Stradivarius w samolocie
Rzekomo XVIII-wieczny egzemplarz „Stradivariusa” przechwycili w Katowicach śląscy pogranicznicy z Raciborza. Szykowała się antykwaryczna sensacja, tymczasem wprawione oko konserwatora zabytków szybko rozpoznało współczesną podróbkę warsztatu znakomitego lutnika. Skończyło się na medialnym szumie.
Tysiące podróbek oryginalnych Stradivariusów (zachowało się ich na świecie około 650 egzemplarzy, z których każdy warty jest prawie milion dolarów) wyszło spod rąk lutników czeskich i niemieckich. W XIX i do połowy XX w. popyt na skrzypce Antonio Stradivariego z Cremony (1644-1737) był ogromny. Pragnęło je mieć wielu muzyków, których stać było jednak co najwyżej na wydatek kilkuset marek. Jako, że oryginały stanowiły wysokich lotów luksus, za drobną kwotę dostawali do rąk imitacje oznakowane zwykle inskrypcją „ANTONIUS STRADIVARIUS CREMONA FECIT ANNO 1731”. Uczciwi czescy lutnicy dodawali jeszcze „Made in Czechoslovakia”. Niemcy już nie. To przez to, warta dziś do 2 tys. zł podróbka, postawiła na nogi śląskich pograniczników z Raciborza.
Do zdarzenia doszło pod koniec lipca. Z Katowic Pyrzowic chciał odlecieć do Londynu 27-letni mieszkaniec województwa opolskiego. Podczas kontroli bagażu podręcznego funkcjonariusz zauważył futerał, a w nim skrzypce. Z rozmowy jaką przeprowadził z podróżnym wynikało, że nie jest on muzykiem. Poprosił o pokazanie instrumentu. Po dokładnym przyjrzeniu się zauważył, że ma wyrytą datę „1736”. Straż wszczęła alarm, bo myślała, że wpadł w jej ręce Stradivarius. Atmosferę podgrzało jeszcze to, że mężczyzna przyznał, że „instrument jest stary”. Przed 15 laty ponoć kupił go jego ojciec. Do tej pory leżały w domu rodzinnym. Teraz miał trafić do Anglii. Jeszcze w ten sam dzień ekspert wydał werdykt: skrzypce wyprodukowano w 1948 r. 27-latek otrzymał je z powrotem i odleciał do Londynu.
W ostatnim czasie śląska Straż Graniczna ujawniła szereg prób przemytu przedmiotów zabytkowych. Do ciekawostek należały, warte kilkadziesiąt tysięcy złotych, srebrne judaika z XVII i XVIII wieku, czyli przedmioty żydowskiego kultu. Próbowano je przemycić w pociągu relacji Warszawa-Budapeszt. Były to balsaminki, pojemniki na wonności oraz sześć wskaźników do czytania Tory.
G. Wawoczny