Niech grzeje, ile wlezie
Właściciele kąpielisk i w ogródków gastronomicznych odetchnęli z ulgą. W końcu na dłużej zaświeciło słońce. Może więc sierpień choć w części wynagrodzi straty, jakie przyniósł lipiec. A miało to być lato dziesięciolecia. Jakoś nie widzimy tego globalnego ocieplenia – mówią chórem właściciele ośrodków rekreacyjnych i ogródków piwnych. Przez dwa letnie miesiące pracują na chleb na cały rok.
W Ośrodku Sportu i Rekreacji, który zarządza kąpieliskiem w Oborze, mało kto wierzy, że to lato przyniesie spodziewane zyski. Do 27 lipca sprzedano biletów za niewiele ponad 19,3 tys. zł. Raptem jeden weekend był na tyle upalny, że ochłody w tym miejscu zapragnęło naraz ponad 1500 osób. A teraz koszty: 5,5 tys. zł zakupy środków chemicznych, głównie podchlorynu, 4,8 tys. zł ratownicy, 5,8 tys. zł reszta pracowników, 1,8 tys. zł kasjerzy, 3,8 tys. zł zaliczki na wodę. Jak jeszcze doliczyć ostateczny rachunek z wodociągów na około 10 tys. zł, to łatwo policzyć, że do interesu sporo dokładamy – mówi Jerzy Kwaśny, dyrektor OSiR. Sytuację częściowo ratuje gastronomia. Upały z końca lipca tchnęły w nas wiarę. Jeśli jednak szybko się skończą i znów nadejdzie zimny front atmosferyczny, to z trudem wyjdziemy na zero – dodaje Kwaśny.
Sezon rusza w Polsce pełną parą z początkiem wakacji. Rok szkolny trwał jednak aż do 26 czerwca i, jak na złość, zabrał trochę lata. Ledwo się skończył przyszły deszcze. Nad polskim morzem ludzie prażyli się w słońcu, a na południu burze i ulewy. Prowadzący kąpieliska i restauratorzy zaczęli liczyć, o ile zmniejszą się zyski. Około 20 lipca zaczęli się już martwić, czy w ogóle wyjdą na zero.
Lipiec był tragiczny – mówi Roman Makulik z Aquabraxu w Szymocicach. Odnowiony sporym kosztem pokopalniany ośrodek miał w tym roku być maszynką do robienia pieniędzy, bo w tamtym roku był czynny tylko pół sezonu. Muszę mieć pełny miesiąc pogody, by pokryć z biletów koszty utrzymania kąpieliska. Zaczynam się łudzić, czy spotka mnie taka łaska – dodaje Makulik. Sytuację ratuje organizowanie imprez plenerowych, w tym na zamówienie zakładów pracy, oraz wynajmowanie domków, z których korzysta, szczególnie na weekendy, wielu mieszkańców Rybnika, Gliwic, Knurowa czy gości z Niemiec.
To miało być lato dziesięciolecia – mówi Dorota Bernadzik zarządzająca Pizzą World. Deszczowy lipiec zmniejszył obroty w ogródku w Rynku. Sprzedano mniej pizzy, piwa i innych potraw. Sezon potrwa tu co prawda o miesiąc dłużej, niż na basenach, ale o planowanych jeszcze na progu lata zyskach można już tylko pomarzyć, a przecież branża musi się rozwijać¸ potrzebne są inwestycje, bo klient byle czego już dzisiaj nie chce. Zamiast dobrej pogody dostaliśmy podwyżki opłat od magistratu – żali się współwłaścicielka Pizzy World.
Na lato narzekają wszyscy z branży. Modlą się o upalne sierpniowe weekendy. W sobotę i niedzielę są bowiem największe utargi. Nad wodę udają się wtedy całe rodziny, a jak wiadomo, kasę trzymają rodzice.
G. Wawoczny