Prezydencie! Zrobimy Panu to Acapulco
Jak w jednym projekcie można było utopić tyle absurdów? – pytali na ostatniej sesji radni. Ośrodek na Ostrogu mógł już działać. Chcieliśmy go robić etapami. Nie wiemy, po co Urząd Miasta szasta tak pieniędzmi – twierdzą w Polskim Związku Wędkarskim.
Na stos niepotrzebnej dokumentacji wydano już nie 350 tys. zł, jak pisaliśmy tydzień temu, a 430 tys. zł. I to nie wszystko. Okazuje się, że miasto naruszyło prawa autorskie i będzie musiało za to ponieść konsekwencje, czyli, jak wynika z naszych informacji, zapłacić kolejne 50 tys. zł.
Nowe fakty
O sprawie pisaliśmy już w poprzednim numerze. Adaptacja żwirowni na Ostrogu na całoroczny ośrodek sportowo-rekreacyjny miała kosztować 9,5 mln zł. Taka kwota wynikała ze studium wykonalności opracowanego przez katowicki Główny Instytut Górnictwa. Kiedy w oparciu o ten dokument firma z Gliwic przygotowała dokumentację techniczną i kosztorys, okazało się, że potrzeba przynajmniej 23,5 mln zł. Wybuchł skandal, bo na taką inwestycję miasta po prostu nie stać.
Do 12 września magistrat miał złożyć wniosek o jej dofinansowanie z funduszu UE. Można było pozyskać 75 proc. kosztów. Nic z tego nie wyjdzie. Przy kosztorysie opiewającym na 23,5 mln zł gmina nie ma pieniędzy na pozostałe 25 proc. Zresztą Urząd Marszałkowski, który ocenia wnioski, dysponuje tylko 41,7 mln zł i raciborski wniosek na ponad połowę tej kwoty z pewnością wylądowałby w koszu.
Tymczasem na światło dzienne wychodzą nowe fakty związane z niefortunną decyzją prezydenta Jana Osuchowskiego. Jak twierdzą specjaliści od pozyskiwania funduszy europejskich, z którymi udało nam się porozmawiać, za studium miasto po prostu przepłaciło i to sporo. Co więcej, wcale nie było takiej potrzeby, by starać się o unijną dotację. Dlaczego więc ogłoszono przetarg i wybrano GIG, który już raz przy opracowaniu studium skanalizowania całego powiatu raciborskiego, za ciężkie pieniądze zaproponował coś, co okazało się niemożliwe do zrealizowania? Wiceprezydent Andrzej Bartela tłumaczył na posesyjnej konferencji prasowej, że decyzja opracowania studium wynikała „ze świadomości, że ma to być inwestycja ponadregionalna”. GIG wygrał przetarg. Był jedynym oferentem. W jednej z firm, która pośredniczy w załatwianiu unijnych dotacji, usłyszeliśmy, iż problem w tym, że poza GIG-iem niewiele biur, ze względu na postawione warunki, mogło wystartować w tym przetargu. Charakteru ponadregionalnego dostatecznie i tak nie wykazano, co byłoby zapewne kolejnym powodem odrzucenia raciborskiego wniosku w Katowicach.
Czyje prawa?
Ile więc pieniędzy wydano niepotrzebnie? Poza kosztami studium i dokumentacji zapłacono jeszcze za ocenę oddziaływania na środowisko i wniosek aplikacyjny. Razem daje to ponad 424 tys. zł. Do tego dojdzie jeszcze najprawdopodobniej zadośćuczynienie, jakie Urząd Miasta będzie musiał zapłacić architektowi Lucjanowi Holeckiemu. To on, z ramienia Polskiego Związku Wędkarskiego, opracował projekt zagospodarowania Ostroga. Pokazywano go radnym, kiedy padła propozycja, że PZW za 250 tys. zł (po 50 tys. zł, co roku) powoli zacznie go wdrażać w życie.
Studium wykonalności i projekt budowlany są łudząco podobne do tego, co zaproponował raciborski architekt. Problem w tym, że nic za to nie dostał. Zgłosił do magistratu roszczenie o 50 tys. zł. Wiceprezydent Andrzej Bartela przyznał w rozmowie z nami, że w sprawie tej toczą się dyskusje. Nie chciał jednak zdradzić szczegółów.
Sprawę tymczasem można było załatwić na etapie przetargu na wyłonienie projektanta. Wystarczyło napisać, że zwycięzca powinien ująć w wycenie koszty wykupu praw autorskich. Nic takiego nie zrobiono. Jak ustaliliśmy, magistrat podał jedynie, że jego własnością są prawa autorskie do studium wykonalności.
Szastanie pieniędzmi
Członkowie Polskiego Związku Wędkarskiego nie kryją oburzenia postępowaniem Urzędu Miasta. Twierdzą, że kiedy L. Holecki tworzył projekt zagospodarowania Ostroga, mowa była, że zajmie się tym PZW. Już 25 czerwca 2003 r. Referat Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego projekt ten zaakceptował. Wędkarze mają podpisaną umowę dzierżawy tego terenu na 25 lat. Przystąpili nawet do jego oczyszczania. Przy wjeździe na ul. Grzonki wycięto chaszcze i krzewy.
