W pogoni za wiatrem
Każde z państw rywalizujących w modelarskim Pucharze Świata może zorganizować dwie takie imprezy. W Polsce jedna odbyła się w Toszku, druga pod Raciborzem.
Organizatorzy mogli być zadowoleni z liczby uczestników i państw, które ci reprezentowali. Gorzej było z pogodą. W Pogrzebieniu nie wiało wystarczająco, by przeprowadzić zawody. Chodziło nam o wiatr w kierunku północ - północny wschód. Chcieliśmy uniknąć niepotrzebnych pretensji na temat warunków lotów - tłumaczył Marek Łysakowski. Uczestnicy pojechali więc na górkę do sąsiedniego województwa, gdzie znaleźli „przestrzenne tereny”. Oficjalną dekorację przygotowano w gminie Kornowac – tradycyjnie u sióstr salezjanek. Francuzi, Węgrzy i Amerykanie (bardzo rzadko bywają na europejskich imprezach) docenili rangę zawodów, czyli punkty Pucharu Świata. Tydzień wcześniej odbywały się Mistrzostwa Świata w Słowacji. Zamysł był taki, by przyciągnąć modelarzy stamtąd do Pogrzebienia i paru udało się zaprosić. Rozpiętość wieku uczestników wyniosła od 14 do 72 lat. Były też 2 kobiety - Austriaczka i mieszkanka Żor. Podobnie jak poprzednio przyjechali też Rumuni, Austriacy i Niemcy. Międzynarodowe było też jury – Polak Sułek, Amerykanin Siflit i Słowak Kuchta. Być może środek tygodnia to niezbyt fortunny termin, ale zawody mają szansę się rozwinąć. Może za rok uda się je poszerzyć o jakieś imprezy towarzyszące - stwierdził Łysakowski. Poszedł nam na rękę Zbigniew Nasieniak, którego zakład wędliniarski nakarmił zawodników podczas imprezy. Za posiłki zapłaciliśmy tak mało, że firmę można uznać za jednego ze sponsorów - podkreślał Piotr Kielar ze Starostwa Powiatowego.
Pierwszego dnia wygrał Amerykanin - zdobył maksymalną liczbę punktów, a dzień później najlepszy był Rumun. Polacy Wojtek i Kubit wywalczyli 3 miejsca, drużynowo wygrywały: „Team Silesia” (Kubit/Kańczok) i Rumuni. Reprezentując Gliwice i Rybnik Marek Łysakowski był szósty, a inny raciborzanin Piotr Szymański otarł się w Toszku o 3 miejsce. Słabiej wypadli drugiego dnia. Obaj dysponowali modelami z najnowszych materiałów. Dzięki temu były one bardzo nośne, ale i kosztowne. By je zbudować trzeba kilka tysięcy złotych (za pokrycie, elementy węglowe, dźwigary, żeberka plus cała masa czasu żeby to wszystko złożyć i posklejać).
(ma.w)