Bombowa lekcja
Bomba w Gimnazjum nr 5- telefoniczną informację tej treści odebrała raciborska policja tuż przed południem, 10 listopada. Dzwoniąca osoba ostrzegła, że wybuch nastąpi za 45 minut. Okazało się, że był to jeden z uczniów szkoły. Zrobił to dla żartu.
Policja powiadomiła dyrekcję gimnazjum i podstawówki. Natychmiast odbyła się ewakuacja blisko 800 osób, uczniów i pracowników obu szkół. Na nogi postawione zostały wszystkie służby. Policja zabezpieczyła teren wokół budynku. Zamknięte dla ruchu zostały ul. Opawska od ronda po skrzyżowanie z ul. Bukową oraz ul. Wczasowa, również od ronda do skrzyżowania przy kościele pw. NSPJ.
Po ewakuacji gimnazjaliści wysłani zostali do domów. Spora ich grupa jednak czekała na zakończenie akcji w okolicach szkoły. Mieliśmy wtedy w-f i byliśmy na boisku. Wychowawca powiedział, że mamy się ewakuować - mówią chłopcy z III b. Dzieci z podstawówki na rodziców czekały w kościele i salkach katechetycznych. Większość uczniów opuściła szkołę bez kurtek, w kapciach. Nie było czasu na zejście do szatni. Wiele osób myślało też, że alarm to jedynie ćwiczenia i wszystko zakończy się w ciągu góra 10 minut. Na teren wokół szkoły nie było wstępu do czasu sprawdzenia budynku przez policyjnych pirotechników. Dopiero ok. godz. 15.00 potwierdziło się to, czego w zasadzie wszyscy się domyślali. Alarm był fałszywy.
Sprawca zamieszania zatrzymany został ok. godz. 16.00. To 15-letni uczeń G-5. Policji udało się ustalić, że dzwonił z budki telefonicznej przy ul. Katowickiej. Przyznał się, że to on zadzwonił z informacją o bombie. Powiedział, że był to żart.
Chłopak dobrze znany jest już policji. W 2003 r. sąd rodzinny umieścił go w ośrodku wychowawczym. Kara została zawieszona ze względu na stan zdrowia nastolatka. Trwa szacowanie strat, spowodowanych głupim żartem. Trzeba mobilizować wiele służb. Związane są z tym ogromne koszty - mówi Sebastian Dworak, rzecznik prasowy KPP w Raciborzu. Policja zamierza wnioskować, by ponieśli je rodzice żartownisia.
(Adk)