Dalej w planie mieliśmy zrobienie przekopów przez akweny, zbudowanie ścieżki zdrowia i uruchomienie strzeżonego kąpieliska z sanitariatami. Niedokończone betonowe baseny chcieliśmy wysypać piaskiem. Byłyby to świetne miejsce do rozgrywania meczy w piłkę siatkową. Można było nawet dodać trybuny – mówi Dariusz Gacek, prezes koła 45 Racibórz Miasto.
Lucjan Holecki dodaje, że PZW rozmawiało z prywatnymi inwestorami. Byli chętni na zbudowanie parkingów, uruchomienie małej gastronomii. Wierzyliśmy, że małymi kroczkami uda się ożywić to miejsce. Mój projekt zyskał w Starostwie akceptację. Wystarczyło realizować go etapami – dodaje projektant. PZW miał też pomysł na usypanie górki saneczkowej. Dzięki temu Ostróg żyłby i zimą.
Prezydent J. Osuchowski, jak twierdzą wędkarze, co innego mówił, a co innego zrobił. Nagle pojawił się GIG. Z obiecanych 250 tys. zł dla PZW nic nie wyszło. Za to prawie dwukrotnie więcej wydano na dokumentacje.
#nowastrona#
Gigant rybaczówka
#nowastrona#
Gigant rybaczówka
Sprawą żwirowni na Ostrogu zajmowali się na ostatniej sesji radni. Mirosław Lenk mówił, że kazano projektować obiekty, które są tam po prostu niepotrzebne. To wyśrubowało koszty. Naszą ideą było od początku połączenie inwestycji miejskiej z prywatnymi. Mieliśmy uruchomić ośrodek w podstawowym zakresie, a resztę komercyjnych, czyli mogących się zwrócić nakładów, zrzucić na barki biznesu – dodał Lenk. Podobnie wypowiadał się radny Piotr Ćwik.
Tymczasem prezydent J. Osuchowski podpisał umowę, na podstawie której biuro z Gliwic zaprojektowało ośrodek szyty na miarę nadmorskiego kurortu. Przewidziano m.in. 17 kempingów czteroosobowych, tereny pod squash i minigolfa (mimo, że miasto ma już takie obiekty i nie są oblegane), przystań z molo na 20 jednostek pływających, budynek główny ośrodka z bazą gastronomiczną o łącznej kubaturze 3000 m sześc. oraz punkt widokowy dla pensjonariuszy „Złotej jesieni”.
To jednak nic przy infrastrukturze stawów komercyjnych. Projekt obejmuje siedzibę Polskiego Związku Wędkarskiego – budynek o kubaturze – bagatela! - 1300 m sześc. To byłaby największa rybaczówka w Europie – mówił radny Ćwik. Na koszt UE i magistratu miała mieć osobne pomieszczenia dla zarządu koła, skarbnika na pobieranie opłat i dla komisji na obrady, salę na imprezy dla 60 osób, 2 pokoje gościnne, magazyn, garaż i hangar na łódź. Jakby tego było mało, przy stawach miał też być krąg z widownią na 100 osób, plac zabaw z nagłośnieniem, wędzalnik, agregat do uzdatniania wody, waga do ryb i sadz na złowione sztuki.
Nie otrzymaliśmy odpowiedzi, kiedy zapytaliśmy prezydenta, czy w Urzędzie Miasta nie zaintrygowało kogokolwiek, że projektuje się coś – mówiąc najoględniej – mocno na wyrost. Gdyby nie aspekt finansowy, można byłoby powiedzieć, że jest super – konkludował jedynie wiceprezydent Bartela.
Po prostu ściąć
Urząd Miasta nie bardzo wie, jak teraz wypić piwo, które sobie nawarzył. Na pieniądze z UE przy tych kosztach nie ma co liczyć. Wiceprezydent Bartela mówił nam tydzień temu o partnerstwie publiczno-prywatnym, czyli wspólnym inwestowaniu kapitału miasta i biznesu. Prezydent J. Osuchowski uważa z kolei, że inwestycja mogłaby być realizowana etapami, począwszy od tego, który pozwoli uruchomić podstawową działalność ośrodka. To wszystko koresponduje z tym, co od dawna twierdzą wędkarze o polityce małych kroków i zachęcania prywatnych przedsiębiorców. Tyle, że ta refleksja ojców miasta kosztowała już budżet ponad 420 tys. zł, za które żwirownie już dawno mogły przyjmować turystów.
Radni zdecydowali, że projekt powinien być okrojony o wszystko, co generuje znaczne koszty i może być później dobudowane przez prywatnych inwestorów. Koszty winny być zredukowane do zakładanych na początku 9,5 mln zł. Polecono, by zrobiono to w ekspresowym tempie, tak by jeszcze do 12 września wniosek o dofinansowanie z UE znalazł się w Śląskim Urzędzie Marszałkowskim.
Mimo długiej dyskusji, Rada Miasta nie szukała jednak odpowiedzi na pytanie, gdzie tkwi źródło kłopotów z budową ośrodka i kto za to odpowie.
Grzegorz Wawoczny