Kwestia czasu
Zagrożenie jest bardzo poważne. Specjaliści są przekonani, że ptasia grypa dotrze do Polski. Nie wiadomo tylko, kiedy to się stanie. Daje się odczuć panikę. Ludzie dzwonią, kiedy widzą martwe ptaki. Mieliśmy takie zgłoszenia – przyznaje powiatowy lekarz weterynarii.
Przygotowanie Raciborszczyzny do ewentualnej walki z ptasią grypą było jednym z głównych tematów obrad ostatniej sesji Rady Powiatu. O zagrożeniu mówili powiatowy lekarz weterynarii Andrzej Diadyk i szef naszego Sanepidu Dariusz Foryś. Ten pierwszy nie wlał otuchy w serca rajców. Powołując się na opinie specjalistów stwierdził, że aktualne jest pytanie, kiedy choroba dotrze do Polski. Bo to, że dotrze nie ma wątpliwości.
Zdaniem A. Diadyka nie należy się obawiać ognisk choroby w fermach kurzych. Tych w powiecie raciborskim jest około dwadzieścia. To dużo w porównaniu z innymi regionami. Lekko licząc mamy u siebie kilkaset tysięcy kurcząt rzeźnych. Są one dobrze zabezpieczone. Właściciele nie bagatelizują ryzyka. Wiedzą, że mogą sporo stracić – dodał. Przekonywał, że lokalnymi siłami można zabezpieczyć jedno małe ognisko choroby. Są odpowiednie instrukcje, uzupełnione zapasy środków dezynfekujących i specjalnych ubrań.
Czego więc trzeba się obawiać? Powiatowy lekarz nie ma wątpliwości, że ptactwa dzikiego oraz niefrasobliwych hodowców przydomowych. Przyznał, że poważnym zagrożeniem dla naszego zdrowia, i to nie tylko w związku z ptasią grypą, są gołębie, których setki bytuje na raciborskim Rynku. Na targu zwierzęcym rano jest już kilku funkcjonariuszy straży miejskiej, którzy sprawdzają, czy rolnik czasem nie ma w bagażniku jakiejś kury. A na rynku nie ma nikogo, kto przegoniłby ludzi karmiących gołębie lub ostrzegał ich, że te ptaki przenoszą choroby – grzmiał radny Oswald Krupa. Jego zdaniem potrzeba akcji uświadamiającej, że gołębie być może stanowią o uroku centralnego placu w mieście, ale kontakt z nimi i to dzieci jest ryzykowny.
Na Śląsku, a więc i na Łężczoku, jak powiedział nam A. Diadyk, nie jest prowadzony monitoring wędrującego ptactwa. Dzieje się to w kilkunastu innych miejscach w kraju, znajdujących się na najbardziej uczęszczanych szlakach. Pobierane są tam próbki odchodów do badań. Jeśli na Łężczoku znaleziono by jakieś martwe ptaki, to natychmiast zostaną powiadomione odpowiednie służby. A kto je ma odnaleźć? Jak się dowiedzieliśmy „uczuleni” na to są pracownicy przy stawach hodowlanych oraz ornitolodzy.
Służby sanitarne, jak zapewnił D. Foryś, są utrzymywane w stanie podwyższonego ryzyka. W tym roku wyjątkowo skrupulatnie będą rejestrować wszystkie zachorowania na grypę. Chodzi o możliwość jak najszybszej identyfikacji przypadków. W ostatnich latach było z tym różnie. Wielu lekarzy nie dochowywało obowiązków statystycznych. Do tego coraz większa populacja ludzi leczy się sama, korzystając z reklamowanych w telewizji przeciwgrypowych środków.
(waw)