Grasuje bezkarnie
Zaatakowana przez zboczeńca zostałam ponad dwa lata temu. Zgłosiłam to na policji. Jednak sprawą zajęli się tam dopiero po waszym artykule - twierdzi zbulwersowana Henryka Kosecka.
Henryka Kosecka do naszej redakcji zgłosiła się po przeczytaniu artykułu „Bestia w krzakach”. Opisaliśmy w nim przypadek kobiety, która niedawno została dwukrotnie zaatakowana na ścieżce rowerowej w rejonie Ocic. Napastnik wciągnął ją w krzaki i próbował zgwałcić.
O sprawie powiadomiliśmy wówczas policję, ponieważ nie uczyniła tego pokrzywdzona kobieta. Wtedy też policjanci, za naszym pośrednictwem, zaapelowali do autorki anonimowego listu, by zgłosiła się na komendę. Dzięki temu łatwiej byłoby napastnika zatrzymać. Jednocześnie zapewnili, że sprawę traktują poważnie. Tymczasem Henryka Kosecka twierdzi, że gdy to ona telefonicznie powiadomiła o tym, co ją spotkało, usłyszała, że ma czekać w domu na policjantów. Przyszli... ponad dwa lata później.
Nasza czytelniczka ma pretensje do policjantów o to, że lekceważąc ją, narazili na niebezpieczeństwo inne kobiety i dzieci. Jeżeli w obu przypadkach sprawcą ataków był ten sam człowiek, to dopuścili do tego, by przez przynajmniej dwa lata grasował bezkarnie. Przecież tam jeździ tyle dzieci! Jak dojdzie do tragedii, to będzie już za późno! - nie kryje wzburzenia.
Był bez spodni
Po lekturze naszego artykułu kobieta przypomniała sobie tamto zdarzenie. W ostatnich dniach sierpnia 2003 r., ok. godz. 16.00, jechała ścieżką rowerową w stronę Ocic. W krzakach przy bunkrze, w okolicy budynku Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, zauważyła mężczyznę. Obok niego stał rower. Miał spuszczone spodnie, więc pomyślałam, że zatrzymał się za potrzebą. Przejechałam obok, nie zwracając na niego uwagi. Po chwili minął mnie na rowerze i pojechał za dwiema młodymi dziewczynami, po czym stracił mi się z oczu. Zaatakował mnie jakieś 300 m od zjazdu z drogi asfaltowej. Wyskoczył z zarośli i złapał za kierownicę mojego roweru. Miał opuszczone spodnie i majtki - opowiada kobieta. Dzięki Bogu nie miałam ze sobą żadnych tobołków. Jak złapał mnie za kierownicę, to dostałam takiej dawki adrenaliny, że chyba nigdy w życiu tak szybko nie pedałowałam - relacjonuje dalej. Dzięki temu udało jej się uciec. Henryka Kosecka twierdzi, że podany przez nas rysopis odpowiada wyglądowi człowieka, który na nią napadł. Opisuje go ponadto jako mężczyznę zadbanego. Zapamiętała, że na ręce miał obrączkę.
Co ciekawsze, tuż po tym, jak ją zaatakował, widzieli go dwaj nastoletni synowie Koseckiej, jej siostra i szwagier, mieszkający nieopodal ścieżki rowerowej. Zdyszana zajechałam do siostry na podwórko. Złapałam za sztachetę i przyczaiłam się przy furtce. Szybko powiedziałam rodzinie, co mnie spotkało. Oni też się przygotowali. Po krótkiej chwili facet nadjechał. Zastawiłam mu drogę, zrzuciłam z roweru, nawymyślałam mu od najgorszych. Już miałam go zdzielić deską, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Jakbym mu coś w tych nerwach zrobiła, to poszłabym za zboczeńca siedzieć! - Kosecka nie kryje wzburzenia. Istotne w tym wszystkim jest to, że napastnika przez dłuższy czas widziało kilka osób, które wtedy mogłyby go bez trudu zidentyfikować.
Niemożliwe
To niemożliwe, żeby ktoś na policji zignorował jakiekolwiek zgłoszenie, a tym bardziej takie. Wszystko jest rejestrowane. Kontrola służby jet zbyt szczegółowa, by którykolwiek z policjantów ryzykował brakiem reakcji na nawet najdrobniejsze zdarzenie - zapewnia asp. sztab. Mirosław Wolszczak, rzecznik KPP Racibórz. Takiej możliwości nie dopuszcza też naczelnik sekcji kryminalnej Lesław Rzucidło. Wydawał się nie wierzyć w to, że sprawa została zgłoszona na policję. Nie chciał nawet dyskutować na temat tego, czy zostanie to w jakikolwiek sposób sprawdzone. Jednak od razu wysłał do kobiety swoich ludzi.
#nowastrona#
Będzie skarżyć
#nowastrona#
Będzie skarżyć
Henryka Kosecka tym razem nie zamierza czekać z założonymi rękami. Następnego dnia po wizycie policjantów u niej w domu, wybrała się na komendę. Chciała dowiedzieć się, dlaczego sprawą zainteresowano się przeszło dwa lata po zgłoszeniu i to dopiero po interwencji „Nowin Raciborskich”.
Zniecierpliwiona ciągłym odsyłaniem jej od „Annasza do Kajfasza”, zadzwoniła ze skargą do komendy wojewódzkiej. Tam uzyskała informacje, co ma dalej zrobić. Zgodnie z nimi pisemnie zwróciła się do komendanta powiatowego o „wyjaśnienie opieszałości a zarazem zaniedbań ze strony funkcjonariuszy KPP w Raciborzu”. W podobnym tonie wystosuje też oficjalną skargę.
Jeżeli do komendy wpłynie skarga, zostanie wszczęte postępowanie wyjaśniające. W sytuacji, gdy znajdzie się dowód, że to zgłoszenie było, to w stosunku do odpowiedzialnych za to osób zostaną wyciągnięte konsekwencje - mówi asp. sztab. Mirosław Wolszczak.
Sprawa dla prokuratury
Sprawa dla prokuratury
Efektem poprzedniego artykułu jest nie tylko zgłoszenie się do nas kolejnej czytelniczki, która padła ofiarą napaści na ścieżce rowerowej. Tropem prasowej publikacji poszła też raciborska Prokuratura Rejonowa, która wszczęła postępowanie, mające na celu wyjaśnienie tej sprawy.
Aleksandra Dik