Okno na śmieci
W nawiązaniu do artykułu „Okno na śmieci” z numeru 31 z dnia 2 sierpnia 2005 r. proszę o zamieszczenie w gazecie moich uwag na temat wypowiedzi kierownika Chrystiana Muszyńskiego z Centrum S.M. „Nowoczesna”. Ja i mieszkańcy bloku jesteśmy oburzeni wypowiedziami tego pana, które zresztą są kłamliwe.
Po pierwsze – mieszkańcy nie zaśmiecają dachu sklepu. Liście, gałązki i karton, które tam były, są pozostałościami po burzy z dnia 19 listopada 2004 r., która przeszła nad miastem. Było tego sporo po burzy, ale po siedmiu miesiącach deszcze wiele zmyły i wiatr rozdmuchał.
O uprzątnięcie dachu chodziłem do Spółdzielni wielokrotnie jeszcze w grudniu 2004 r., a dosłownie 15 grudnia sam prezes Wojnar w swoim gabinecie powiedział mi, że nie ma potrzeby sprzątania tego dachu.
Po drugie – jeżeli na dachu były kawałki szyby i gruz, to leżały tam od lat po wymianie wybitej szyby w świetliku dachowym sklepu od strony ul. Opawskiej.
Po trzecie – mieszkam w bloku od 40 lat i nie widziałem, aby kiedykolwiek pracownicy Spółdzielni dach sprzątali, chyba że przy nakładaniu nowej papy lub smołowaniu dachu.
Po czwarte – szczura z dachu nie usuwała żadna ekipa deratyzacyjna. Leżał tam co najmniej przez tydzień aż ze szpitala wrócił pan Jan Górecki i on go osobiście sprzątnął w sobotę, dn. 23 lipca 2005 r., bo nie mógł wytrzymać ze smrodu i od much, które cisnęły mu się do mieszkania przez okno. Panu Jackowi Góreckiemu nikt za to nie musi płacić – zrobił to dla swojego zdrowia i innych lokatorów.
Jeżeli Chrystian Muszyński chce zrobić prezent firmie deratyzacyjnej to jego sprawa, ale niech nas mieszkańców nie straszy obciążeniem kosztami za ten prezent.
Po piąte – w dniu 26 lipca 2005 r. do sprzątania dachu przyszło trzech pracowników: dwóch robotników i jeden dozorujący. Przyszli bez żadnego sprzętu, tj. miotły bądź szczotki lub wiadra. Śmieci zbierali do małego woreczka foliowego. Dopiero po zwróceniu uwagi przez moją żonę dozorujący poszedł do śmietnika i wrzucił im karton na dach. Nic dziwnego, że pracę wykonano niedbale – bo nie usunięto ani drobnych gałązek, ani wszystkich zgniłych liści – bo czym? Jeżeli pracownicy Spółdzielni wykonują tak wszystkie prace, to współczuję ich zleceniodawcom.
Po szóste – na przykładzie tak drobnej sprawy, która ciągnie się przez siedem miesięcy i w którą zaangażowanych było wiele osób i urzędów – przekonałem się, że zwykły obywatel w tym mieście nie może liczyć na pomoc ze strony kompetentnych organów, które mają służyć obywatelowi i dyscyplinować przestrzeganie obowiązków przez ludzi wyżej postawionych (kierowników, prezesów i innych) – butnych, aroganckich, którzy czują się wszechwładni, bezkarni.
Jan Pałczyński