Nazwy naszych ulic
Jeden z czytelników wyraził niedawno na łamach „Nowin Raciborskich” swoje oburzenie nad nazwą ulicy, którą wpisano mu do dokumentów. Miał zastrzeżenia do nazwy „ulica Stanisława Drzymały”. I chyba słusznie ten mieszkaniec naszego miasta się oburzał. Wysoki urzędnik magistracki, zabierając głos w sprawie listu czytelnika, wykazał atoli, że wszystko jest w porządku, że to historycy już dawno doprecyzowali nazwę ulicy Drzymały, dodając patronowi imię „Stanisław”. Nastąpił także wywód na temat zasług owego Stanisława Drzymały.
Przyjrzyjmy się zatem, od jak dawna mamy w Raciborzu ul. Stanisława Drzymały? Zestawienie nazw ulic sporządzone po 1945 r., obejmujące także nazwy niemieckich odpowiedników, zawiera pozycję: ul. Drzymały - Oberwallstr., zaś jej przedłużenie: ul. 3 Maja - Niederwallstr. Chodzi tu o późniejszą ulicę Hanki Sawickiej, a obecne Podwale. Z całą stanowczością należy stwierdzić, że wówczas urzędnicy miejscy albo ich pryncypałowie, nadając ulicy miano „Drzymały” mieli na uwadze owego chłopa wielkopolskiego ze słynnym wozem - a ten miał na imię Michał. Nie było zresztą w latach tuż powojennych atmosfery do nadawania ulicom nazw związanych z wybitnymi Ślązakami, nawet jeżeli byli działaczami komunistycznymi. Dopiero na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego stulecia, kiedy np. ul. 3 Maja nie mogła już figurować wśród nazw raciborskich ulic, część ul. Opawskiej przechrzczono na „ul. Wieczorka”, z pominięciem zresztą imienia ‘Józef’. Trochę później ul. Generalissimusa Józefa Stalina przemianowano na ul. Wojska Polskiego.
Niezbędna zmiana
Kiedy na fali odnowy w 1992 r. zmieniono nazwy niektórych ulic, ul. Małgorzaty Fornalskiej stała się ul. Wileńską. Abstrahując od wątpliwych zasług towarzyszki „Jasi”, jak brzmiał pseudonim Fornalskiej, zmiana nazwy tej ulicy również ze względów semantycznych była niezbędna. Dla przeciętnego raciborzanina była to bowiem ‘ul. Fornalska’, zatem nazwa wywiedziona od fornali. Jednak z tą grupą społeczną, uciśnioną niegdyś przez szlachtę, a potem przez „kułaków”, ta ulica nie miała nic wspólnego. Wówczas zmieniono także ul. Hanki Sawickiej, wspomnianą ul. Wieczorka, ul. Engelsa i wiele innych. Nawet ul. Partyzantów niektórym z ówczesnych radnych się nie podobała, jakby partyzanci byli tylko lewicowi... Nie możemy w tym miejscu przemilczeć, że byli radykalni radni, którzy domagali się nadania, neutralnej w końcu nazwie ul. Wojska Polskiego miana „ul. Marszałka Piłsudskiego Józefa” (właśnie w takim brzmieniu!).
I jeszcze jedną rzecz musimy wypomnieć ówczesnym radnym. Można zrozumieć, że nie podobała im się nazwa „pl. 22 Lipca”. Ale to nie usprawiedliwiało nadania temu placowi nazwy „Świński Rynek”. Potoczne stosowanie przed kilkudziesięciu laty takiego określenia dla terenów pobliskiego targu zwierzęcego nie uzasadniało przyjęcia tej nazwy dla fragmentu układu komunikacyjnego naszego miasta: z jakąż uciechą przybysze wytykali nasze autobusy miejskie kursujące na ów „Świński Rynek”. Dobrze, że w ferworze zmian nie zmieniono także „pl. Targowy” np. na „Wolny Handel”, bo przecież i taka nazwa była (i chyba nadal jest) w obiegu.
Wprowadzony przez Prezydenta Miasta 11 lutego 1993 roku wykaz „ujednoliconych pisowni nazw ulic” zawiera ul. Drzymały - bez dodatkowego imienia - Michał, czy Stanisław. Jest zresztą znamienne, że ten spis nawet przy nazwach ulic poświęconych mniej znanym działaczom lokalnym, nie stosuje ich imion. Jest zatem ul. Chudoby, Ciemięgi, Kapuścika czy Pośpiecha.
Bo czyż jest ważne, czy chciano uczcić Antoniego czy Edwarda Kapuścika, może obu?
Dopiero w 2001 roku urzędnicy miejscy podsunęli Radzie Miasta do uchwalenia „alfabetyczny wykaz nazw ulic i placów na terenie miasta Raciborza”. Tam właśnie znajdujemy pod poz. 59: „Stanisława Drzymały”. Zatem, powołani przez wysokiego urzędnika magistrackiego, owi historycy byli dość niedawnej proweniencji, dopiero w 2001 roku odkryli wybitnego działacza lewicowego, którego należało uczcić w Raciborzu nazwą ulicy. Jesteśmy przeświadczeni, że przeciętny raciborzanin kojarzył poprzednio ul. Drzymały na pewno z Drzymałą i jego wozem, boć nie każdy musiał pamiętać imienia - Michał.
Czemu to ma służyć?
