Kara gorsza od wirusa
Histeria z jednej, zupełna bezmyślność z drugiej strony towarzyszą medialnym doniesieniom o zagrożeniu ptasią grypą. Ludzie boją się kupować drobiowe mięso. Do „sanepidu" dzwonią z pytaniami o to, czy nie zarażą się jajecznicą. Tymczasem rodzice zupełnie beztrosko pozwalają biegać małym dzieciom wśród stada dzikich gołębi.
Raciborski Rynek. Ucieszone dzieci próbują łapać gołębie. Siedzącym w wózkach maluchom rodzice podają ziarenka karmy, by ptaki podleciały jak najbliżej. Mężczyzna, przykucnięty obok dziecka, wabi gołębie, wystawiając w ich stronę dłoń pełną pożywienia. Na pytanie, czy słyszał o zagrożeniu ptasią grypą, odpowiada, że tak i kategorycznie dodaje, że nie chce na ten temat rozmawiać.
Bardziej rozmowne są młode matki i starsze osoby, dokarmiające ptaki. To są nasze raciborskie gołębie. Na pewno z ich strony nic nam nie grozi - mówią, choć przyznają, że boją się ptasiej grypy. Na Rynku pojawia się szkolna wycieczka. Nauczycielki wydają się nie reagować, gdy uczniowie biegają za gołębiami i podnoszą z ziemi zabrudzone ptasimi odchodami ziarenka karmy. W szkole rozmawialiśmy z dziećmi na temat ptasiej grypy - zapewnia zagadnięta jedna z nich.
Faktycznie, słyszałam o tym, że ptaki powinny być trzymane w zamknięciu - reflektuje się matka, która przed chwilą wraz małym dzieckiem karmiła gołębie. Zrobiłam to z przyzwyczajenia. Wizyta w Raciborzu zawsze się od tego zaczynała. Teraz trudno będzie przejść z dzieckiem przez Rynek i nie zatrzymać się przy stadzie. Ale więcej już tego nie zrobię - zapewnia kobieta.
Sytuacja, opisana powyżej, nie ma na celu wzbudzenia wśród raciborzan paniki. Zdarzyła się jednak w czasie, gdy w mediach aż roiło się od informacji o zagrożeniu, a do publicznej wiadomości podane zostało ministerialne rozporządzenie o zabezpieczeniu drobiu w gospodarstwach przed możliwością kontaktu z dzikim ptactwem. Na terenie całego kraju wprowadzony został też zakaz organizowania: targów, wystaw, pokazów i konkursów z udziałem żywych kur, kaczek, gęsi, przepiórek, perlic, strusi oraz bażantów, kuropatw i gołębi. Dopilnowanie, by wydane przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi rozporządzenie było przestrzegane, należy do policji. Tym, którzy się do tego nie dostosują, grozi kara grzywny, pozbawienia lub też ograniczenia wolności. W Raciborzu w działaniach prewencyjnych uczestniczą też strażnicy miejscy. Wspólnie z przedstawicielem Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego przeprowadzili kontrolę targowiska przy ul. Jana Pawła II. Nie było osób handlujących drobiem - mówi Janusz Lipiński, zastępca komendanta SM.
Drobni gospodarze w większości dostosowali się do rozporządzenia. Obawiamy się kary a nie ptasiej grypy - komentują. W zagrodach, w których kury chodziły po podwórku, gospodarze twierdzili, że „pewnie właśnie musiały jakoś wyjść". Sprawy nie bagatelizują hodowcy. Jesteśmy pod stałą kontrolą weterynaryjną, na teren fermy nie może wejść nikt postronny. Pracownicy za każdym razem przechodzą dezynfekcję, przy drzwiach mamy maty dezynfekcyjne, okna są zabezpieczone, by nie dostał się przez nie nawet najmniejszy ptak. Są to standardowe zabezpieczenia, które stosujemy już od dawna - zapewnia Zofia Zgrzędek, właścicielka fermy brojlerów.
Jak dotąd PIW nie odnotował żadnych podejrzanych przypadków. Zagrożenie stanowi migrujące z Azji ptactwo, które może być zarażone niebezpiecznym wirusem. Zbigniew Mazur, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Raciborzu uspokaja, że przez Polskę przelatują głównie ptaki z północy Europy. Jego zdaniem niebezpieczeństwo pojawi się wiosną, gdy będą wracać z południa, gdzie mogły mieć kontakt z chorymi osobnikami. W obecnej sytuacji nie radziłbym karmić gołębi. Wydaje się, że nie stanowią one zagrożenia, jednak trzeba być czujnym. Poza tym przenoszą one wiele innych chorób - przestrzega Zbigniew Mazur.
Nic niepokojącego nie zaobserwowali jak dotąd także pracownicy rudzkiego parku krajobrazowego, w obrębie którego występują siedliska ptaków wodnych, m.in. w Łężczoku. Ornitolog Krzysztof Henkel przyznaje, że na tych terenach osiedlają się ptaki, zlatujące się tu z innych krajów. Nie ma badań, które dokładnie by zidentyfikowały, skąd przylatują. Na podstawie samego gatunku nie można tego stwierdzić - twierdzi.
(A.Dik)