Czekając na sapera
Przez kilka dni raciborscy policjanci musieli pilnować niewybuchu pochodzącego z czasów II wojny światowej, zanim zgłosili się po niego saperzy. Problem w tym, że gdyby w tym samym czasie wykryto kilka takich przedmiotów, to nie byłoby komu pilnować ulic.
Pocisk odnaleziony został na terenie posesji przy ul. Pastora Michejdy. Na pocisk natknęli się robotnicy podczas prac budowlanych. Policja powiadomiona została o tym w czwartek, 22 czerwca. Saperzy na miejsce dotarli pięć dni później. Mamy pełne ręce roboty, ponieważ na tych terenach jest dość sporo tego typu przedmiotów - mówi st. chor. Roman Wandzel, z jednostki saperskiej w Lublińcu. Nie ma miesiąca, żebyśmy nie musieli czegoś zabezpieczać - potwierdza podinsp. Edward Mazur, komendant raciborskiej policji. Oznacza to, że każde takie znalezisko eliminuje na pewien czas przynajmniej jeden z policyjnych patroli, a tych, jak wynika z naszych informacji, jest raptem kilka. Nie mamy na to wpływu, musimy czekać na saperów. Takie działania należą do ustawowych obowiązków policji, czyli zapewnienia publicznego bezpieczeństwa. Jeżeli zaszłaby taka potrzeba, to ściągnęlibyśmy ludzi nawet z urlopów. Policjant musi być dyspozycyjny - przyznaje podinsp. Jacek Draganek z zespołu prasowego KPP w Raciborzu. Gorzej sprawa wygląda na terenie powiatu, gdzie policjantów jest mało. W takich przypadkach, jak zapewnia podinsp. Draganek, wsparcia udzielają im funkcjonariusze z komendy.
Tym razem znaleziony został czerep pocisku artyleryjskiego, częściowo wypełniony materiałem wybuchowym. Nie posiadał urządzeń inicjujących wybuch, dlatego nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla życia okolicznych mieszkańców. Niebezpieczeństwo pojawiłoby się wtedy, gdyby został wrzucony do ognia lub poddany działaniu bardzo wysokiej temperatury - zapewnia Roman Wandzel.
Saperzy wywieźli go w miejsce, w którym został on zdetonowany. Gdzie, tego nie chcieli zdradzić. Takie wybuchy mogłyby stać się niebezpieczną „atrakcją” dla ciekawskich. Nie chcemy, by narażali się na niepotrzebne zagrożenie - tłumaczy saper.
Tym razem znaleziony został czerep pocisku artyleryjskiego, częściowo wypełniony materiałem wybuchowym. Nie posiadał urządzeń inicjujących wybuch, dlatego nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla życia okolicznych mieszkańców. Niebezpieczeństwo pojawiłoby się wtedy, gdyby został wrzucony do ognia lub poddany działaniu bardzo wysokiej temperatury - zapewnia Roman Wandzel.
Saperzy wywieźli go w miejsce, w którym został on zdetonowany. Gdzie, tego nie chcieli zdradzić. Takie wybuchy mogłyby stać się niebezpieczną „atrakcją” dla ciekawskich. Nie chcemy, by narażali się na niepotrzebne zagrożenie - tłumaczy saper.
(Adk)