Urzędnicy magistraccy uznali za potrzebne, aby nas, przeciętnych zjadaczy chleba, pouczyć, że Asnyk, to Adam, Batory zaś Stefan, Broniewski oczywiście Władysław, a Długosz naturalnie Jan. W ten sposób do każdej nazwy ulicy, zawierającej nazwisko, dodano imię, a czasami i dwa, np. Jan Karol Chodkiewicz. Nasuwa się pytanie: czemu to ma służyć? Czy na ul. Chodkiewicza, bez dwojga imion, trudno było trafić? Czy w dzielnicy malarzy ul. Chełmońskiego musiała być uzupełniona imieniem Józef? Znajdzie ktoś, nawet w encyklopedii, innego Chełmońskiego? Czy mamy powody czcić w naszym mieście innego Mickiewicza, poza Adamem, innego Kościuszkę, niż Tadeusza? Poza tym należy wytknąć urzędnikom, że pouczają nas w dodatku źle: pierwsze imię Gałczyńskiego brzmi jednak Konstanty, a nie Ildefons, jak napisali. Nasuwa się jeszcze pytanie, dlaczego urzędnicy zachowali się tak niekonsekwentnie? Dlaczego mamy ul. Jarosława Dąbrowskiego, a ul. Cecylii nie uzupełniono skrótem „św.”? Podobnie należało chyba postąpić z ul. Urbana, choćby po to, aby nie kojarzyć tej ulicy z Jerzym Urbanem.
Projekt uchwały zawiera uzasadnienie, według którego przeprowadzany w 2002 roku spis powszechny wymaga uporządkowania nazw ulic. Jest oczywiste, że jeżeli w Raciborzu była ul. Arki Bożka i taka sama była w Markowicach, to po włączeniu Markowic do miasta, nazwa jednej z ulic musiała być zmieniona. Nie dam się natomiast przekonać, że miano „pl. Jagiełły” należało koniecznie uzupełnić o imię Władysław, abyśmy się nie pomylili. Nie ma w polskim prawodawstwie przepisu, który wymagałby, aby nazwy ulic i placów zawierały zarówno imiona, jak i nazwiska. Dodanie imion byłoby niewątpliwie konieczne, gdybyś mieli dwie ul. Kossaka, wtedy jedna musiałaby być poświęcona Wojciechowi, a druga np. Juliuszowi. Ale w przeszłości urzędnicy miejscy rzadko wykazywali potrzebę w ułatwianiu poruszania się po mieście.
Przecież przez kilkadziesiąt lat mieliśmy dwie oddzielne ul. Dworskie, jedna prowadziła od ul. Ocickiej do ul. Żeromskiego, a druga od ul. Matejki do ul. Pracy - i jakoś nikt się tym nie przejmował. Teraz natomiast zupełnie niepotrzebnie uraczono nas ul. Pastora Franciszka Michejdy.
Będzie ktoś tak mówił? Czy magistrat sądzi, że ludzie będą stosowali takie nazwy, jak ul. Kazimierza Wierzyńskiego, ul. Stanisława Żółkiewskiego czy ul. Jana Karola Chodkiewicza?
Niepotrzebne koszty
Byłoby dobrze, aby osoby, w których sferze zainteresowania leży przedstawiona problematyka, zajrzeli np. na ul. Wojska Polskiego. Jest to ulica z nazwą już tradycyjną. A proszę spojrzeć na tablice z numerami domów, bo na nich administratorzy zamieścili nazwę „ul. W. Polskiego” - i nie wiadomo czy chodzi o Wojciecha, Walentego czy Wojska Polskiego. Czy od zwykłych ludzi możemy spodziewać się stosowania większej precyzji? A czy zastanawiano się, jakie koszty spowoduje owe „uzupełnienie” nazw ulic? Ile dowodów i dokumentów, pieczątek i tablic należało zmienić? Czy naprawdę warto było na to wydać pieniądze? Wypada urzędnikom
miejskim przypomnieć, że kiedy swojego czasu zamierzano zmienić nazwę ul. 1 Maja na ul. J. v. Eichendorffa, uczyniono to tylko dla odcinka od ul. Opawskiej do wiaduktu kolejowego.
Choć niektórym radnym nie podobała się wówczas dla ulicy nazwa Święta Pracy, to jednak zachowali tę nazwę dla jego dłuższego odcinka właśnie ze względu na siedziby wielu przedsiębiorstw, aby nie musiały ponosić kosztów zmiany pieczątek i druków.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Jeżeli nazwa ulicy jest związana z rzeczownikiem, stosujemy tę nazwę w formie dopełniacza - mówimy zatem plac Wolności. Niedaleko Urzędu Miasta przebiega Podwale i w formie mianownika figuruje we wspomnianym alfabetycznym wykazie; należy zatem domniemywać, że w tym przypadku autorzy pominęli świadomie, i uczynili to chyba słusznie, uzupełnienie „ulica”. Nieliczne tablice z nazwą, zawieszone na narożnych domach, mają brzmienie „Podwale” bez dodatku „ulica”. Tymczasem drogowskaz na skrzyżowaniu z ul. Mickiewicza wskazuje na „ul. Podwale”, co jest niewątpliwie błędem gramatycznym. A skoro wspomnieliśmy o tych drogowskazach, mających jakoby ułatwić poruszanie się po mieście, należy decydentom postawić zarzut, że nie zawsze najtańszy wykonawca jest także wykonawcą dobrym. Drogowskazy nie spełniają swojego zadania, nazwy ulic na nich są nieczytelne, ponieważ odstępy między literami są za małe. Już na pierwszych lekcjach reklamy w zasadniczej szkole handlowej uczono uczniów, jakie muszą być zachowane proporcje między grubością linii w literach i odstępami między literami; wykonawca naszych drogowskazów najwidoczniej nie był na tej lekcji. Ostatnio spotkaliśmy się w zakresie nazewnictwa ulic z czymś szczególnym. Na naszym Rynku zainstalowała się pewna instytucja, która podaje swój adres w formie „ulica Rynek”, co jest niewątpliwym dziwolągiem. Na szczęście jest to tylko
jedna instytucja.
Paweł Newerla