Błagam o święty spokój
Wizyty policjantów, ponaglenia do spłaty długów i strach o bezpieczeństwo rodziny – to problemy, z którymi Danuta Kubenka (na zdj. z córeczką) musi zmagać się niemalże codziennie. A wszystko dlatego, że w jej mieszkaniu zameldowany jest były więzień.
Danuta Kubenka boi się odgłosu pukania do drzwi i ludzi, którzy szukają poprzedniego lokatora. Mężczyzna, który wyszedł właśnie z więzienia jest nadal w jej mieszkaniu zameldowany.
Gdy się o tym dowiedziałam, przeżyłam szok! - denerwuje się pani Danuta. Wraz z rodziną mieszka tu od trzech lat. Ma 9-letniego syna i 7-miesięczną córkę. Przez cały czas otrzymuje korespondencję, adresowaną do poprzedniego lokatora. Głównie chodzi o niezapłacone rachunki oraz pisma z sądu – mówi kobieta. Nie do zniesienia stały się dla niej ciągłe wizyty policjantów, poszukujących mężczyzny. Nie ma już siły tłumaczyć, że taki człowiek tu nie mieszka. Sąsiedzi dziwnie na nas patrzą. Przez pierwsze pół roku policjanci przychodzili do nas co drugi dzień – opowiada pani Danuta. To właśnie od policjanta dowiedziała się, że mężczyzna jest w dalszym ciągu zameldowany w jej mieszkaniu. Do tej pory myślałam, że po prostu posługuje się starym dowodem osobistym – przyznaje kobieta.
Miłość z aresztu
Informacja o takim lokatorze była dla niej szokiem. Ostatnio przyszło zawiadomienie, że PKP za niezapłacone przez niego bilety odało sprawę do prokuratury. Boję się, że zaraz przyjdzie mi do mieszkania komornik albo, co gorsza, jacyś inni podejrzani panowie, chcący odzyskać długi – mówi wystraszona. Wizyt „podejrzanych panów” też już miała wiele, ale ze strachu nie otwierała im drzwi. Nie tak dawno przyszedł kolejny list. Danuta Kubenka otworzyła go, mając nadzieję, że będzie tam jakiś namiar na mężczyznę. Był to list miłosny od przebywającej w areszcie kobiety. W każdej chwili może do mnie przyjść, bo będzie chciała go odwiedzić. Jeszcze mnie pobije, bo pomyśli, że jestem jego kochanką – obawia się nasza rozmówczyni.
Bez obaw
Skoro ta pani ma tytuł prawny do zajmowanego lokalu, to nie ma się czego obawiać. Sam meldunek niczym nie skutkuje. Poprzedni lokator nie ma do tego mieszkania już żadnych praw – uspokaja Mariusz Mróz, dyrektor MZB. Przyznaje, że takie sytuacje się zdarzają. Wynikają one z tego, że w przypadku osób, które przebywają w nieustalonym miejscu, procedury wymeldowania z urzędu są skomplikowane i długotrwałe.
W takich przypadkach stoimy przed dylematem, czy czekać na finał postępowania z urzędu i trzymać pusty lokal, czy też przekazać go potrzebującej rodzinie – twierdzi dyrektor.
Z naszych informacji wynika, że poprzednim najemcą był człowiek, który przeniósł się do domu opieki. Mieszkał z synem, ale ten nie posiadał żadnego tytułu prawnego do zajmowanego lokalu. Już w 1999 r. ojciec chciał go wymeldować. Główny najemca zdał lokal w 2001 r. Jeżeli potwierdzi się, że jego syn jest tam nadal zameldowany, to rozpoczniemy procedurę wymeldowania go z urzędu – dowiedzieliśmy się od Wioletty Śliwińskiej, zastępcy dyrektora MZB.
Danuta Kubenka może wystąpić z wnioskiem do urzędu o wymeldowanie mężczyzny. Musiałabym złożyć pismo i wykupić znaczki skarbowe. Tylko dlaczego mam ponosić koszty za coś, czego nie dopilnowali urzędnicy? Ale co się dziwić. Zmiany nazwiska na domofonie nie mogę się doprosić od trzech lat – gorzko kwituje kobieta. Ma nadzieję, że jej kłopoty z byłym lokatorem wreszcie się skończą.
(A. Dik)