Powyborczy bałagan
Wypłowiałe twarze niedawnych kandydatów do parlamentu do dziś straszą przechodniów w Raciborzu. Tymczasem, zgodnie z prawem, plakaty już dawno powinny zniknąć.
Na usunięcie plakatów wyborczych komitety mają 30 dni od daty wyborów. Termin ten, w przypadku wyborów parlamentarnych, minął więc 25 października. 14 listopada, kiedy zamykaliśmy ten numer Nowin Raciborskich, znalezienie afiszów nie nastręczało żadnych trudności. 11 listopada spieszący na mszę za ojczyznę w kościele farnym mogli na przykład oglądać na słupach zarządzanych przez Ośrodek Sportu i Rekreacji twarze kandydatów do Sejmu, w tym obecnych posłów Andrzeja Markowiaka i Henryka Siedlaczka. Dwa dni wcześniej, kiedy byliśmy w sprawie plakatów w komendzie straży miejskiej, powiedziano nam zaś, że OSiR plakaty już usunął. Czyżby więc strażnicy nie wiedzieli, jak jest rzeczywiście? Od nas też dowiedzieli się, że jadących do centrum od strony Markowic wita postać kandydata na senatora „upiększająca” wbrew przepisom przydrożne drzewa, za co grozi do 1500 zł grzywny.
Komendant straży miejskiej przyznaje, że z plakatami jest kłopot, gdyż komitety wyborcze wykazują dalece mniej gorliwości w ich usuwaniu niż wcześniej w wieszaniu. Nierzadko zdarza się, że w ogóle nie ma z kim rozmawiać, bo komitet już się rozwiązał. Słyszymy też, że rozwieszanie zlecono firmie reklamowej, a usługa obejmowała również usunięcie plakatów, Komitety więc umywają ręce – mówi komendant Szymon Czeczko. Firmy zarządzające bilbordami zwlekają ze „ściąganiem” polityków, bo zwyżka sporo kosztuje. Czekają więc na nowych klientów, a jak ci się pojawią, twarze kandydatów na reprezentantów narodu są zaklejane nowymi afiszami. Zgodnie z przepisami, jeśli plakaty nie zostaną usunięte w terminie, na koszt komitetów wyborczych mogą to uczynić z polecenia prezydenta służby komunalne. W straży miejskiej twierdzą jednak, że koszty tego byłyby dla miasta duże, a możliwość odzyskania pieniędzy wątpliwa.
(waw)