Miłość na końcu świata
Ona - kobieta po przejściach. On - mężczyzna z przeszłością. Bez domu, ale z wiarą, że miłość wszystko pokona.
Pani Zofia przeżyła koszmar. Mąż o mało co nie spalił jej żywcem. Trafiła do domu dla bezdomnych. Dopiero tu znalazła bezpieczeństwo, przyjaźń i spotkała miłość swojego życia.
Koszmar Zofii Dutki trwał 15 lat. Była żoną alkoholika. Pochodzi z Nowego Sącza. Tam wyszła za mąż. Alkohol zaczął się po ślubie. Myślałam, że jak mąż zmieni środowisko, to przestanie pić. Przenieśliśmy się do Rud, gdzie mieszkała moja kuzynka – wspomina pani Zofia. Przeprowadzka niczego nie zmieniła, wręcz pogorszyła sytuację.
Piekło domowego ogniska
Rodzina Dutków zamieszkała w domu na odludziu, pod lasem. Mąż bezkarnie mógł pastwić się nad rodziną. Nikt nie słyszał krzyków maltretowanej kobiety i płaczu dzieci. Któregoś dnia, jak zwykle, przyszedł pijany. Oblał ją benzyną i podpalił. W domu nie było wody. Mąż furiat, w jednym z napadów szału poniszczył wszystkie krany. Płonąca żywcem kobieta wybiegła z domu i rzuciła się w hałdę śniegu. Poparzenia były tak rozległe, że konieczny był przeszczep skóry.
Pora na szczęście
Przez wiele miesięcy Zosia leczona była w szpitalu w Siemianowicach Śląskich, potem w Raciborzu. Tam dowiedziała się o „Arce N”. Nie chciała wracać do męża, rozwiodła się z nim i wybrała dom dla bezdomnych. Mieszka w nim od kwietnia 2003 r. Tu znalazła spokój i bezpieczeństwo.
Trójka dzieci, dwie dziewczynki i chłopczyk, znalazła się w rodzinie zastępczej. Pani Zofia jest z nich bardzo dumna. Pokazuje ich zdjęcia. Cieszy się, że mają dobrych opiekunów i warunki, jakich nigdy nie miały w rodzinnym domu. W pewnym momencie, gdy tak opowiada o nich i o sobie, wyciąga kartkę z serduszkami. Dostałam ją na Dzień Kobiet od przyjaciela, którego tu poznałam – mówi ściszonym głosem. Po chwili pokazuje już srebrny łańcuszek z Matką Boską i kolczyki, które dostała od niego w prezencie. Dzieci go lubią – mówi z radością. Przyznaje, że po tym, czego doświadczyła w domu, nie przypuszczała, że kiedykolwiek spojrzy na mężczyzn bez odrazy i strachu. Pan Józef sprawił, że jest szczęśliwa.
Odnalazł swoją Arkę
Pan Józef w „Arce N” mieszka już od 6 lat. Tak bardzo wstydziłem się tu przyjść. Od urodzenia mieszkałem w Sudole. Byłem ministrantem i znalazłem się w domu dla bezdomnych – mówi Józef Figura. Miał żonę. Chorowała na białaczkę w ostrej postaci. Urodziła syna. Chłopiec, obecnie dorosły już mężczyzna, jest niepełnosprawny. Przyjmowane przez nią leki uszkodziły płód. Zmarła 15 lat temu. Pan Józef załamał się. Coraz więcej czasu, zamiast w domu, zaczął spędzać z kolegami w barze. Syna nie mogłem zostawić samego, więc zabierałem go ze sobą. Ktoś doniósł do opieki społecznej, że chodzę z dzieckiem do baru i mi go odebrali. Po tym to już w ogóle nie miałem po co do domu wracać – opowiada. Co zarobił, to przepił. W końcu stracił pracę i dom. Tułał się po znajomych aż dał się przekonać pracownikowi socjalnemu do zamieszkania w „Arce N”. Tu o alkoholu nie ma mowy – zapewnia. Przez dłuższy czas pomagał w gospodarstwie, prowadzonym przez ośrodek oraz okolicznym rolnikom. Od grudnia pracuje jako parkingowy. Boże, jak ja się z tego cieszę! Przez wiele godzin stoję w mrozie, deszczu, ale to nic. Jak mam wolne, to nie mogę się doczekać, kiedy znowu pójdę do pracy – mówi z radością Józef. Jeszcze w tym roku ma otrzymać mieszkanie. Wprowadzi się do niego z Zofią.
#nowastrona#
Zosia i Józio
#nowastrona#
Zosia i Józio
Gdy Zofia została przywieziona do „Arki N” była cała zabandażowana. Rany nie chciały się goić. Opiekowała się nią współlokatorka z pokoju. Wyglądała strasznie, ale od razu wpadła mi w oko – zapewnia mężczyzna. Odwiedzał mnie, przynosił owoce, pomagał w rehabilitacji – mówi Zofia uśmiechając się do przyjaciela. Jest późny wieczór. Józef właśnie wrócił z pracy. Przyszedł odwiedzić Zofię. Przez chwilę, przy stole w ciasnym pokoiku domu dla bezdomnych tworzy się prawdziwie domowa atmosfera. Józef wykłada zakupy. Zofia parzy kawę. Razem spędzają każdą wolną chwilę. Najbardziej lubimy spacerować po Raciborzu i słuchać biesiady śląskiej z radia. Zobaczysz Zosiu, kiedyś cię na taką biesiadę zabiorę, spodoba ci się – mówi Józef. Zofia gładzi go po policzku. Miły gest, dobre słowo, którym obdarza ją Józef ciągle jest dla niej czymś zaskakującym. Cieszy się każdym drobiazgiem, jak choćby tym, że wspólnie wypiją kawę. Przed każdym wyjściem Józefa do pracy robi mu herbatę do termosu.W domu bała się wejść do kuchni, bo mąż rzucał w nią garnkami z wrzątkiem. Z Józefem oglądają w telewizji mecze piłki nożnej. Zofia niedługo będzie obchodzić urodziny. Józef już upatrzył prezent. U jubilera.
W „Arce N” mieszkają w osobnych pokojach. Zamierzają się pobrać. Mieli to zrobić w kwietniu. Postanowili jednak poczekać, aż Józef dostanie mieszkanie. Chcą być na swoim.
Oboje wiele w życiu przeszli. Trafiliśmy na koniec świata. Kto by pomyślał, że Zosia mnie tu znajdzie - dziwi się mężczyzna. To Józio znalazł Zosię – odpowiada mu kobieta.
(A. Dik)
(A. Dik)