Mój największy sukces
Rak to nie wyrok, można go pokonać - przekonują organizacje zajmujące się profilaktyką nowotworową. Niestety w Polsce, w dalszym ciągu choroba ta zbiera śmiertelne żniwo. Powodem jest zbyt późne wykrycie nowotworu. To z kolei ma swoje źródła w niskiej świadomości społeczeństwa na temat działań profilaktycznych.
Propaguje je Polski Komitet Zwalczania Raka, koło w Raciborzu poprzez m.in. „Marsz Nadziei”, który po raz szósty, 15 października, przeszedł ulicami miasta. W tym roku nadzieja i otucha wielu chorym była wyjątkowo potrzebna ze względu na niehumanitarne wręcz działania Narodowego Funduszu Zdrowia, który skazał osoby po 65 roku życia oraz o wzroście i wadze ciała większej od przeciętnej na nierówną walkę z chorobą, odmawiając pełnego refundowania leczenia.
W tegorocznym marszu, podobnie jak i w poprzednich, uczestniczył m.in. Wilhelm Wolnik, wieloletni pedagog, samorządowiec, były parlamentarzysta. Człowiek, który wiele osiągnął w życiu zawodowym, za swój największy sukces uważa wygraną z rakiem.
Nowiny Raciborskie: W jaki sposób dowiedział się Pan o swojej chorobie?
Wilhelm Wolnik: Bardzo przypadkowo. W 1999 r. zawiozłem żonę na badania krwi i moczu i postanowiłem przeprowadzić je również u siebie. Okazało się, że wykryto u mnie pewne nieprawidłowości. Natychmiast udałem się do urologa, który stwierdził, że w pęcherzu moczowym mam guza, wielkości 15 mm. Zgodziłem się go usunąć. Przebadana próbka wykazała, że był to nowotwór złośliwy. W dalszym ciągu jestem pod opieką lekarza. Ostatnie wyniki mówią, że jestem zdrowy, jednak zdaję sobie sprawę, że może nastąpić nawrót choroby.
NR: Pana przykład potwierdza to, do czego przekonują lekarze, że w leczeniu nowotworu kluczową rolę odgrywa odpowiednio szybkie wykrycie zmian chorobowych.
WW: To był łut szczęścia. Wyleczyłem się dzięki temu, że w porę zareagowałem. Gdybym czekał dłużej, to być może ta rozmowa nie mogłaby się odbyć. Dzięki temu, że raka wykryto u mnie odpowiednio wcześnie, nie musiałem poddawać się chemioterapii, wystarczyły środki farmakologiczne. Dziś mogę powiedzieć, że wygrałem z rakiem i było to najważniejsze zwycięstwo w moim życiu.
NR: Czy to osobiste doświadczenie wykorzystuje pan w działalności publicznej?
WW: Przy każdej okazji namawiam ludzi, by przynajmniej raz w roku poddawali się badaniom. Trwają one tylko kilka minut a mogą uratować im życie. Na wrześniowej sesji Rady Powiatu poruszyłem kwestie odmowy refundowania niektórych lekarstw osobom po 65 roku życia. Do Ministra Zdrowia wystosowane zostało pismo z prośbą o wyjaśnienia. Aż trudno uwierzyć, by to, o czym informują media, było prawdą. Oznaczałoby to, że w naszym kraju starszym osobom, dotkniętym tą straszliwą chorobą, odmawia się prawa do życia.
NR: Po raz kolejny wziął pan udział w „Marszu Nadziei”...
WW: Ważne jest każde działanie profilaktyczne. Dzięki marszowi czy też konferencjom, organizowanym przez PKZR ludzie mogą spotkać się z tymi, którzy przeszli przez tą straszliwą chorobę. To praktyczna lekcja, przede wszystkim tego, że rak nie musi być wyrokiem. Dowiodłem tego na własnym przykładzie.
NR: Dziękuję za rozmowę.
Organizatorem „Marszu Nadziei” jest PKZR koło w Raciborzu. W tym roku przeszedł on spod pomnika Matki Polki na plac pod pomnikiem Arka Bożka, gdzie Marzena Korzonek wystąpiła z piosenką „Kocham cię życie”. Akompaniował jej Antoni Kucznierz. W marszu uczestniczyli samorządowcy, przedstawiciele środowisk medycznych, ludzie dotknięci chorobą oraz mieszkańcy Raciborza. Niewątpliwą atrakcją pochodu była parada mażoretek z Czech przy akompaniamencie orkiestry dętej.
(A.Dik)