Bazgranie po miejskiej ścianie
Graffiti – wciąż wzbudza kontrowersje, jednych bulwersuje, w innych wzbudza podziw. Mimo wielu przeszkód, stojących na drodze coraz to nowych pokoleń grafficiarzy, takich, jak wydatki związane z kupnem sprejów czy kary za niszczenie mienia publicznego, zjawisko to jest wciąż żywe, o czym świadczą stale przybywające na naszych miejskich murach malowidła.
Ściany bloków, garaże, płoty, mury, dachy, kominy, mosty, dworce, szkoły, budki telefoniczne, śmietniki, a nawet wagony kolejowe – oto niektóre z miejsc na terenie Raciborza, w których odnaleźć możemy przejawy ulicznej sztuki. Na tego typu dzieła reagujemy różnie. Generalnie, miejskie malowidła i napisy albo wzbudzają nasze oburzenie, albo podziw. Jedni z nas uważają, że graffiti to wandalizm, inni, że sztuka.
Zjawisko to wzbudza skrajne reakcje i odczucia. Duży wpływ na opinię społeczeństwa ma stosunek sprejowców do miejskiej przestrzeni, jak również forma ich dzieł. Gdy barwne malowidła zdobią szare, zniszczone ściany, znajdują się na terenie magazynów i fabryk, często uznamy, że służą rozjaśnieniu i ubarwieniu miejskiej przestrzeni. Jednak, gdy tego typu obrazy znajdą się na pomnikach, ścianach muzeów i kościołów, nie budzą już podziwu, a bulwersują. Napisy na tego typu obiektach zdarzają się, mimo istnienia kodeksu, do którego każdy szanujący się grafficiarz stosuje: Istnieje taki kodeks, ale są to niepisane zasady i tylko ci o nich wiedzą, którzy w tym siedzą. W Raciborzu mało ludzi zna je, mało kto wie, co to jest graffiti, większość osób to toye. Wykonując swoje prace, liczy się dla nich nie jakość, a ilość – mówi jeden z raciborskich twórców, ENOGSB. Jego kolega, KSOW, dodaje: Jedna z zasad tego kodeksu mówi o tym, by nie pisać po zabytkach i kościołach.
Jeśli natomiast chodzi o formę sztuki ulicznej, nasze oko mogą cieszyć starannie wykonane, barwne malowidła, których twórcy mają koncepcję, pomysł na to, co chcą osiągnąć. Efektu tego nie są w stanie wywołać hasła kibiców, przekleństwa czy obco brzmiące wyrazy, naprędce wypisane na ścianach bloków. Uznawaniu tego typu napisów za graffiti sprzeciwiają się sami writersi: Hasła kibiców, przekleństwa czy jakieś angielskie wyrazy nie stanowią graffiti, to tylko jakieś bazgroły na ścianach, które nie mają wartości artystycznej – mówi ENOGSB.
#nowastrona#
Na temat wykonawców wiemy niewiele, pozostają oni anonimowi. Jeśli podpisują się pod swoimi pracami, to są to przezwiska, inicjały lub imiona. Wiąże się to z nielegalnością tego, co robią, grozi im kolegium i artykuł 212 kk. o niszczeniu mienia społecznego. Często wydaje nam się, że „uliczni artyści” to patologia, nie mają co robić, to bazgrzą po murach. Mało kto wie, że wielu z tych młodych ludzi odkrywa w ten sposób talent i zaczyna myśleć o kontynuacji nauki w liceach plastycznych, na ASP czy o architekturze. Takich talentów nie brak i w naszym mieście. Jeden z przedstawicieli regionalnych writersów przyznaje, że poważnie myśli o studiach na kierunku plastycznym. Na wybór takiej szkoły wpłynął między innymi kontakt z graffiti. Poza tym jedna z niewielu malujących po ścianach dziewczyn obecnie studiuje na ASP: Wśród twórców ściennych obrazów mało jest dziewczyn. Tu w Raciborzu była jedna, ale nie mieszka już w naszym mieście. Bardzo dobrze malowała, dostała się na ASP i teraz studiuje. Nie robiła dużo prac, ale za to dobre.
#nowastrona#
Na temat wykonawców wiemy niewiele, pozostają oni anonimowi. Jeśli podpisują się pod swoimi pracami, to są to przezwiska, inicjały lub imiona. Wiąże się to z nielegalnością tego, co robią, grozi im kolegium i artykuł 212 kk. o niszczeniu mienia społecznego. Często wydaje nam się, że „uliczni artyści” to patologia, nie mają co robić, to bazgrzą po murach. Mało kto wie, że wielu z tych młodych ludzi odkrywa w ten sposób talent i zaczyna myśleć o kontynuacji nauki w liceach plastycznych, na ASP czy o architekturze. Takich talentów nie brak i w naszym mieście. Jeden z przedstawicieli regionalnych writersów przyznaje, że poważnie myśli o studiach na kierunku plastycznym. Na wybór takiej szkoły wpłynął między innymi kontakt z graffiti. Poza tym jedna z niewielu malujących po ścianach dziewczyn obecnie studiuje na ASP: Wśród twórców ściennych obrazów mało jest dziewczyn. Tu w Raciborzu była jedna, ale nie mieszka już w naszym mieście. Bardzo dobrze malowała, dostała się na ASP i teraz studiuje. Nie robiła dużo prac, ale za to dobre.
Stosunek do ulicznej sztuki i samych grafficiarzy z czasem ulega zmianie. Coraz więcej ludzi przekonuje się do niego, większej grupie ta forma sztuki przypada do gustu: Ostatnio, gdy wykonywaliśmy graffiti, podszedł do nas jeden pan i zostawił swój numer telefonu. Powiedział, że chętnie zobaczyłby coś takiego u siebie w domu – mówi ENOGSB. A jego kolega KSOW dodaje: Już nie raz zdarzało nam się wykonywać prace na zlecenie, na przykład w knajpach. Częściej spotykamy się także z legalnym graffiti, czego dowodem jest wymalowany już jakiś czas temu, za zgodą dyrektora, mur, stanowiący ogrodzenie Technikum Budowlanego w Raciborzu czy niedawno pomalowane w Rybniku przystanki autobusowe na zlecenie władz miasta. Poza tym organizowane są meetingi, na których sprejowcy z różnych miast malują wspólnie ścianę do tego przeznaczoną: Są również różnego rodzaju zawody czy konkursy. Brałem udział w takich meetingach, malowałem na różnego rodzaju jamach, czyli na imprezach, gdzie jest legalna ściana i maluje się wspólnie. Każdy może zrobić swoją pracę. Nie zawsze jest to konkurs, ale zawsze jest jakaś konkurencja – mówi ENOGSB.
Joanna Guział