W tańcu-połamańcu
Breakdance, czyli taniec połamaniec. Podczas opanowywania figur, z których się składa, można się nieźle potłuc i poobijać. A jednak jego miłośników odnaleźć możemy również w Raciborzu.
Naciągnięte mięśnie, rozwalone kolana, obolałe nadgarstki, siniaki, a nawet wybite barki – to wszystko efekty ćwiczeń prowadzących do opanowania rozmaitych figur tańca nazywanego breakdansem. Jednak to ich nie zniechęca do dalszych ćwiczeń, do wykonywania coraz bardziej skomplikowanych figur. Tacy są prawdziwi breakdansowcy czy b-boye, jak zwykli nazywać samych siebie.
Wielbicieli tego dość bolesnego tańca odnaleźć możemy również w Raciborzu. Jest ich około dwudziestu osób, które dzielą się na dwie grupy: „Extrimers” i „Siła stylu”. Mimo tego podziału przedstawiciele obu grup przyjaźnią się i wspólnie ćwiczą. Jak sami mówią, nie ma między nimi niezdrowej konkurencji.
O breakdansie dowiedzieli się z telewizji, od kolegów czy na koloniach. Najczęściej było tak, że zobaczyli jak inni to robią i to ich zafascynowało: W tydzień nauczyliśmy się z kolegą podstawowych figur i wystąpiliśmy przed klasą – mówi piętnastoletni Mateusz Wójtowicz, który tańczy od półtora roku.
Ćwiczenia zajmują im sporo czasu, bowiem taniec ten nie należy do łatwych. Wiele spośród jego elementów zostało zaczerpniętych z akrobatyki. Spotykają się trzy, cztery razy w tygodniu na godzinę, dwie lub trzy. Miejscem ich ćwiczeń są rozmaite sale gimnastyczne, m.in. w „Sokole”, „Przystani”, Gimnazjum nr 4 czy w Rafako, a także dworzec PKP. Tam często mają publiczność, przez co ich ćwiczenia nabierają charakteru mini-pokazów.
Dlaczego to robią? Breakdance to dla nich zabawa, rozrywka, hobby, a także rodzaj sportu. Breakdance to dla nas sposób na wypełnienie wolnego czasu, robimy to, by się nie nudzić. To jest lepsze od siedzenia pod blokiem na ławkach i picia piwa. Jest to rozrywka dla nas, a także dla ludzi, którzy nas oglądają – stwierdza osiemnastoletni Szymon Wójtowicz, od ponad dwóch lat zafascynowany tym tańcem.
Wśród naszej raciborskiej ekipy breakdansowców są dwie dziewczyny: „Marynia” (Maria Danielewicz) i Monika, które biorąc udział w zawodach we dwójkę, występują jako „MNAcrew”. W takim składzie pokazały się m.in. na zawodach w Głubczycach, gdzie jury stanowili członkowie zespołu „Azizi”, najlepszego na Śląsku i jednego z lepszych w Polsce. „Marynia” przyznaje, że jako dziewczyny tańczące breakdance, wzbudzają dodatkowy podziw wśród ludzi oglądających ich wyczyny.
Poza tym, że nasi raciborscy breakdansowcy biorą udział w zawodach, występują również w raciborskich szkołach z okazji rozmaitych uroczystości. Ich taneczne pokazy stanowią nie lada atrakcję. Przyznają, że na breakdance można zarobić, ale dotyczy to już poważniejszych mistrzostw. Oni robią to dla przyjemności i własnej satysfakcji z posiadanych umiejętności. Mamy pomysł, by za rok, dwa, kupić matę i wyskoczyć na rynku w Raciborzu, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie – takie plany snuje najstarszy z ekipy, Szymon.
Ile czasu trzeba ćwiczyć, by móc o sobie powiedzieć, że jest się dobrym? Jak powiedzieli moi rozmówcy, wszystko zależy od talentu i od tego, ile serca się w to wkłada. Jednak niezależnie od indywidualnych uwarunkowań, opanowanie figur składających się na breakdance nie obejdzie się bez wytrwałości, odpowiedniej kondycji i intensywnych ćwiczeń.
#nowastrona#
Mateusz Wójtowicz, 15 lat:
Nazywamy się „Siła stylu”, ale myślimy o zmianie nazwy. Jesteśmy w trakcie przygotowywania naszych zespołowych koszulek i musimy w najbliższym czasie podjąć decyzję, jeśli chodzi o nazwę.
#nowastrona#
Mateusz Wójtowicz, 15 lat:
Nazywamy się „Siła stylu”, ale myślimy o zmianie nazwy. Jesteśmy w trakcie przygotowywania naszych zespołowych koszulek i musimy w najbliższym czasie podjąć decyzję, jeśli chodzi o nazwę.
Arek Karcz, 15 lat:
Czy mamy idoli? Mamy, ale nie są to raczej jakieś konkretne osoby, a grupy, m.in. grupa „Azizi”.
Czy mamy idoli? Mamy, ale nie są to raczej jakieś konkretne osoby, a grupy, m.in. grupa „Azizi”.
Maria Danielewicz („Marynia”), 17 lat:
Jeśli chodzi o kontuzje, to ogólnie mam pełno siniaków, a takie poważniejsze, to rozwalone kolano i naciągnięte mięśnie.
Jeśli chodzi o kontuzje, to ogólnie mam pełno siniaków, a takie poważniejsze, to rozwalone kolano i naciągnięte mięśnie.
Arek:
Kontuzje najczęściej dotyczą nadgarstków.
Kontuzje najczęściej dotyczą nadgarstków.
Łukasz Szyra, 12 lat:
I kolan. Nadgarstki i kolana, ich dotyczą najczęściej urazy.
I kolan. Nadgarstki i kolana, ich dotyczą najczęściej urazy.
Szymon Wójtowicz, 18 lat:
Czy te kontuzje nas zniechęcają? Czasem każdy z nas ma takie dni, że chce to rzucić, ale jest w nas taka zawziętość, i mimo tych wszystkich urazów dalej się ćwiczy.
Czy te kontuzje nas zniechęcają? Czasem każdy z nas ma takie dni, że chce to rzucić, ale jest w nas taka zawziętość, i mimo tych wszystkich urazów dalej się ćwiczy.
„Marynia”:
Po prostu w każdym sporcie są jakieś takie kontuzje, nie-kontuzje. Zawsze jest jakieś ryzyko.
Po prostu w każdym sporcie są jakieś takie kontuzje, nie-kontuzje. Zawsze jest jakieś ryzyko.
Łukasz:
To, ile czasu potrzeba, żeby być dobrym, zależy od tego, jak ktoś się uczy, jak ktoś się szybko uczy, no to wystarczą dwa lata, trzy.
To, ile czasu potrzeba, żeby być dobrym, zależy od tego, jak ktoś się uczy, jak ktoś się szybko uczy, no to wystarczą dwa lata, trzy.
Szymon:
Niektórzy mają talent i po dwóch miesiącach już fajnie wymiatają, a niektórzy muszą trzy lata ćwiczyć i jeszcze im nie wychodzi.
Niektórzy mają talent i po dwóch miesiącach już fajnie wymiatają, a niektórzy muszą trzy lata ćwiczyć i jeszcze im nie wychodzi.
„Marynia”:
Wszystko zależy też od tego, ile serca się w to wkłada.
Wszystko zależy też od tego, ile serca się w to wkłada.
Joanna Guział