Szczyty pod „Strzechą”
„Góra z górą się nie zejdzie...” za to spotkali się ci, którzy je zdobywają. Zresztą, dzięki nim w raciborskiej „Strzesze” pojawiły się mroźne szczyty najwyższych pasm górskich.
Stało się to możliwe podczas Raciborskiego Festiwalu Podróżniczego „Wiatraki 2005”. Po raz drugi rozkręciło je Stowarzyszenie Artystów i Podróżników „Grupa Rosynant”, organizator imprezy. Można było usłyszeć tu opowieści o pasjonujących wyprawach, nierzadko okupionych łzami bólu, rozpaczy, ale i szczęścia ze spełnionych marzeń. Ilustrowały je filmy i fotografie, wykonane przez podróżników o światowej renomie. Wśród nich byli Piotr Pustelnik, który zaprezentował slajdowisko „30 lat w górach” oraz Jeremy Wilson z pokazem „Marząc o Denali (McKinley)”.
Dobre dla każdego
II Raciborski Festiwal Podróżniczy „Wiatraki 2005” odbył się w dniach 28-30 października w Domu Kultury „Strzecha”. Z pokazami slajdów i filmów wystąpili podróżnicy o międzynarodowej sławie oraz ci mniej znani: David Kaszlikowski, Piotr Morawski, Jacek Teler, Zbyszek Borys, Arkadiusz „Arun” Milcarz, Piotr Pustelnik, Jeremy Wilson, Dawid Wacławczyk czy Marek Rapnicki. Nie zabrakło projekcji filmów podróżniczych i ekstremalnych. Chętni mogli spróbować sił na ściance wspinaczkowej, podczas otwartych zawodów wspinaczkowych o Puchar Starosty Raciborskiego. W tym roku wygrał je Marcin Wygnał. Punktem kulminacyjnym festiwalu był koncert zespołu „Stare Dobre Małżeństwo”. „Każdy podróżnik zaczynał od Beskidów, a tam każdy, w schronisku, przy akompaniamencie gitary, śpiewał piosenki SDM” - mówi Dawid Wacławczyk, organizator „Wiatraków”. Z satysfakcją dodaje, że tegoroczna edycja imprezy odniosła pełen sukces i utwierdziła w przekonaniu, że tego typu przedsięwzięcie w Raciborzu jest potrzebne i zdobyło już sobie sporą rzeszę widzów.
Piotr Pustelnik doktor nauk technicznych, himalaista. Przygodę z górami rozpoczął od ... Beskidów. Na swoim koncie ma 12 ośmiotysięczników a także wiele wypraw w najważniejsze na świecie pasma górskie.
Nowiny Raciborskie: O wyprawach mówi Pan dość lekko, nieraz tonem żartobliwym, wplatając zabawne historie. Ale przecież wspinaczka nie jest łatwym zajęciem, podczas niej giną ludzie.
Piotr Pustelnik: Z czasem coraz spokojniej podchodzę do każdej wyprawy. Na każdej z nich trzeba pożartować, pośmiać się, pogadać, bo inaczej człowiek od tego niebezpieczeństwa by zwariował. Gdyby na pierwszej wyprawie obok mnie zeszła lawina, to nie wiem, co bym wtedy zrobił ze strachu. Teraz nawet się tym nie przejmuję.
NR: Wydawałoby się, że alpinizm to wciąż pasja dla nielicznych, tymczasem na pańskich zdjęciach widać, że na szczytach panuje prawdziwy tłok.
PP: Najwięcej ludzi jest zawsze na Mount Evereście. Jest to góra bardzo spektakularna. Wiele osób wchodzi na nią tylko dlatego, by mieć co wpisać do CV i dzięki temu zrobić karierę. Tymczasem prawdziwy alpinista idzie drogą góry. Jest ona bardzo długa. Na slajdach pokazałem 30 lat zbierania konkretnego doświadczenia. To kawał życia.
NR: Ile trwa pobyt na szczycie, zdobytym kosztem tak ogromnego wysiłku?
PP: Może kilkanaście minut...
NR: Czy jest jakiś kodeks etyki, obowiązujący w górach?
PP: Musisz umieć wybaczać, zapomnieć o urazach. To także przede wszystkim solidarność, lojalność, rzetelność a nawet spolegliwość wobec partnera.
NR: Po tylu latach wspinaczki czuje Pan potrzebę opowiadania o tym...
PP: Traktuję to nawet jako obowiązek, by to, co widziałem, pokazać dalej. Są pewne wartości, o których trzeba mówić. Poza tym mnie również sprawia to przyjemność.
#nowastrona#
Jeremy Wilson (USA) opowiedział o wyprawie na Denali (McKinley), najwyższą górę Ameryki Północnej (6194 m n.p.m.) W dalszym ciągu jest to jego marzeniem, ponieważ panujące na górze warunki były zbyt ciężkie i Amerykanin nie doszedł na szczyt.
#nowastrona#
Jeremy Wilson (USA) opowiedział o wyprawie na Denali (McKinley), najwyższą górę Ameryki Północnej (6194 m n.p.m.) W dalszym ciągu jest to jego marzeniem, ponieważ panujące na górze warunki były zbyt ciężkie i Amerykanin nie doszedł na szczyt.
Nowiny Raciborskie: Co sprowadza cię do Polski?
Jeremy Wilson: Moja dziewczyna, która z pochodzenia jest pół Niemką i pół Polką. Od roku mieszkamy w Warszawie. Jestem nauczycielem języka angielskiego.
NR: Dopiero przymierzasz się do tych najwyższych gór...
JW: Faktycznie, nie jestem jakimś superwspinaczem, nie zdobyłem jeszcze żadnego ośmiotysięcznika, choć bardzo bym chciał i pewnie kiedyś to nastąpi.
NR: Co ciągnie cię w góry?
JW: Oczywiście przygoda. Wspinaczka to ogromne wyzwanie, ale też dzięki temu można na swojej drodze spotkać wspaniałych ludzi, których łączy miłość i szacunek do przyrody. Większość z nas jest także członkami organizacji ekologicznych.
NR: Byłeś już w polskich górach?
JW: Dopiero zamierzam pojechać w Tatry. Lubię się wspinać, ale nie mam na tym punkcie obsesji. Inaczej nie mieszkałbym w Warszawie (śmiech).
(Adk)