Trzeba się dobrze poznać
Kazimiera i Jan Miśtowie obchodzili 60 rocznicę ślubu czyli „brylantowe gody”. To już rzadkość w naszym regionie.
Uczucie połączyło tych dwoje w Skarżycach (tereny dzisiejszego Zawiercia). W górskiej okolicy zamieszkiwali dwie sąsiednie wioski. Ich znajomość rozwijała się od 1942 roku przez ponad trzy lata. Kazimiera miała jeszcze 2 siostry, ale że „była najzgrabniejsza we wsi” Jan wybrał na żonę właśnie ją. Zgodziłam się, bo był bardzo przystojny – wzrusza się kobieta. Inni też się o nią starali, ale byłem uparty. Wziąć dziewczynę z innej wioski nie było łatwo – miejscowi bili obcych. Ja sobie powiedziałem „nikogo nie zaczepię ale i nikomu się nie położę”. Zwiedziłem trochę świata, to byłem odważny - wspomina Jan Miśta. Przed wojną pracował w kopalnia rudy żelaznej. W 1940 roku został wywieziony do Niemiec, ale wkrótce stamtąd uciekł i dzięki „lewym papierom” przetrwał na terenach III Rzeszy. Po wyzwoleniu Zawiercia w styczniu 1945 roku trafił do Milicji Ludowej, a później do służby więziennej. W sierpniu 1946 roku przeniesiono go do powstającego w Raciborzu Zakładu Karnego. Tak się tu zaaklimatyzowałem, że doczekałem emerytury – uśmiecha się pan Jan. Żona zajmowała się domem i dwójką dzieci. Po wojnie nic nie mieli. Dorabiali się latami, a zaczęli od składanego, żelaznego łóżka z niemieckich koszar. Dziś bawią prawnuki.
By doczekać tak zacnej rocznicy ślubu nie należy zdaniem jubilata „żenić się z kimś poznanym w tramwaju czy na ulicy”, bowiem hulaka nie zatroszczy się o dom i małżonkę. Kazimiera radzi by młodzi pomagali sobie w pracach domowych i uczciwie pracowali. Emerytura upływa obojgu na aktywnym wypoczynku. Odprężamy się na działce, hodujemy sobie kwiatki. Jakbym miał cały dzień przed telewizorem spędzić, to bym chyba zbzikował – śmieje się Jan.
(ma.w)