie przewidział społecznych skutków ograniczenia liczby straganów. Zaprojektowano ok. 100 stanowisk, a tymczasem w dni targowe handluje tu ponad 200 osób. Wielu z tych ludzi straci przez to pracę - ostrzega Robert Myśliwy, reprezentujący część handlujących na targu.
Projekt jest jedną wielką niewiadomą. Nie powiedziano nam nic o cenie wynajęcia boksu ani o zasadach, na jakich się to będzie odbywać. Co z tego, że ludzie są zainteresowani boksami i się na nie zapiszą, skoro po fakcie może się okazać, że ich na to nie stać - twierdzi Krzysztof Trybus, obecny na spotkaniu. Wśród handlowców istnieje obawa, że z powodu większej liczby chętnych na budki może zostać ogłoszony przetarg. W takim wypadku o boks będą mogli ubiegać się też ludzie spoza Raciborza, wypierając rodzimych przedsiębiorców.
Wiceprezydent Szypowski twierdzi, że kryteria te kupcy mają ustalić sobie sami. Mogą w nich uwzględnić m.in. miejsce zamieszkania i staż pracy na targu. Wielu kupców chce jedynie wybrukowania placu, na którym mogliby ustawić swoje przernośne stragany.
Już za późno
Część handlowców, którzy nie zgadzają się z projektem zawiązała Komitet Protestacyjny. Tydzień później jego przedstawiciele udali się do wiceprezydenta Andrzeja Barteli. Wręczyli mu pismo z protestem, pod którym podpisało się 181 osób. Prace nad projektem trwały dwa lata. W tym czasie był wielokrotnie konsultowany z przedstawicielami targujących. Dlaczego reagujecie dopiero teraz, gdy jest już za późno? - pytał przybyłych na kolejne spotkanie. Skoro pan twierdzi, że odbywały się konsultacje społeczne, to proszę powiedzieć, w jaki sposób pominięto 181 osób, mających zupełnie inne zdanie? A jeżeli już takie rozmowy się toczyły, to na pewno nie z ludźmi, którzy faktycznie nas reprezentowali - odpowiedział Robert Myśliwy.
W konsultacjach nad projektem brali udział przedstawiciele Stowarzyszenia Kupców i Przedsiębiorców „Kupiec Śląski”. Protestujący działania te w piśmie przekazanym wiceprezydentowi określili jako „skierowane przeciwko osobom dziś utrzymującym się i swoje rodziny z handlu na targu. Organizacja ta bowiem zrzesza głównie właścicieli sklepów, dla których targowisko jest poważną konkurencją. Przymierze Urzędu Miasta z „Kupcem Śląskim” postrzegamy jako próbę likwidacji konkurencji i przejęcia targowiska pod nowe sklepy, a nie stragany”.
Powinni się dowiedzieć
Zrzeszamy tych, którzy widzą potrzebę obrony swoich interesów, także sprzedających na targu. Środowisko kupieckie jest bardzo rozbite i tym bardziej powinno mieć swoich reprezentantów. Rozproszony handlowiec w dzisiejszych warunkach gospodarczych nie ma szans - tłumaczy Teresa Ziewiec, prezes „Kupca Śląskiego”. Rozmowy z magistratem w sprawie modernizacji targowiska prowadzone były od 2002 r. Zdaniem prezesa mógł w nich wziąć udział każdy zainteresowany. Teraz protestujący mówią, że o niczym nie wiedzieli. Na targu mamy swoich przedstawicieli. Można było do nich przyjść i się spytać. Trzeba być zainteresowanym własnym losem i zapewnieniem sobie warunków do pracy - twierdzi Teresa Ziewiec.
„Kupiec Śląski” w porozumieniu z Urzędem Miasta przeprowadzi ankietę wśród pracujących na targu. Do tej pory nikt nie wie, ilu jest handlujących np.: z Raciborza, przyjezdnych, sprzedających codziennie, dwa razy w tygodniu, ludzi starszych, dorabiających do emerytury, kupców sezonowych oraz ile i jakie są tu branże - przyznaje szefowa „Kupca Śląskiego”. Wyniki ankiety mają to usystematyzować. Co do kryteriów przydziału boksów, Teresa Ziewiec przypuszcza, że zależeć one będą od stawki czynszu, ustanowionej przez magistrat. Gdyby „Kupiec Śląski” był inwestorem, wtedy podjąłby się opracowania takich zasad. Ale my możemy tylko prosić i proponować. Decyduje ten, kto wykłada pieniądze - twierdzi.
Bez gwarancji
Robert Myśliwy dziwi się, że o ankiecie, której wyniki powinny być podstawą do stworzenia projektu, w magistracie pomyślano dopiero po fakcie. Wyda się 3 mln zł, a po fakcie może okazać się, że projekt nie odpowiada rzeczywistości - argumentuje handlowiec. Nie zgadza się też z tym, że protestujący nie interesowali się wcześniej losami targowiska. Skoro na wiadomość, że w sprawie projektu odbędzie się spotkanie przyszło ponad 100 osób, a wcześniej niby nikt się tym nie interesował, to chyba coś tu jest nie tak - uważa Myśliwy.
Wiceprezydent Andrzej Bartela zapewnia, że magistrat posiada informacje o skali handlu na targu z pobieranych opłat za stoiska. Natomiast projektu nie zmieni, bo oznaczałoby to wyrzucenie do kosza wydanych już pieniędzy. Nie ma gwarancji, że za chwilę przyjdą kolejne osoby, które powiedzą, że reprezentują jakąś grupę i chcą czegoś jeszcze innego - przekonuje wiceprezydent.
Miejsce zastępcze
Wśród handlujących na targu panuje jednomyślność co do potrzeby remontu. Chcieliby też znać wcześniej warunki, na jakich będą ubiegać się o stoiska. Jednak nie każdy negatywnie ocenia działania „Kupca Śląskiego” w rozmowach z Urzędem Miasta i nie wszyscy obawiają się o utratę swoich miejsc. Wiele osób jest zadowolonych z boksów, w których nie będzie im kapać na głowę, inni - obawiają się, że nie będzie ich na nie stać.
Prace remontowe mają ruszyć jeszcze w tym roku. Ich realizacja ma przebiegać etapami i planowana jest na dwa lata. Przez ten czas magistrat zapewni handlującym miejsce zastępcze.
Aleksandra Dik